Sometimes we need someone who will be with us forever.
Ten rozdział może okazać się całkiem cienki, ale wiedzcie że się staram żeby jakoś dotrwać do 30 rozdziału nie zdradzając co się tam wydarzy. Jako że ustaliłam zgodnie ze sobą, wyszło mi że będzie 32 rozdziały jeśli nieb będzie żadnych niespodzianek. Jak pewnie widzicie zmieniłam wygląd, ale to dlatego że nie umiem wstawić szablonu bo moje techniczne sprawności jak się okazuje nie są takie sprawne. Mam nadzieję, że nie zniechęcicie się po kilku zdaniach. Enjoy!
P.S Nie wiem kiedy następny, pewnie jakoś za tydzień bo ten jest z poślizgiem
P.S.S Jak dodam szablon to zobaczycie bohaterów bo stworzy się osobny dokument z nimi.
Nie wiem jak to jest możliwe ale nic nie pamiętam z tamtego wieczoru, oprócz tego że wróciliśmy dość wcześnie bo profesor Dumbledore nas nakrył a Tom u niego i tak już miał sporo nagrabione, bo bądźmy szczerze tylko ten profesor go nie lubi. Gdy wróciłam moje wścibskie Carmen i Carol od razu się zainteresowały tym jak to było itd. Odpowiedziałam że nie wiem i poszłam spać. No tak mniej więcej wyglądała wersja którą opowiedziała mi Carmen.
- O Brooke wstałaś już ? - spytała przygłupkowatym głosem Carmen czesząc włosy w kitkę.
- Jak widzisz - odrzekłam pocierając oczy by lepiej widzieć.
- Już od rana próbujesz zajść mi za skórę co ? A dziś mamy przecież taki piękny dzień! - krzyknęła uradowana rzucając szczotkę o łóżko Helen która jeszcze spała, przez co ta drgnęła nerwowo więc Carmen musiała po nią iść najciszej jak się dało.
- A co dziś jest takiego specjalnego ? - spytałam zmęczona jej radością.
- Idziemy do Hogsmeade głuptasku - uśmiechnęła się - Ja, ty, Tom i Cedric. Chociaż czy ja wiem czy będzie chciał z Tobą iść po Twoim wczorajszym chamstwie.
- Ale ja tego nie zrobiłam celowo! Mówię Ci to przecież, że sama nie wiem jak to mogło wyjść z moich ust! - krzyknęłam oburzona. Co jak co ale Carmen powinna mi wierzyć, a nie stać po nie mojej stronie
- No dobra nie spinaj się tak, bo Ci jeszcze żyłka wyjdzie - zaśmiała się wskazując mi na czoło.
- Jaka żyłka do cholery ? - zapytałam.
- Już nie ważne - cmoknęła w powietrzu.
Ubrałam się szybko, i razem z Carmen zeszłyśmy na śniadanie. Gdy weszłyśmy do Wielkiej Sali, moje oczy nie uchwyciły przy stole ani Cedrika ani Toma. Gdy rozejrzałam się po stole dla Puchonów zobaczyłam że Cedric siedzi obok jakiś swoich puchońskich kolegów. Widział że się na niego patrzę a nie pomachał tylko odwrócił głowę jakby nic się nie stało i wcale mnie nie zobaczył. Zrobiło mi się wtedy trochę smutno, więc szybko poszłam na miejsce. Toma cały czas nie było. Zobaczyłam że Cedric wstaje, więc szybko wstałam od stołu i trochę podbiegłam do niego i chwyciłam za rąbek szaty.
- Ced, możemy pogadać ? - spytałam z nutką prośby w głosie.
- Nie mamy o czym - odpowiedział stanowczo.
- Ile masz zamiar jeszcze się na mnie gniewać ?
- Zależy, to się jeszcze zobaczy. - odrzekł sucho, bez emocji. Poczułam że mu nie zależy na tym byśmy ponownie się przyjaźnili.
- Cedric, proszę. Dlaczego taki jesteś ? Ja się staram, a ty jesteś obojętny. Dlaczego mi tego nie wybaczysz? To nie jest fajne uczucie, wiem zachowałam się okropnie, ale ja tego nie zrobiłam celowo.
- Brooke, ty nie rozumiesz bo ty nie wiesz co się z Tobą dzieję. Nie widzisz że się zmieniasz. To nie jesteś ta sama ty z którą się zawsze przyjaźniłem. Nie chcę a właściwie nie mogę ci tego wybaczyć bo wybaczyłbym coś obcej osobie.
- Ale ja zawsze taka byłam, Cedric prosze. - powiedziałam prosząco.
- Brooke...
- Ced! Nigdy w życiu nie powiedziałabym Ci czegoś co mogłoby Cię zranić, jak mogłeś tak pomyśleć? Wiem, że mogę się zmieniać nie masz pojęcia co teraz przechodzę.
- Masz tak że podobają Ci się dwie osoby a nie potrafisz wybrać? I co chwila masz jakieś rozterki, albo gdy jesteś blisko rozwiązania to znowu się cofasz o kilka kroków dalej ? - spytał
- Dokładnie.
- To witam w klubie - odrzekł i spojrzał za siebie - Tom idzie, to ja idę bo będzie że jeszcze zarywam.
Już miał odejść. Jednak ja go złapałam za rękę.
- Nie. Cedric masz stać. - rozkazałam
- Co no! - krzyknął po czym się uspokoił. Tom miał przejść wobec tego obojętnie jednak jego szatę też złapałam.
- Podać sobie ręce na zgodę - powiedziałam spokojnie.
- Że co niby ? - zapytali w tym samym czasie.
- Podajcie sobie ręce. Tak ciężko zapamiętać ? - spytałam z wyrzutem w głosie.
- Nic mu nie podam - odrzekł Tom
- Ja tym bardziej - fuknął Cedric.
- Możecie przestać myśleć tylko o sobie i swoich problemach? Możecie postawić się w mojej sytuacji? Obydwoje jesteście dla mnie ważni, a nie mam zamiaru wybierać pomiędzy wami. - powiedziałam z nutką nadziei w głosie.
- No dobra. Robię to tylko dla Ciebie - rzucił Tom.
- NIE. Jeśli macie robić to dla mnie, to dziękuję bardzo, wolę już pomiędzy wami wybrać. A tego nie chce. Robicie to tylko dla siebie.
Stali i na siebie patrzyli. Cedric zawsze był wyższy od Toma więc musiał troszkę opuszczać wzrok. Pamiętam jak byliśmy młodsi, Cedric zawsze zabierał Tomowi rzeczy i kładł je gdzieś wysoko. Na moje nieszczęście mi też tak czasem robił. Ale mnie za to nosił jeszcze na baranach. Ha! A co warto czasem powspominać dobre czasy w 1-2 klasie.
- Więc jak będzie ? - spytałam z nadzieją
- Zgoda - powiedział Cedric
- Masz rację - odrzekł Tom po czym podali sobie rękę.
Byłam szczęśliwa więc rzuciłam się obydwojgu w uścisk. Carmen nam nie pożałowała i szybko rzuciła się Cedricowi w objęcia po czym przypomniawszy sobie że już nie są razem odkleiła się od niego i rzuciła do tyłu jak poparzona.
- To idziemy do tego Hogsmeade ? - spytałam przerywając niezręczną ciszę.
- Pewnie że tak - odrzekł Cedric.
- Więc ruszajmy - uśmiechnęła się Carmen najwyraźniej cały czas przytłoczona tym co się stąło kilka chwil temu.
niedziela, 26 maja 2013
piątek, 3 maja 2013
Rozdział 19 cz.3
Podkładzik taki że szczena opada :D
Tak, więc to będzie moja pierwsza dedykacja ( i więcej chyba nie będzie - mało osób komentuje ;<) dla Izoldy Griffin :) Której komentarze zawsze sprawiają że się szczerze jak głupia do monitora. I każdego kto to czyta ale się wstydzi skomentować ( albo mu się nieee chce ) proszę aby weszli na TEN blog. Bo 1 jest świetny. 2. jest świetny i 3. jest świetny. Ale przechodząc do tego rozdziału to może być trochę nudny, ale potem się wszystko rozkręci. Cierpliwość popłaca !
Laura
P.S Kolejny jakoś w przyszłym tygodniu.
Tom zatrzymał się i spojrzał na mnie swoimi pięknymi szarymi oczami. Czułam jak z nóg robią mi się waciaczki i już miałam zawrócić i powiedzieć że nic się nie stało i może sobie iść. No ale jednak tak się nie stało bo odzyskałam mowę.
- Tom. Ja wiem, że ty nie poszedłeś tam z zakładu - wykrztusiłam.
Chłopak patrzył na mnie ze zdziwieniem po czym się uśmiechnął nie ukrywając zdziwienia.
- Czemu mi nie ufasz Brooke ? - zapytał
- Ja..bo..ja nic o Tobie nie wiem Tom. Jak mogę ufać komuś o kim wiem tyle że ma na imię Tom a na nazwisko Riddle ? Czy ty byś komuś ufał gdybyś wiedział tylko tyle ? - spytałam.
- Nie lubię opowiadać o sobie - odrzekł bez emocji.
- To może zrobisz wyjątek ? - zapytałam z lekkim uśmiechem.
Tom popatrzył na mnie. Ostatnio robił to często. Bardzo często. Troszkę mnie to przerażało. Ale szczerze uwielbiałam patrzeć w jego szare oczy, które przyciągały mnie do niego bardziej niż biegun A do biegunu B.
- No dobrze. Chodź się przejść. - zaproponował.
- No ja n..
- Zaufaj mi Brooke. - powiedział ciepło Riddle i dotknął mojej dłoni.
- Nnno dobrrze - powiedziałam i zmusiłam się na uśmiech.
Szłam obok niego, rozkoszując się tym że ta głupia krowa Elizabeth nas widzi. Stała i patrzyła na nas a jej twarz powolutku stawała się coraz bardziej fioletowa, aż w końcu wybuchła i rzuciła się w stronę swoich koleżanek cały czas pozostając fioletowa na twarzy. Odpowiadało mi to że ta wyjątkowo wredna Puchonka w końcu dostała za swoje.
Gdy patrzyłam na niego przerywał swoje skupienie i uśmiechał się patrząc mi w oczy aż dotąd dokąd się nie odwróciłam w drugą stronę. Potem znowu o czymś intensywnie rozmyślał.
Ciężko było mi stwierdzić dokąd prowadzi mnie czarnowłosy, ale postanowiłam mu zaufać mimo tego co widziałam jakieś dziesięć minut temu. Wyszliśmy z zamku. Tom prowadził mnie na błonia. Co z tego że był Listopad skoro słońce świeciło tak jakby było lato. Rozejrzałam się po okolicy i stwierdziłam że sami tu nie będziemy, bo chyba każdy chce się jeszcze rozkoszować słońcem które może nie długo już na trochę się nie pojawić. Myślałam na samym początku że będziemy siadać, jednak kiedy miałam taki zamiar Tom złapał mnie za rękę i pociągnął za sobą. Szliśmy przez chwilkę w milczeniu.
- Brooke opowiedz mi o swojej rodzinie. - powiedział Tom.
- Moja rodzina nie jest ciekawa. - odrzekłam bez zastanowienia.
- Na pewno bardziej niż moja - odpowiedział uśmiechając się promiennie.
- Niech będzie. Mam trzy siostry Kate, Michelle i Lucy, którą miałeś przyjemność poznać na balu. To ta która chciała z Tobą tańczyć. Wiem, dziwna, ale jak się z nią pomieszka dłużej to jest jeszcze bardziej dziwna. No moi rodzice to Mark i Olivia. Często się kłócili gdy byłam dzieckiem, w sumie w dalszym ciągu się kłócą. Wyglądają z pozoru na zakochanych w sobie, jednak w życiu jest inaczej. Nie jest to wysłana różami bajeczka o szczęśliwym zakończeniu, bo żeby było szczęśliwe zakończenie to musi być chociaż szczęśliwy początek. Nie no chwila początek był szczęśliwy. Był wtedy kiedy się poznali. Kiedy jeszcze nie mieli siebie dość, tylko chcieli więcej i więcej. No cóż najwyraźniej chcieli siebie aż za dużo bo teraz żałują swoich czynów z młodości. Można to przecież wytłumaczyć jako że w młodości popełnia się głupstwa prawda Tom? No ale można zwalić to na tamte czasy, choć te wcale nie są lepsze prawda? Czy ty kiedykolwiek byś tak postąpił? Czy chciałbyś więcej i więcej swojej ukochanej zamiast cieszyć się tym co masz? - powiedziałam patrząc w jego szare oczy.
- Wiesz Brooke. Cały czas mi jest ciebie mało. Zwłaszcza że mało o Tobie wiem. Cieszę się z tego co mam, ale mam tego tak mało że nie dziwne jest to że chcę więcej. Ale przecież ja nie chcę zbyt wiele prawda? Bo ja chcę tylko Ciebie. To nie tak wiele. Owszem dla mnie znaczysz bardzo dużo. - powiedział i uśmiechnął się z czułością.
- Wiesz Tom, ja nie chcę.. ja po prostu się boję powiedzieć Ci co czuję w związku do Ciebie. Boję się tego że pewnego dnia po prostu znikniesz na zawsze. Albo co gorsza staniesz się kimś kim nigdy w życiu być nie powinieneś, że zboczysz na złą drogę. - odrzekłam na co w moich oczach zebrały się łzy.
- Nie płacz proszę - powiedział ignorując moją poprzednią wypowiedź.
- Tom obiecaj mi to, że nigdy nie zejdziesz na złą drogę. Nigdy nie wybierzesz tej która nie jest dla Ciebie wskazana. Że nigdy ale to nigdy nie zrobisz czegoś co mogło by zaszkodzić tobie i twojemu bezpieczeństwu. Obiecaj mi to Tom. Obiecaj - powiedziałam twardo nie zwracając uwagi na łzy.
Chłopak nagle jak poparzony puścił moją dłoń i spojrzał na mnie przerażonym wzrokiem. Nie ukrywał swojego zdziwienia. Patrzył na mnie jakby obawiał się że jego największy sekret nagle został wydany, bałam się że coś mi zrobii. Jednak on uśmiechnął się i znowu wydawał się odprężony.
- Nie mogę Ci tego obiecać. - odrzekł
- Ale dlaczego ? - zapytałam połykając ślinę. Czułam że stąpam po kruchym lodzie.
- Nikt nie jest całkowicie odpowiedzialny za to co robi. Czasami robimy coś, a nie jesteśmy co do tego pewni. Brooke to jest jedyna rzecz której nie mogę ci obiecać. - uśmiechnął się.
- No dobrze - powiedziałam z zakłopotaniem analizując jego słowa.
- Jeśli masz mi to za złe, to mogę Ci to obiecać. Tylko nie wiem czy dotrzymam słowo - powiedział patrząc mi prosto w oczy.
- Wolę żebyś nie obiecywał mi jeśli masz nie dotrzymać. - uśmiechnęłam się lekko.
- Więc właśnie - powiedział i zaczął iść - Co robią teraz Twoje siostry ?
- Jedna Michelle pracuje w Ministerstwie, a Kate ... ona chyba też. No i Lucy to Lucy - powiedziałam z rozbawieniem, na co Tom się uśmiechnął. - Opowiedz mi coś o sobie Tom.
- No to tak : Mam na imię Tom. - powiedział a ja się roześmiałam po czym dodał - Moja matka pochodziła z rodziny blisko ze Sal.. ekhm to znaczy czystokrwistej, ale zrobiła błąd bo poślubiła szl..mugola. Niesamowicie przystojnego jak ludzie powiadali ( przewrócił oczami ). Ale moja matka była brzy.. nie urodziwa więc ta szl.. mój ojciec nie chciał z nią być. Ona uwarzyła eliksir miłości i mu go podała. Potem myślała że on ją kocha. Jednak ta łajz.. on zostawił ją samą ze mną. Ale ta zdr.. kobieta zmarła po chwili gdy mnie urodziła. Wychowywałem się w Sierocińcu. Nikt tego o mnie nie wie. I proszę nie mów tego nikomu.. Nie chce żeby się wydało jaki popełniła błąd i jakim sukin.. okropnym człowiekiem okazał się ten de..człowiek.
Przełknęłam ślinę. Nigdy w życiu nie spodziewałam się tego że Tom może się tak przede mną otworzyć, że może tak przed kimś ogólnie.
- No to teraz już coś wiesz. Przez coś rozumiem bardzo dużo. Ufasz mi ? - zapytał z uśmieszkiem
- Nawet bez tego Ci ufałam - uśmiechnęłam się podstępnie.
- Jakież sprytne zagranie rozegrałaś Campbell - roześmiał się.
- No wiesz, ale jak chcesz możesz mi jeszcze coś opowiedzieć - zaśmiałam się i spojrzałam mu w oczy.
- Nie wiem czy to wiesz Brooke, ale masz takie same oczy jak ja. - powiedział i przypatrzył się głębiej, i głębiej a potem to już chyba zdarzyło się to, że nasze usta dziwnym trafem się spotkały i nie chciały pożegnać. To było takie urocze, takie jak na filmach. Szkoda, że wtedy tam stało więcej osób i zaczęło się pogwizdywanie (chłopcy) i fuknięcia ( dziewczynki ). Ale w tłumie znalazł się też Cedric, który trochę bardzo się wkurzył, ale nic nie powiedział. Było mi go szkoda, ale za bardzo kochałam Toma by teraz myśleć o kimś innym. Mimo wszystko w końcu musieliśmy się odlepić i iść dalej rozmawiając o wszystkim i o niczym. No takie miałam plany, ale Cedric zdenerwował się albo poczuł zazdrosny trochę za bardzo i gdy miałam iść to podszedł do nas i chwycił mnie za rękę.
- Brooke, możemy porozmawiać? - zapytał
- Nie wydaje mi się żeby chodziło Ci tylko o rozmowę - fuknął Tom
- Tom błagam Cię to tylko rozmowa - powiedziałam uśmiechnięta próbując rozwiać atmosferę która spoczywała w powietrzu.
- Już to widzę - mruknął jednak oddalił się kilka stóp dalej.
- Tak ? - spytałam patrząc na przyjaciela.
- Co to mają być za sceny ? - syknął Cedric.
- O co ci chodzi znowu ?! - żąchnęłam się
- No te wasze ciągłe całowania, przytulania i różne takie.
- Że jak !? Przepraszam Cię, ale raz się pocałowaliśmy a ty robisz z tego wielkie halo.
- Przynajmniej przeprosiłaś
- C.. Nie mam Cię za co przepraszać!
- Masz.
- Jeśli masz tak ze mną rozmawiać to weź już sobie idź, bo nie powstrzymam się od zrobienia Ci krzywdy - syknęłam chwytając różdżkę jednak nie pokazywałam jej.
- Jestem wyższy.
- A ja sprytniejsza Puchonku-Sruchonku. Nie masz w sobie nic ze sprytu. Jesteś nikim. - pysknęłam po czym ugryzłam się w język. Nigdy nie byłam taka a już na pewno nie w stosunku do Cedrica.
- Ced ja przeprasza-mm, nie chodziło mi o to. Ja na prawdę Poczekaj chwilę! Cedric no. - krzyknęłam do oddalającej się postaci.
- Chodziło mi właśnie o to - powiedział chłopak i odszedł.
Stałam sama i nie wiedziałam co ze sobą zrobić. Właśnie tak utraciłam najlepszego przyjaciela. Dlaczego ja to powiedziałam?
- Brooke, coś się stało ? - zapytał Tom przejęty.
- Przytul mnie - powiedziałam
- Co?
- Przytul.
Tom zrozumiał i przytulił mnie szczerze. Czułam że idziemy, nie chciałam stawiać oporu więc po prostu wtuliłam się w niego i szłam. Tom kilka metrów dalej, przy jeziorze, z widokiem na zachód słońca. Machnął kilka razy różdżką i pojawił się koc a na nim jedzenie. Było to tak romantyczne, że musiałam uważać by się nie rozpłakać.
- Usiądź. - wskazał na koc. Zrobiłam to o co poprosił.
- Do kolacji wystarczy - oznajmiłam usadzając się na kocyku
- Kto powiedział że idziemy na kolację ? - spytał z rozkosznym uśmiechem.
- Jak to ?
- Bo wiesz, dzisiejszego wieczoru, dziewczyno jesteśmy tylko ja i ty. - szepnął po czym mnie pocałował. Wiedziałam, że tego wieczoru nie zapomnę.
Tak, więc to będzie moja pierwsza dedykacja ( i więcej chyba nie będzie - mało osób komentuje ;<) dla Izoldy Griffin :) Której komentarze zawsze sprawiają że się szczerze jak głupia do monitora. I każdego kto to czyta ale się wstydzi skomentować ( albo mu się nieee chce ) proszę aby weszli na TEN blog. Bo 1 jest świetny. 2. jest świetny i 3. jest świetny. Ale przechodząc do tego rozdziału to może być trochę nudny, ale potem się wszystko rozkręci. Cierpliwość popłaca !
Laura
P.S Kolejny jakoś w przyszłym tygodniu.
Tom zatrzymał się i spojrzał na mnie swoimi pięknymi szarymi oczami. Czułam jak z nóg robią mi się waciaczki i już miałam zawrócić i powiedzieć że nic się nie stało i może sobie iść. No ale jednak tak się nie stało bo odzyskałam mowę.
- Tom. Ja wiem, że ty nie poszedłeś tam z zakładu - wykrztusiłam.
Chłopak patrzył na mnie ze zdziwieniem po czym się uśmiechnął nie ukrywając zdziwienia.
- Czemu mi nie ufasz Brooke ? - zapytał
- Ja..bo..ja nic o Tobie nie wiem Tom. Jak mogę ufać komuś o kim wiem tyle że ma na imię Tom a na nazwisko Riddle ? Czy ty byś komuś ufał gdybyś wiedział tylko tyle ? - spytałam.
- Nie lubię opowiadać o sobie - odrzekł bez emocji.
- To może zrobisz wyjątek ? - zapytałam z lekkim uśmiechem.
Tom popatrzył na mnie. Ostatnio robił to często. Bardzo często. Troszkę mnie to przerażało. Ale szczerze uwielbiałam patrzeć w jego szare oczy, które przyciągały mnie do niego bardziej niż biegun A do biegunu B.
- No dobrze. Chodź się przejść. - zaproponował.
- No ja n..
- Zaufaj mi Brooke. - powiedział ciepło Riddle i dotknął mojej dłoni.
- Nnno dobrrze - powiedziałam i zmusiłam się na uśmiech.
Szłam obok niego, rozkoszując się tym że ta głupia krowa Elizabeth nas widzi. Stała i patrzyła na nas a jej twarz powolutku stawała się coraz bardziej fioletowa, aż w końcu wybuchła i rzuciła się w stronę swoich koleżanek cały czas pozostając fioletowa na twarzy. Odpowiadało mi to że ta wyjątkowo wredna Puchonka w końcu dostała za swoje.
Gdy patrzyłam na niego przerywał swoje skupienie i uśmiechał się patrząc mi w oczy aż dotąd dokąd się nie odwróciłam w drugą stronę. Potem znowu o czymś intensywnie rozmyślał.
Ciężko było mi stwierdzić dokąd prowadzi mnie czarnowłosy, ale postanowiłam mu zaufać mimo tego co widziałam jakieś dziesięć minut temu. Wyszliśmy z zamku. Tom prowadził mnie na błonia. Co z tego że był Listopad skoro słońce świeciło tak jakby było lato. Rozejrzałam się po okolicy i stwierdziłam że sami tu nie będziemy, bo chyba każdy chce się jeszcze rozkoszować słońcem które może nie długo już na trochę się nie pojawić. Myślałam na samym początku że będziemy siadać, jednak kiedy miałam taki zamiar Tom złapał mnie za rękę i pociągnął za sobą. Szliśmy przez chwilkę w milczeniu.
- Brooke opowiedz mi o swojej rodzinie. - powiedział Tom.
- Moja rodzina nie jest ciekawa. - odrzekłam bez zastanowienia.
- Na pewno bardziej niż moja - odpowiedział uśmiechając się promiennie.
- Niech będzie. Mam trzy siostry Kate, Michelle i Lucy, którą miałeś przyjemność poznać na balu. To ta która chciała z Tobą tańczyć. Wiem, dziwna, ale jak się z nią pomieszka dłużej to jest jeszcze bardziej dziwna. No moi rodzice to Mark i Olivia. Często się kłócili gdy byłam dzieckiem, w sumie w dalszym ciągu się kłócą. Wyglądają z pozoru na zakochanych w sobie, jednak w życiu jest inaczej. Nie jest to wysłana różami bajeczka o szczęśliwym zakończeniu, bo żeby było szczęśliwe zakończenie to musi być chociaż szczęśliwy początek. Nie no chwila początek był szczęśliwy. Był wtedy kiedy się poznali. Kiedy jeszcze nie mieli siebie dość, tylko chcieli więcej i więcej. No cóż najwyraźniej chcieli siebie aż za dużo bo teraz żałują swoich czynów z młodości. Można to przecież wytłumaczyć jako że w młodości popełnia się głupstwa prawda Tom? No ale można zwalić to na tamte czasy, choć te wcale nie są lepsze prawda? Czy ty kiedykolwiek byś tak postąpił? Czy chciałbyś więcej i więcej swojej ukochanej zamiast cieszyć się tym co masz? - powiedziałam patrząc w jego szare oczy.
- Wiesz Brooke. Cały czas mi jest ciebie mało. Zwłaszcza że mało o Tobie wiem. Cieszę się z tego co mam, ale mam tego tak mało że nie dziwne jest to że chcę więcej. Ale przecież ja nie chcę zbyt wiele prawda? Bo ja chcę tylko Ciebie. To nie tak wiele. Owszem dla mnie znaczysz bardzo dużo. - powiedział i uśmiechnął się z czułością.
- Wiesz Tom, ja nie chcę.. ja po prostu się boję powiedzieć Ci co czuję w związku do Ciebie. Boję się tego że pewnego dnia po prostu znikniesz na zawsze. Albo co gorsza staniesz się kimś kim nigdy w życiu być nie powinieneś, że zboczysz na złą drogę. - odrzekłam na co w moich oczach zebrały się łzy.
- Nie płacz proszę - powiedział ignorując moją poprzednią wypowiedź.
- Tom obiecaj mi to, że nigdy nie zejdziesz na złą drogę. Nigdy nie wybierzesz tej która nie jest dla Ciebie wskazana. Że nigdy ale to nigdy nie zrobisz czegoś co mogło by zaszkodzić tobie i twojemu bezpieczeństwu. Obiecaj mi to Tom. Obiecaj - powiedziałam twardo nie zwracając uwagi na łzy.
Chłopak nagle jak poparzony puścił moją dłoń i spojrzał na mnie przerażonym wzrokiem. Nie ukrywał swojego zdziwienia. Patrzył na mnie jakby obawiał się że jego największy sekret nagle został wydany, bałam się że coś mi zrobii. Jednak on uśmiechnął się i znowu wydawał się odprężony.
- Nie mogę Ci tego obiecać. - odrzekł
- Ale dlaczego ? - zapytałam połykając ślinę. Czułam że stąpam po kruchym lodzie.
- Nikt nie jest całkowicie odpowiedzialny za to co robi. Czasami robimy coś, a nie jesteśmy co do tego pewni. Brooke to jest jedyna rzecz której nie mogę ci obiecać. - uśmiechnął się.
- No dobrze - powiedziałam z zakłopotaniem analizując jego słowa.
- Jeśli masz mi to za złe, to mogę Ci to obiecać. Tylko nie wiem czy dotrzymam słowo - powiedział patrząc mi prosto w oczy.
- Wolę żebyś nie obiecywał mi jeśli masz nie dotrzymać. - uśmiechnęłam się lekko.
- Więc właśnie - powiedział i zaczął iść - Co robią teraz Twoje siostry ?
- Jedna Michelle pracuje w Ministerstwie, a Kate ... ona chyba też. No i Lucy to Lucy - powiedziałam z rozbawieniem, na co Tom się uśmiechnął. - Opowiedz mi coś o sobie Tom.
- No to tak : Mam na imię Tom. - powiedział a ja się roześmiałam po czym dodał - Moja matka pochodziła z rodziny blisko ze Sal.. ekhm to znaczy czystokrwistej, ale zrobiła błąd bo poślubiła szl..mugola. Niesamowicie przystojnego jak ludzie powiadali ( przewrócił oczami ). Ale moja matka była brzy.. nie urodziwa więc ta szl.. mój ojciec nie chciał z nią być. Ona uwarzyła eliksir miłości i mu go podała. Potem myślała że on ją kocha. Jednak ta łajz.. on zostawił ją samą ze mną. Ale ta zdr.. kobieta zmarła po chwili gdy mnie urodziła. Wychowywałem się w Sierocińcu. Nikt tego o mnie nie wie. I proszę nie mów tego nikomu.. Nie chce żeby się wydało jaki popełniła błąd i jakim sukin.. okropnym człowiekiem okazał się ten de..człowiek.
Przełknęłam ślinę. Nigdy w życiu nie spodziewałam się tego że Tom może się tak przede mną otworzyć, że może tak przed kimś ogólnie.
- No to teraz już coś wiesz. Przez coś rozumiem bardzo dużo. Ufasz mi ? - zapytał z uśmieszkiem
- Nawet bez tego Ci ufałam - uśmiechnęłam się podstępnie.
- Jakież sprytne zagranie rozegrałaś Campbell - roześmiał się.
- No wiesz, ale jak chcesz możesz mi jeszcze coś opowiedzieć - zaśmiałam się i spojrzałam mu w oczy.
- Nie wiem czy to wiesz Brooke, ale masz takie same oczy jak ja. - powiedział i przypatrzył się głębiej, i głębiej a potem to już chyba zdarzyło się to, że nasze usta dziwnym trafem się spotkały i nie chciały pożegnać. To było takie urocze, takie jak na filmach. Szkoda, że wtedy tam stało więcej osób i zaczęło się pogwizdywanie (chłopcy) i fuknięcia ( dziewczynki ). Ale w tłumie znalazł się też Cedric, który trochę bardzo się wkurzył, ale nic nie powiedział. Było mi go szkoda, ale za bardzo kochałam Toma by teraz myśleć o kimś innym. Mimo wszystko w końcu musieliśmy się odlepić i iść dalej rozmawiając o wszystkim i o niczym. No takie miałam plany, ale Cedric zdenerwował się albo poczuł zazdrosny trochę za bardzo i gdy miałam iść to podszedł do nas i chwycił mnie za rękę.
- Brooke, możemy porozmawiać? - zapytał
- Nie wydaje mi się żeby chodziło Ci tylko o rozmowę - fuknął Tom
- Tom błagam Cię to tylko rozmowa - powiedziałam uśmiechnięta próbując rozwiać atmosferę która spoczywała w powietrzu.
- Już to widzę - mruknął jednak oddalił się kilka stóp dalej.
- Tak ? - spytałam patrząc na przyjaciela.
- Co to mają być za sceny ? - syknął Cedric.
- O co ci chodzi znowu ?! - żąchnęłam się
- No te wasze ciągłe całowania, przytulania i różne takie.
- Że jak !? Przepraszam Cię, ale raz się pocałowaliśmy a ty robisz z tego wielkie halo.
- Przynajmniej przeprosiłaś
- C.. Nie mam Cię za co przepraszać!
- Masz.
- Jeśli masz tak ze mną rozmawiać to weź już sobie idź, bo nie powstrzymam się od zrobienia Ci krzywdy - syknęłam chwytając różdżkę jednak nie pokazywałam jej.
- Jestem wyższy.
- A ja sprytniejsza Puchonku-Sruchonku. Nie masz w sobie nic ze sprytu. Jesteś nikim. - pysknęłam po czym ugryzłam się w język. Nigdy nie byłam taka a już na pewno nie w stosunku do Cedrica.
- Ced ja przeprasza-mm, nie chodziło mi o to. Ja na prawdę Poczekaj chwilę! Cedric no. - krzyknęłam do oddalającej się postaci.
- Chodziło mi właśnie o to - powiedział chłopak i odszedł.
Stałam sama i nie wiedziałam co ze sobą zrobić. Właśnie tak utraciłam najlepszego przyjaciela. Dlaczego ja to powiedziałam?
- Brooke, coś się stało ? - zapytał Tom przejęty.
- Przytul mnie - powiedziałam
- Co?
- Przytul.
Tom zrozumiał i przytulił mnie szczerze. Czułam że idziemy, nie chciałam stawiać oporu więc po prostu wtuliłam się w niego i szłam. Tom kilka metrów dalej, przy jeziorze, z widokiem na zachód słońca. Machnął kilka razy różdżką i pojawił się koc a na nim jedzenie. Było to tak romantyczne, że musiałam uważać by się nie rozpłakać.
- Usiądź. - wskazał na koc. Zrobiłam to o co poprosił.
- Do kolacji wystarczy - oznajmiłam usadzając się na kocyku
- Kto powiedział że idziemy na kolację ? - spytał z rozkosznym uśmiechem.
- Jak to ?
- Bo wiesz, dzisiejszego wieczoru, dziewczyno jesteśmy tylko ja i ty. - szepnął po czym mnie pocałował. Wiedziałam, że tego wieczoru nie zapomnę.
Subskrybuj:
Posty (Atom)