sobota, 16 lutego 2013

Rozdział 15. cz.2

Po naszym tańcu, zmęczyłam się trochę przyznam szczerze. W końcu, nie byłam całkiem dobrze sprawna fizycznie. Wzrokiem znalazłam miejsce gdzie można usiąść. Powiedziałam Jamie'mu, że idę odpocząć i żeby poszedł z kimś innym zatańczyć. Ruszyłam w kierunku jakby sofy stojącej przy stoliku z piciem. Nie mogłam pojąć, że miałam się tak jeszcze bawić do samego rana. Ja się tutaj tak nasapie. Ale ważna jest dobra zabawa. Tak to chyba można nazwać mottem dzisiejszego wieczoru. Błądziłam po całej sali, obserwując z powolna osoby. Czasami zatrzymywałam się, aby w myślach skomentować ubiór, bądź to jak bardzo nie lubię danej osoby. Carmen z Cedrikiem, wyglądali tak uroczo. Widać było, że Carmen nie za bardzo sprzyja towarzystwo otaczających ją i Cedrika dziewczyn, czekających tylko na to, gdy ona go puści. No tak, Carol też widziałam. Jej niebieska suknia, trochę się wyróżniała. A właściwie to nie suknia, tylko ona sama. Większość dziewczyn miało spięte włosy, a ona rozpuszczone. A i ona w końcu jest całkiem wysoka. Na całe szczęście Philip jest wyższy. Nawet sporo wyższy. Nie mogłam pojąć, tego, że tylko ja jestem taka niska. Jak to możliwe, w ogóle możliwe? Moje siostry mają po 175 cm wzrostu, mama podobnie a tata 187 cm. Jeej a ja jakiś specjalny przypadek z 165 cm. Cudownie. Pocieszające było to, że Julie i Helena, są niższe ode mnie. Jednak za dużo czasu z nimi nie spędzałam, a za to z Carmen wyższą ode mnie, tak. Och no proszę, bardzo. Riddle z Luizą idą. Ale gdzie? Wychodzą z wielkiej sali... Zaraz, zaraz, a co jeśli się pokłócili? Ojoj jak fajnie. Muszę iść za nimi. Może być ciekawie. W pewnym momencie chciałam nawet iść po Carmen żeby poszła ze mną, ale za bardzo podejrzanie by to wyglądało. Ruszyłam za nimi, tym samym wychodząc z miejsca tańców. Skręcili w bok, okej trochę szybciej, żeby ich nie zgubić. Są! Dobra, spokojnie teraz podsłuchujemy. Może i to było bezczelne. Jednak, jakoś trzeba było sobie dawać rade.
- Tom, nie możesz przestać oderwać od niej wzroku! - krzyknęła Luiza
Tom jednak nic na to nie odpowiedział. Nie wiedziałam o kim mówi Luiza, ale musiała jej naprawdę nie lubić.
- Będziesz tak milczał?! No cudownie. Może coś powiedz! Sam mówiłeś, że jest denerwująca!-
- Tak wiem - powiedział spokojnym opanowanym tonem
- Tak wiem?  Tyle? To dlaczego jeszcze tu ze mną stoisz idź do niej! No idź! - powiedziała szlochając
- Może i jest denerwująca. I bezczelna. I uważa siebie za najlepszą. I chce być we wszystkim najlepsza. I często się złości. Często jest zazdrosna i.. często mnie obraża. Jednak mimo to jest najlepsza - powiedział ignorując ją
- No to fajnie. PO CO MI TO! NIE OBCHODZI MNIE ONA! JEST WREDNA. - krzyknęła
- Chcesz żebym był szczery. To proszę. Powiedziałem to co o niej myśle. - powiedział.
- TAK CHCĘ. JEDNAK NIE W JEJ KIERUNKU. DLACZEGO PIERW JESZCZE WCZEŚNIEJ JEJ NIE LUBIŁEŚ A TERAZ.. TRYSKASZ DO NIEJ MIŁOŚCIĄ? -
- Mam być szczery ? -
- TAK MASZ -
- Od początku 5 klasy mi się podoba. Nawet nie wiem czy nie wcześniej. -
- ŻE JAK? I TY SPECJALNIE TAK ZROBIŁEŚ CO? ZMÓWILIŚCIE SIĘ? ŻE TY IDZIESZ ZE MNĄ A ONA. ONA Z JAMIE'M? TO TAK NAPRAWDĘ PEWNIE JUŻ JESTEŚCIE RAZEM CO?-
- Nie, nie jesteśmy. Nie rozmawialiśmy od czterech dni. No znaczy dzisiaj, ale to przy tańcu. Zresztą nie sądze, żeby ona chciała ze mną rozmawiać -
- E.. Czyli nie rozmawialiście tak? - powiedziała już trochę bardziej uspokojona.
- Tak. I pewnie jeszcze długo tak będzie -
- A to dobrze -
Dobrze? Nie będę chciała rozmawiać? Że jak? Czekałam od czterech dni na to, aż do mnie podejdzie. Aż ze mną porozmawia. Albo na mnie popatrzy. Nie rozumiem. Przecież on nawet nie patrzył, na mnie. Prawda? Usłyszałam, że już idą i szybko właściwie z wielką prędkością podbiegłam trochę dalej, żeby to nie wyglądało jakbym ich podsłuchiwała. Chociaż wiem że Tom wie, że ja tam stałam. Gdyby nie to nie powiedział by tego, że nie będę z nim chciała rozmawiać. Czasem Tom zachowywał się jak dziecko.

~~~~~~~

Jakby tak dziele go na 2 części bo nie mam weny. Do soboty!

piątek, 8 lutego 2013

Rozdział 15. cz.1

- Bardzo się zdziwiłaś tym, że jesteś prefektem? - zapytał Riddle patrząc z dumą na swoja odznakę połyskującą na jego szacie.
- Raczej tak. Zresztą jak każdy. Szczerze, to myślałam, że Carmen będzie prefektem - odpowiedziałam patrząc na niego.
- Też tak myślałem- odrzekł.
*****
Czas do balu minął niesamowicie szybko. Nim się spostrzegłam już siedziałam w dormitorium, bezsensownie bawiąc się różdżką, podczas gdy dziewczyny strasznie przejęte szykowały się do balu.
- Brooke! - krzyknęła Julie - Czemu się nie przygotowywujesz ? 
- Spokojnie - odparłam podnosząc głowę z poduszki - Mam jeszcze godzinę.
- To bardzo mało, więc radziłabym Ci już zacząć - powiedziała Carol, poprawiając Helenie fryzure.
- Okej - odpowiedziałam, i podeszłam do swojego kufra.
Po kilku sekundach znalazłam to czego szukałam, a mianowicie sukienki. Różowej zresztą. Może i ten kolor nie jest za specjalny, ale ładnie w nim wyglądam. Mama mi tak zawsze mówiła.
Ciekawa byłam jak ubierze się moja siostra - Lucy. W końcu jest w czwartej klasie, więc może iść. Drugie pytanie to z kim. Nie można było zaprzeczyć, że Lucy jest ładna, więc powinna mieć duży wybór w partnerach Wyjęłam moją suknię i położyłam na łóżko.
- Ładna jest. Czemu nie zakładasz? - zapytało nieśmiało Helena.
- Zaraz, muszę się napatrzeć - odrzekłam.
Gdy jeszcze chwilę na nią popatrzyłam, postanowiłam ją włożyć.
Ubrana już podeszłam, do lustra. 
- Rzeczywiście ładnie Ci w tym kolorze - szepnęła Julie stojąca za mną.
- Wiem - odrzekłam.
- Jesteś taaaka skromna - zaśmiała się Carol.
- To też wiem - odpowiedziałam roześmiana.
Nagle wszystkie zaczęłyśmy się śmiać. Sama nie wiedziałam z jakiego powodu, po prostu śmiałyśmy się i już. Gdyby ktoś teraz wszedł do naszego pokoju, zobaczyłby sześć przyjaciółek. W sumie to byłyśmy przyjaciółkami. Znaczy wydaje mi się, że jesteśmy przyjaciółkami. A nawet jeśli nie jesteśmy, to przynajmniej wyglądamy jakbyśmy nimi były. Wykorzystałam nie uwagę dziewczyn i spojrzałam ponownie w lustro. Nie mogłam uwierzyć, że to ja stoję w lustrze. To nie była ta sama dziewczynka co w pierwszej klasie. Profesor miał rację, ludzie naprawdę się zmieniają. Jedyne co mogło mi pozostać z tamtego wyglądu, to kolor włosów i oczy. Taak w dalszym ciągu miałam szare oczy. Nawet przez chwilę wydało mi się, że mam takie same jak Tom.
*****
Weszłam do głównego holu sama. Dziewczyny poszły do swoich towarzyszy. Mianowicie : Caroline do Philipa, Julie do Caspra, Helena do Igora, Carmen do Cedrika, Paula do Williama a ja miałam tu czekać na Jamie'go. Nie długo potem zobaczyłam go. Szedł do mnie, albo uśmiechnięty, albo dumny, że idzie ze mną.
- Jej, jaka śliczna Brooke - powiedział
- Dziękuję-  odpowiedziałam uśmiechając się.
Staliśmy rozmawiając jeszcze chwilę, gdy nagle wpadł profesor Dumbledore.
- Prefekci proszę do mnie - krzyknął zwołując nas do siebie. - Jak wiecie, albo i nie, wszyscy wybrani prefekci czyli wy, rozpoczynają bal tańcem. Co znaczy, że pierwszy taniec należy tylko i wyłącznie do was. I tylko cztery pary powinny się wtedy znajdywać na parkiecie. Dobieracie się tak jak zostaliście przydzieleni. Czyli Gryfon z Gryfonką itd. Rozumiecie? Pierwsi stojął Gryfoni. Bardzo dobrze, teraz Puchoni. Świetnie, teraz Ślizgoni, tak Brooke ty też. Dobrze i na sam koniec Krukoni. Wspaniale. Zaraz będziecie wchodzić.
Mhm, ekstra. Pierwszy taniec z Tomem.
-Ładnie wyglądasz - powiedział Tom.
- Dziękuję, ty również - odrzekłam
- Pewnie Jamie'mu się podoba, co? - zapytał
- Oczywiście - syknęłam - Luiza nie jest zazdrosna, że ze mną tańczysz teraz?
- Nie, to przecież tylko taniec. Jamie również, nie powinien być. 
- Też tak uważam.
Ten taniec, który miał za chwilę się zacząć, był prawdopodobnie najlepszym tańcem wieczoru. Tak Jamie jest uroczy, ale Tom ma w sobie coś co przyciąga do niego.
Nagle drzwi do Wielkiej Sali otworzyły się i cztery pary weszły do środka. Czułam, że z Tomem jesteśmy najbardziej obserwowani przez osoby. Nawet profesor Slughorn się na nas patrzył. W pewnym momencie stanęliśmy. Tom złapał mnie tak jak podczas pierwszej lekcji tańca i zaczęła grać muzyka. Cztery pary wirowały po parkiecie. Nie powiem, ale było nawet miło. Po kilku minutach utwór zakończył się i nastąpił kolejny kawałek, całkiem podobny do poprzedniego. Tym razem ja już tańczyłam z Jamie'm a Tom z Luizą. Muszę przyznać, że miło się tańczy z Jamie'm jednak, o wiele lepiej z Tomem. Mimo to nie miałam zamiaru zwracać na to uwagi. Chciałam się świetnie bawić, możliwe, że do samego rana. Zauważyłam w pewnym momencie Lucy. Przyszła z Cameronem ze Slytherinu. Nie mogłam uwierzyć, przecież on był z mojego rocznika. Nie taki przystojny, ale to już zależy od gustu. Lucy miała na sobie kremową suknie. Pff, moja ładniejsza. Widziałam też Carmen z Cedrikiem. Właściwie to teraz zrozumiałam, że ona nie jest Hiszpanką tylko Chinką. Coś mi się musiało pomieszać. Albo ma Hiszpańskie imię, a wygląd i strój Chinki... albo Japonki.
~~~~~~~~~~~~

Podzieliłam ten rozdział na dwie części. Będę teraz dodawała każdy rozdział w sobotę. Dziś zrobiłam wyjątek, co oznacza, że jutro już nie dodaję. Poszperałam trochę w googlach i znalazłam możliwe, że suknie ważniejszych dziewczyn na balu. Nie zwracajcie uwagi na twarze ( chyba że u Carmen :D) 

Suknia Brooke :) ( Tak, tak podkradłam Hermionie :D)
Suknia i zarazem wygląd Carmen:
Suknia Caroline (Carol):
Suknia Julie:
Suknia Heleny:
Suknia Pauli:
Suknia Elizabeth(ta która pocałowała Cedrika):
Suknia Luizy(towarzyszki Toma):
Suknia Pervency( prefekta z Hufflepuffu):
Suknia April ( prefekta z Ravenclaw):
I na sam koniec Suknia Lucy(czyli siostry Brooke, nie oceniajcie surowo, ciężko było znaleźć):

Jeśli chcecie możecie oceniać, która najładniejsza. :) O ile ktoś to w ogóle czyta. c: No i może już na sam koniec Cedrik i Carmen ( ekhm. Podkradłam z filmu:D)

DO SOBOTY :3












czwartek, 7 lutego 2013

Rozdział 14.

A tak naprawdę nic nie czułam, oczywiście poza tym, że stałam jakby na palcach bo Tom jest wyższy. Po chwili odsunęłam się od niego, to co przed chwilą zrobił, przyprawiło mnie o mieszane uczucia. Z jednej strony byłam na niego zła, a z drugiej chciałam by ta chwila trwała wiecznie. No cóż, gdyby nie wydarzenia na stołówce i w szpitalu pewnie wybrałabym tą drugą stronę. Jednakże strasznie łatwo mnie zdenerwować, więc zmuszona byłam wybrać opcję numer jeden. Może i mój tryb myślenia jest dość skomplikowany, ale całe szczęście nie muszę się w tym pogłębiać. Popatrzyłam na niego wzrokiem pełnym pogardy, i odsunęłam się tak jak rozmawialiśmy na początku. Spuściłam wzrok w ziemię. Nie chciałam tu dłużej stać w milczeniu. Postanowiłam wrócić do Wielkiej Sali. Chwilę później byłam już na miejscu. Bez żadnych rozglądań się powróciłam na swoje miejsce. Carmen siedziała tak jak wcześniej, tylko że pogrążona w rozmowie z Cedrikiem i... Jamie'm. Ten widok naprawdę był przerażający zwłaszcza, że Cedrik podobno tak bardzo za nim nie przepadał, a teraz sobie tam z nim wesoło gawędził. Czyli, albo Riddle oszukał mnie, albo Cedrik jego. Możliwe jest też to, że udaje, przy nim miłego. Ale zaraz to jest za bardzo sprytne, a on w końcu jest Puchonem. Nie mam nic do nich, ale nie są tak specjalnie sprytni.
- Co ty taka zamyślona Brooke? - powiedziała widząc moją postać.
- Nie zauważyłaś, że od jakiegoś czasu, jestem.. ciągle.. zamyślona - odpowiedziałam patrząc na nią licząc że zrozumie, że to przez Toma.
- Taak - przytaknęła, podsuwając się w moją stronę szepnęła - Gdzie Tom?
- Sama nie wiem, właściwie to chy.. - przerwałam bo zobaczyłam, że właśnie wchodzi do Wielkiej Sali. Oczywiście nie sam. Tylko z.. właściwie to sam. - Tam.
- Zauważyłam - odpowiedziała - Jak myślisz podejdzie?
- Nie - szepnęłam.
Przez kilka minut nasz wzrok błądził za nim i za tym gdzie podąży. Wydawałoby się, że chce iść do stołu Gryfonów, ale podszedł i usiadł obok Cedrika. Naprzeciwko mnie, na ukos do Carmen.
- Cześć Tom - zagaił - Gdzie byłeś?
- Na korytarzu - powiedział całkiem naturalnym tonem.
- Aha. - odrzekł - Czemu nic nie jesz?
- Nie jestem.. głodny - rzucił świdrując mnie wzrokiem.
- Cedrik nic nie wie prawda? - szepnęłam przysuwając się do niej trochę
- Nie wie, i lepiej jak tak zostanie - odrzuciła dość głośno.
- Panienki nie ładnie tak plotkować - powiedział rozbawiony Cedrik.
- Co ty nie powiesz - odrzuciła Carmen, uśmiechając się serdecznie - To chyba zacznę robić to częściej.
- I tak już robisz to dość często - odrzekł
- Ejejej - spojrzała na niego wzrokiem z politowaniem - Ja wcale nie plotkuje.
- Jasne - rzucił.
- Oj możecie sobie darować? bo trochę jakoś dziwnie się zrobiło - powiedziałam spoglądając na Cedrika.
- Czemu patrzysz na mnie ? To Carmen zaczęła - rzucił ze śmiechem.
- Jas.. - nie dokończyła Carmen bo jej przerwałam.
- O tym własnie mówię. - powiedziałam
- Już dobra, nie będziemy - zaśmiała się dziewczyna.
Chwilę nie przysłuchiwałam się ich rozmowie. Prowadziłam "pojedynek" na spojrzenia z Tomem. Nie odzywaliśmy się ani razu. Podejrzewam, że nawet o nas zapomnieli, że w ogóle tu jesteśmy.
- No, Tom - powiedział Cedrik, sprawiając, że Riddle odwrócił ode mnie wzrok - Jak tam bal?
- Cudownie. Luiza to naprawdę bardzo miła dziewczyna - odrzekł niby zwyczajnym tonem.
- Jak to Luiza? - zdziwił się .
- A to ty nic nie wiesz? - zapytałam głośno, wyprzedzając Toma.- Jaka szkoda, że ON Ci nic nie powiedział
- Nie idziecie razem na bal? - zapytał
- Nie - odpowiedzieliśmy w tym samym czasie.
- I znaleźliście sobie innych partnerów? Tj. Jamie'go i Luizę?
- Tak - odpowiedziałam - I niech tak zostanie.
- Oby - rzucił Tom ponownie świdrując mnie wzrokiem.
- No dobrze, okej, ale tylko zastanawiam się czemu? - zapytał patrząc to na mnie to na niego.
- Oj, przykro mi Ced - odpowiedziałam wstając - Ale lepiej będzie, jak Rid. znaczy się Tom Ci opowie, o swym jakże uroczym zachowaniu.
- Ach tak - rzucił również wstając - Czyli wszystko co trudne jak zwykle 'TOM' tak?
- Oj przestań Riddle - rzuciłam z uśmiechem - Trudniejsze rzeczy już udawało Ci się zrobić, a PRAWDY nie jesteś w stanie powiedzieć? Nie możliwe.
Tom spojrzał na mnie piorunującym wzrokiem i ponownie usiadł.
- Oh masz rację Campbell - odrzekł poprawiając włosy - A więc Cedrik, w szpitalu, gdy królewna się obudziła, temat zszedł na NIEGO. Zaczęliśmy rozmawiać o tym.. i o różnych sprawach. I potem zwyczajnie zaczęliśmy się kłócić. To znaczy właściwie to był tylko monolog. Brooke cały czas płakała.
- Sprawiłeś. że. dziewczyna. płakała? - zapytała z pełnym pogardy wzrokiem Carmen.
- Sama sprawiła - odpowiedział- Jak już zdołała wspomnieć ja mówiłem tylko prawdę.
Zrobiłam już krok do przodu, gdy usłyszałam ostatnie zdanie. Odwróciłam się ponownie i usiadłam spokojnie, kompletnie ignorując Riddle'a. Co nie udawało mi się specjalnie, gdyż zwracał na siebie uwagę, co chwila wtrącając mi się w słowo. Nie mogłam uwierzyć, że to jest ten Tom, który był taki szarmancki. Zresztą cały czas taki był, przy mnie nikogo nie grał. Był po prostu sobą. Swoją gorszą wersją. Nagle profesor Dippet stanął na swoim podwyższeniu i zaklaskał rękami.
- UWAGA! Uczniowie, jak wiecie prefekci nie zostali wybrani na początku roku, gdyż miałem pewne wątpliwości. Teraz już jestem pewien. Niech do opiekunów swoich domów zgłoszą się : Luiza Bromenew, Patrick Omegle, Cedrik Diggory, Pervency Clearmen, April Pick, Shon LaBrie, Tom Riddle oraz Brooke Campbell. Miłego dnia wam życzę - powiedział i wyszedł z wielkiej sali
Nie mogłam uwierzyć w to co usłyszałam. Jestem prefektem. Ale za to jestem prefektem z Riddle'm, panem Muszę-się-podlizywać-by-coś-osiągnąć. Jak widać Carmen, Tom, Jamie i nawet Cedrik, a zresztą wszyscy przy naszym stole zdziwili się z tego wyboru.
- Brooke.. ty jesteś.. - zaczęła Carmen
- Prefektem - dokończyłam uśmiechnięta.
- A ja jestem z.. nią - wskazał Cedrik na wysoką, szczupłą dziewczynę, o śniadej cerze i rudych włosach.
- Dobry wybór - wysyczała Carmen.
- Oj nie bądź zazdrosna - powiedział zatroskany Cedrik - Ona nie ma u mnie szans.
- Też to kiedyś słyszałam - odrzekłam patrząc na Toma.
- Co ty nie powiesz. - mruknął Tom
- Tom pozwól na sekundę. Ewentualnie na kilka - powiedziałam wskazując na korytarz.
- Oczywiście - odrzekł.
Gdy wyszliśmy już na korytarz, zaciągnęłam go w zaciszne miejsce.
- Jako, że teraz. Będziemy.. częściej spędzać ze sobą czas. Proszę nie zachowuj się w sposób okropny- wykrztusiłam.
- Jak sobie życzysz - powiedział.
- A teraz Tom pójdziemy do profesora Slughorna dobrze? - zapytałam
- Oczywiście-
W kilka minut zeszliśmy do komnaty profesora. Tom zapukał swoimi białymi palcami w drewniane drzwi, które po chwili uchyliły się.
- Och dzień dobry Tom, Brooke w czym mogę pomóc? - zapytał
- Profesor Dippet powiedział byśmy.. - zaczęłam
- Ach tak odznaki prefekta, proszę wejdźcie - uchylił drzwi już na dość dużą szerokość i zniknął w głębi pomieszczenia. Stałam nieruchomo czekając, aż Tom wejdzie jednak on wskazał ręką bym weszła.
- Dżentelmen - syknęłam cicho.
- Właśnie, tak - odpowiedział prawie nie słyszalnie.
Chwilę później wrócił Slughorn z dwoma błyszczącymi odznakami. Jedną wręczył Tomowi a drugą mi.
- Gratuluję wam. Prawdę mówiąc nie spodziewałem się, że panienka, panno Campbell zostanie wybrana do bycia prefektem. - powiedział
- Ja również - uśmiechnęłam się
- Usiądźcie, tak dawno was tu  nie było. To znaczy Tom czasem tu wpada, ale ty Brooke już od chyba trzeciej klasy tu nie byłaś. - powiedział wskazując fotele. - Jak wasze przygotowania do balu?
- Świetnie. - odpowiedział Tom - Mamy już partnerów.
- Och - jęknął - Obiło mi się o uszy, że idziecie razem czy to prawda?
- Właściwie to już nie - odpowiedziałam.
- Och - spojrzał na nas- Przykro mi. Naprawdę bardzo ładną parę razem tworzycie. Gdy na pierwszej lekcji razem tańczyliście, to bardzo przykładnie to wyglądało. Ale rozumiem, że musiało się coś stać byście zmienili swoje zdanie. Więc z kim idziesz na bal Tom?
- Z Luizą Bromenew z Gryffindor'u - odpowiedział dumnie Tom
- To miła dziewczyna, uważa na lekcjach, dobry wybór. A ty Brooke?- zapytał
- Z Jamie'm Casew z Hufflepuff'u - powiedziałam trochę opuszczając wzrok, czułam się naprawdę głupio bo wiedziałam, że profesor zdziwi się.
- Hmm.. Bardzo roztargniony z niego chłopak, jednakże całkiem dobrze sobie radzi z Eliksirami. - odpowiedział trochę ale jednak zdziwiony - Mimo, że wasi partnerzy są dość dobrzy, cały czas uważam, że powinniście wybrać się na bal razem. Profesor Sprout, jak i ja zresztą myśleliśmy po pierwszej lekcji tańca, że wybierzecie się razem. Naprawdę wasz wybór jest zaskakujący. Szkoda, naprawdę.
Gdy Slughorn zobaczył, że milczymy spoglądając na siebie, kontynuował.
- W każdym razie. Brooke przez te pięć lat się zastanawiałem. Jaka ty będziesz w przyszłości. Młodsza byłaś strasznie roztrzepana, gadatliwa, i nie powiem niezły był z ciebie rozrabiaka. Nie raz pamiętam jak się na Ciebie skarżono. Jednakże jak widać ludzie się zmieniają. Teraz jesteś odpowiedzialną, mądrą osobą. Choć w dalszym ciągu strasznie gadatliwą. Tak profesor McGonagall mi już zdążyła powiedzieć o Twoich rozmówkach z Tomem, na Transmutacji. Ale widać, że przestajesz się wyzbywać nawyków z przyszłości. Trochę szkoda, że już nigdy nie będę miał okazji zobaczyć, Cię takiej młodej, rozgadanej nie przejmującej się konsekwencjami.
- Ale profesorze ja przecież jeszcze zostaje tu dwa lata - powiedziałam wzruszona tym opisem mojej postaci. Jednak nie dawałam po sobie tego poznać. Przywykłam do ukrywania swoich uczuć. Chyba, że przed Tomem, przed nim mogę ciągle płakać.
- Chodzi mi o to Brooke, że dorastacie. Ciągle dochodzą nowi uczniowie, a Ci starsi odchodzą. Prawdopodobne jest to, że już nigdy się ich nie zobaczy. No ale nie ważne. Często też myślałem jak to jest, że ty jesteś w Slytherinie. Ty jesteś sprawiedliwa, szczera, prawa, ale dochodziło do mnie że sprytem nie grzeszysz. I przebiegłością. I częstymi atakami złości. I nie kontrolowaniem swoich emocji. I tym jak często używasz zaklęć na wrogach. O Elizabeth też słyszałem. Dobrze że użyłaś takiego a nie gorszego zaklęcia.- powiedział
- A muszę przyznać, że chodziło mi po głowie dużo gorsze zaklęcie - uśmiechnęłam się.
- Nie przyznawaj się nawet. - pogroził palcem z uśmiechem - W każdym razie.. myślałem ostatnio czy nie chciałabyś dołączyć do Klubu Ślimaka?
- Oczywiście, mogę dołączyć - powiedziałam z uśmiechem.
- Wspaniale - powiedział - Nie będę was już dłużej tu trzymał. Idźcie już.
- Do widzenia profesorze - rzucił Tom przepuszczając mnie w drzwiach.

niedziela, 3 lutego 2013

Rozdział 13.

Szłam, jak zwykle dość załadowanym ludźmi korytarzem, tak jak mi kazano - Prosto do Wielkiej Sali. Zdarzało się czasem, że ktoś mnie na chwilę zatrzymywał i pytał co mi się stało, jednakże odpowiadałam jedynie " Sama nie wiem " i odchodziłam. Do Sali weszłam bez ceremonialnie. W końcu widzieli mnie zaledwie... Zaraz widzieli mnie jakoś... trzy godziny temu. Eh no cóż bywa. Bez szukania, Riddle'a, pognałam ( nie dosłownie, bo po prostu jakby szybciej ) na swoje miejsce obok Carmen. Przywitała mnie z zapchanymi ustami.
- Ofej... Bfooke.. jfus wjestes? To f sume zuper, tfylko o co chobilo Pomowi? - zaczęła mówić, a w sumie usiłowała mówić.
- Proszę, przełknij posiłek - powiedziałam patrząc na nią z odrazą - Jakoś tak mi się nie dobrze zrobiło.
- Oj fobra, fobra - przełknęła i kontynuowała - Co się stało z Tomem? Jakiś taki zły jest
Popatrzyłam się na nią. Po jej wzroku zrozumiałam, że muszę się odwrócić w jego stronę. Można by powiedzieć, że przez chwilę się na mnie patrzył, jednak napotykając mój wzrok odwrócił się i niesamowicie pogrążył w rozmowie z jakimś Ślizgonem. Właściwie to Ślizgonką. A tak bardziej właściwie to Gryfonka. A tak już super właściwie to Luiza. Obmierzyłam ich wzrokiem pełnym pogardy, wstrzymując łzy, odwróciłam się w jej stronę.
- Trochę się jakby posprzeczaliśmy - zagaiłam, wbijając widelec w sałatkę, oraz konsumując jej składniki.
- Trochę? - zapytała z niedowierzeniem.
- Wiesz... po prostu... coś wiedziało, że tak już... - zaczęłam się jąkać. - Tak po prostu miało być Carmen. Już nie idę z nim na bal. Nie wcale nie żałuję. Tak zdążę znaleźć sobie innego partnera. I nie... ma potrzeby byś się o mnie martwiła.
Czarnowłosa popatrzyła na mnie jak co najmniej na jakieś nie wiem medium czy coś.
- E...- wyjąkała - Masz już jakieś propozycje co do nowego partnera?
- A wiesz, że mam? - szepnęłam i kiwnęłam głową na idącego w naszą stronę Jamiego - patrz idzie tu.
- Brooke, ale! - przerwała bo już szłam w jego kierunku.
- O cześć Brooke - zagaił wesoło - Już się lepiej czujesz? Szczerze powiedziawszy wystraszyłaś mnie trochę wtedy. Przyszedłbym do Ciebie wtedy w szpitalu, ale profesor Binns powiedział, że jedna osoba wystarczy. I wiesz dodatkowo Riddle.. to znaczy Tom stwierdził, że nie jestem tam specjalnie potrzebny.
- Wiesz co? Szczerze lepiej by było gdybyś to ty przyszedł wtedy zamiast niego- uśmiechnęłam się promiennie.
- Serio? - zapytał przeczesując palcami swoje śliczne blond włosy, opadające mu delikatnie na czoło. Przyuważyłam też delikatne rumieńce pojawiające się na jego twarzy.
- Bardziej serio chyba nigdy nie mówiłam - odrzekłam
- To miło, naprawdę, ale.. - zatrzymał się i dodał obserwując wzrokiem Toma - Obawiam się, że Twój chłopak, zaraz przyjdzie i coś mi zrobi.
- Hah, zabawne - parsknęłam śmiechem po czym dodałam całkowicie poważnie. - Nie ma prawa. Nawet najmniejszego.
- Ale myślałem, że was łączy jakaś więź. Wiesz bal i te sprawy - odchrząknął.
- Jeżeli cokolwiek między nami było. To się oficjalnie zakończyło. I to z balem też - powiedziałam patrząc w ziemię. Poczułam się trochę dziwnie. Zwierzałam się chłopakowi, którego ledwo znałam.
- Nie pytać o szczegóły? .
- Miło by było.
- Czyli, że poszukujesz partnera na bal? - powiedział wyraźnie pobudzony.
- Teoretycznie tak .
- No dobra czyli...- powiiedział - Brooke chcesz iść ze mną na bal?
Na początku chciałam odpowiedzieć 'tak'. Jednak coś mnie zatrzymało. Między innymi Tom. Poczułam jego wzrok na sobie. Zobaczyłam, zresztą, że czeka tylko na mój ruch, że chcę zobaczyć co wykonam. Myślałam na początku, że zwątpie i odpowiem inaczej, niż bym chciała. Jednak ta scena w szpitalu, dała mi do zrozumienia, co on tak naprawdę o mnie czuje.
- Z przyjemnością - odrzekłam i się uśmiechnęłam. W tym samym momencie, Tom pokręcił głową, walnął teatralnie pięścią o stół i wyszedł z Wielkiej Sali.
Zdziwiło mnie jego zachowanie, więc pożegnałam uściskiem Jamie'go i udałam się za nim. Nie dość, że uważał mnie za idiotkę, to jeszcze, robił sceny przy wszystkich. Skoro chciał wszystko skończyć, to proszę bardzo, niech tylko scen nie robi. Co to za zazdrość i to jeszcze z jego strony. Pff, zachowuje się jak jakieś dziecko.
Przyśpieszyłam kroku, obawiając się, że stracę go z widoku.
- TOM! - krzyknęłam na cały głos po czym nic nie podziałało więc dodałam - RIDDLE ZATRZYMAJ SIĘ W TEJ CHWILI!!!
- Co? - zatrzymał się z łaski swojej.
- Mógłbyś nie robić mi scen, przy całej szkole?
- Nie robię żadnych scen jeśli o tym mowa. Po prostu, źle zareagowałem.
- Co ty nie powiesz.
- Nie bądź sarkastyczna. Nie umiesz.
- Pozwól że sama zdecyduje co umiem a co nie.
- Ja tylko Ci to uświadamiam.
- Super. Co tam u Luizy?
- Świetnie. Czuje się bardzo dobrze. Żebyś widziała jej minę gdy dowiedziała się, że nie idziemy razem na bal. Taka szczęśliwa. A jeszcze bardziej się ucieszyła gdy ja ją poprosiłem o dotrzymanie mi towarzystwa w ten wieczór.
- To ekstra. Ja też mam partnera. Fajny, przystojny, wysoki. I przede wszystkim miły.
- Zauważyłem. Oczarowuje w niesamowicie miły sposób.
- Nie mów tak o nim. Sam lepszy nie jesteś panie Mogę-Mieć-Każdą-W- Tej-Szkole.
- Uwierz, że jestem lepszy. O niebo lepszy.
- Nie wydaje mi się.
- Jak sądzisz. Ten cały Jamie zostawi Cię od razu po balu czy trochę poczeka? Sądze, że od razu. Możemy się trochę podyskutować. Wiem że lubisz.
- Jesteś wredny.
- Przerastasz mnie swoim talentem.
- Okropny
- Wiem
- I bez duszny.
- No cóż bywa. Jeszcze coś?
- Mógłbyś się nie zachowywać jak głupi dzieciak!? Bla, bla bywa bla bla Luiza. A tak naprawdę mówisz to tylko dlatego, że bardzo mnie kochasz i chcesz bym poczuła się zazdrosna. A no i ty jesteś o mnie cholernie zazdrosny. Co źle na ciebie działa bo zachowujesz się jak palant. Wiesz co? Wiesz dlaczego płakałam frajerze?
- Nie mów nigdy tak do mnie. Rozumiesz? - złapał mnie za nadgarstki i przyciągnął do siebie.
- Haha, Riddle uspokój się. Nie robisz na mnie wrażenia. A wracając do tematu.. Płakałam dlatego, że cholernie Cię kocham. I nie chciałam Cię stracić. Nie mogłam pojąć tego co do mnie mówisz, tylko dlatego, że starałam się skupić na tym jak Cię zatrzymać, jak najdłużej. Ta chwila, gdy Cię ujrzałam w szpitalu. Tak to Ciebie się najmniej tam spodziewałam. To mnie tak strasznie bolało. Gdy zobaczyłam Twoją twarz. Nie Carmen, nie Cedrika, nie Jamie'go, tylko Twoją, wtedy miałam ochotę podbiec do Ciebie. Przytulić się i Cię nigdy nie puścić. Myślałam, że chcesz podobnie. No cóż oszukałeś moją wyobraźnie. Bo przyszedłeś tylko po to by się na mnie powyrzywać. A ja głupia myślałam, że mnie kochasz.. Hahaha rozumiesz to Riddle? Kochasz. Przecież ty nie umiesz docenić miłości. Dla Ciebie to tylko głupie słowo, które wystarczy wypowiedzieć, by umilić dzień jakiejś naiwnej idiotce jak ja. Tak Riddle, nazwałam się idiotką zadowolony jesteś?  Ta królewna, którą mnie mianowałeś umie się obrazić. Nie wyobrażałeś so... - nagle przerwałam. Zmuszona byłam przerwać.
Tom przyciągnął mnie do siebie, i pocałował. Tak jak nigdy, a to chyba był najwspanialszy moment od niedawna. Nie chciałam, żeby przestawał czułam się tak bezpieczna. Zrozumiałam, że go kocham bardziej od wszystkiego.

Rozdział 12.

Z jego objęć wyrwał mnie dzwonek. Pomyślałby kto, że tyle się wydarzyło przez jedną lekcje. Tylko, że taką jakby wolną lekcje. Co my teraz mamy? Chyba Historię Magii z Gryfonami. Cudownie czyli znowu lekcja z jakimiś włochaczami, dzikusami i innymi. Spojrzałam jeszcze raz na Toma ukradkiem i złapałam torbę. Poszłam sama w stronę klasy. Właściwie ciężko było mi pojąć po co mi ta cała historia. Co w tym takiego ciekawego? Czy nauczyciele tak sobie chcą nam utrudnić życie? No cóż, kolejne pytanie, a brak odpowiedzi. Gdy w końcu dotarłam pod salę, zamiast Gryfonów w ich szkarłatno - złotych barwach, Puchonów wesoło gawerzących. Ten widok trochę mnie zdziwił, gdyż dobrze pamiętałam, że ZAWSZE mieliśmy z Gryfonami ten przedmiot. Zresztą może i lepiej. Rozejrzałam się po twarzach. Każda była mi znajoma, jednak imiona mi w jakiś sposób umknęły. Rozpoznałam tam tylko tego przystojnego chłopaka, który jak się okazało ma na imię Jamie. Uroczo. Wiedziałam, że Cedrik zaraz dojdzie z Carmen, ale gdzie jest Elizabeth? Może w końcu udała się do pani Pomfrey. Przydałoby jej się, zwłaszcza, że byłam pewna obecności profesora Binnsa. Stanęłam przy oknie, patrząc na wzgórza Hogwartu i chmury, które leniwie poruszały się po niebie. Ile to jeszcze zostało do balu? Około czterech dni. Pomyśleć, że ten czas tak szybko zleciał. Równie szybko jak moje lata w Hogwarcie. W dalszym ciągu nie mogło do mnie dojść to, że już w tym roku mam zdawać SUM-y. A właśnie! Muszę się w końcu na nich skupić, a czasu nie za dużo mi zostało. W końcu nie chce skończyć, jako sprzedawczyni na Pokątnej. Z rozmyślań wybudził mnie spokojny oddech Jamie'go. Podszedł po cichu, i stanął obok mnie.
- Zastanawiasz się pewnie czemu, mamy z wami lekcje, prawda? - zapytał łagodnym tonem.
- Trochę - rzuciłam krótko po czym dopowiedziałam - Znalazłeś już kandydatkę na bal?
- Eh - westchnął - Nie ma innej, dziewczyny, której by mi się podobała. Oczywiście oprócz Ciebie. Jesteś wyjątkowa. Gdy się na Ciebie patrzy, ciężko jest oderwać wzrok. Dosłownie. I to nie jest tylko moje zdanie. Wielu chłopaków, starszych, młodszych, Gryfonów, Krukonów itd. do Ciebie wzdycha. Szkoda, że nie miałem, i nie mam okazji z tobą wcześniej porozmawiać.
- Też tak uważam - przytaknęłam trochę nieświadoma, tego co mówię - Będzie jeszcze pewnie dużo okazji, by pogadać, mówię Ci to. W końcu jeszcze dwa lata przed nami.
Chłopak wyraźnie się uśmiechnął. Postanowiłam odpowiedzieć mu tym samym. To był naprawdę miły widok, gdy się uśmiechał. Był taki uroczy kiedy ze mną rozmawiał. Nie wiedziałam czemu Cedrik i Tom tak go nazwali. W ogóle był jednym z nielicznych przykładów, posiadania wszystkich cech swego domu. Wiem, że był uczciwy. Czasem widziałam go, jak grał w Quidditcha na pozycji Ścigającego. Całkiem nieźle trzeba przyznać. Ale Cedrik gra od niego lepiej. W końcu trzeba być dobrym jeśli jest się Szukającym i Kapitanem drużyny. Nagle zrobiło mi się duszno jakoś. Ciemne kropki zsunęły mi się na oczy. Czułam jak powoli, odpadam na kolana. W pewnym momencie jakby zgasło światło. Nic już nie czułam.
*****
Obudziłam się w szpitalu. Wyjęłam rękę spod kołdry i przetarłam oczy. Rozejrzałam się po pomieszczeniu. Na stołku obok łóżka siedział Tom, w milczeniu mi się przyglądając.
- Gratuluje zdolności - rzucił nie odrywając ode mnie wzroku.
- Co się właściwie stało? - szepnęłam przykrywając się kołdrą, bardziej szczelnie. - Pamiętam tylko, to że stałam przy oknie, a potem zgasło światło.
- To też widziałem - odpowiedział po chwili Tom - Pani Pomfrey powiedziała, że doznałaś jakiegoś osłabnięcia. Niewiadome tylko, z jakiego powodu. Czy podczas rozmowy on, powiedział coś... coś co Cię zdenerwowało?
- Chyba, nie - odrzekłam - Tylko to, że duża liczba chłopaków, do mnie wzdycha. I że żałuje, że wcześniej mnie nie mógł poznać.
- Pochlebiał Ci - syknął Tom - Myślał, że będzie mógł zmienić Twoje zdanie na temat balu. I właściwie to chyba mu się udało.
- Nie mów tak - powiedziałam cicho - Nie zrobiłby tego
- Akurat - rzucił chłodno - Tak się stało, że to zrobił.
- Jest bardzo miły, nie zrobiłby tego - powiedziałam czując okropne uczucie w środku.
- Zauważyłaś to Brooke, że ja też mogę być miły? Też mógłbym Cię tak oczarować, mógłbym sprawić, że jadłabyś mi z ręki. Ale czy ja to wykorzystuje? No wykorzystuje? Mógłbym to zrobić, owszem. Ale nie na Tobie. Nie rozumiem tego pajaca. Jak można oczarowywać osobę która tak cholernie się podoba - powiedział podnosząc głos.
- Tom, proszę... nie mów tak - odpowiedziałam czując, że łzy napływają mi do oczu.
- A ty po prostu, mu we wszystko uwierzyłaś. Jak naiwne stworzonko - krzyknął - Nie myślałem, że jesteś taka.
- Jaka! - krzyknęłam płacząc.
- Naiwna, i słaba - zaakcentował. - Taka, jak on. Zresztą ciągnie swój do swego.
- NIe jestem słaba! - krzyknęłam ocierając łzy.
- Skądże - rzucił ze sarkazmem - Za to naiwna, jesteś.
- Tom nie mów tak -
- Prawda w oczy kole co? - krzyknął
- To nie jest prawda! - odkrzyknęłam równie głośno.
- Oczywiście. Przecież taka królewna, jak ty nie może mieć wad! Ty jesteś idealna. Przecież wszyscy naokoło są źli, ale Brooke- niczym anioł. Taka pomocna! - zaśmiał się.
- Skoro mam tyle wad to po co idziesz ze mną na bal?!Przecież, ktoś taki jak ty nie może iść z taką naiwną owieczką jak ja ! Podwyższ sobie poprzeczkę Riddle! - krzyknęłam próbując opanować, łzy, które bez oporu spadały na kołdrę.
- A może i było by lepiej! Tu idź sobie z tym pięknisiem, a ja znajdę sobie inną partnerkę!- wstał.
Widząc, że nie mogę się powstrzymać, od łez kontynuował.
- Wiesz, Campbell, lepiej będzie jak już sobie pójdę - rzucił wściekły.
- Od kiedy mówisz do mnie po nazwisku Tom!? - spojrzałam na niego zapłakana.
- Jak widać od teraz - powiedział nie poruszony moim płaczem - Przyjdziesz do mnie jeszcze i przyznasz mi rację. Zobaczysz.
- Nie będzie takiej potrzeby - rzuciłam
- No cóż, to do widzenia - odwrócił się i wyszedł tym samym zostawiając mnie samą.
- Tom proszę... nie..., odchodź - szepnęłam
Nie byłam w stanie opanować swych łez. Ilekroć, starałam się myśleć o czymś przyjemnym, przypominałam sobie o Tomie, i tym okrutnym zdarzeniu, które zaszło przed chwilą. Nie chciałam, żeby odszedł. Odchodząc, oszukał moją wyobraźnię. Nie potrafiłam odróżnić, w jego słowach prawdy, i tego co powiedział pod wpływem emocji. Usłyszałam kroki. Szybkim ruchem ręki otarłam łzy. Ujrzałam panią Pomfrey, idącą w mym kierunku. 
- Lepiej się panienka czuje? - zagaiła wesoło
- Tak, o wiele- odrzekłam poprawiając włosy. - Czyli mogę już wyjść?
- Właściwie to tak, ale jeśli się panienka znowu tak poczuje, to zostanie tu na dłużej - odpowiedziała sprzątając z mej szafki - Tylko teraz proszę prosto do Wielkiej Sali na obiad.
- Oczywiście - powiedziałam wkładając buty na nogi.