piątek, 1 marca 2013

Rozdział 15 cz.3

Wróciłam do Wielkiej Sali bez żadnych większych oporów. Nie zatrzymywałam się ani nic, tylko szłam przed siebie. Ciekawiło mnie jak Tom będzie jeszcze długo ukrywał to, że za mną tęskni. Ja mogę tak ukrywać bardzo długo. Cóż wszystko zależy od niego.
- Brooke! - ktoś krzyknął moje imię na co szybkim obrotem głowy spojrzałam w tamtą stronę.  To była Pervency, rudzielec, prefekt z Hufflepuff.
- Tak? - zapytałam trochę onieśmielona.
- Bo wiesz, prawie nigdy nie miałyśmy okazji porozmawiać i w ogóle, więc myśle że może byśmy porozmawiały? - powiedziała gładząc swoje włosy.
- Ale w jakim sensie ? -
- A jakim może być ? - zaśmiała się
- No że w jakim celu ta rozmowa? - powiedziałam patrząc na nią.
- No, dobra widzę, że trochę jakby masz ciężki charakter -
- Możliwe -
- Słyszałam, że pokłóciłaś się z Tomem -
- Prawdopodobnie, ale naprawdę jesteś taaaka szybka skoro dopiero po czterech lub pięciu dniach to zauważyłaś -
- Ojeju, może i jestem. Kochasz się w Jamiem?- spojrzała na mnie wzrokiem dość nie miłym przyznam.
- Co?-
- Słyszałaś -
- Nie, nie kocham. -
- To dlaczego przyszłaś z nim na bal? -
- A to na bal trzeba przychodzić z osobą którą się kocha?-
- Chodzi mi o to że miałaś iść z Tomem. A teraz jesteś z Jamie'm- \
- Zaraz, to ty się kochasz w Jamie'm!-
- Oj cśi. No jasne, że tak. On jest taki słodki.
- Zagadaj. -
- Pogięło cię?-
- Nie. On porozmawia. Może coś z tego wyjdzie -
- On jest w tobie zakochany. Nie widzisz, jak na Ciebie patrzy? Nie rozumiem, jak ty to robisz że tyle chłopaków się w tobie kocha. Nawet z nimi nigdy nie rozmawiałaś a oni tylko do Ciebie wzdychają - westchnęła i odeszła.
Czułam, że ona jest zazdrosna, i to bardzo. Ale ja chętnie mogłabym jej oddać Jamie'go. Ops. Chyba to już nie będzie potrzebne. Spojrzałam w ich stronę. Pervency rozmawiała z Jamie'm. On jak zwykle czarujący, ona starająca się nadążyć. W sumie to przynajmniej mięli o czym rozmawiać.  Obydwoje Puchoni, obydwoje dobrzy z Transmutacji. No to fajnie. Jak zwykle zostanę sama. Nie ważne, może zaraz przysiądzie się tu Carmen. Albo i nie. Tańczy z Cedriciem. Faaajnie. Tak jak pozostałe dziewczyny, będzie pewnie bawić się do rana. No ja tam nie wiem czy będę miała z kim się do tego rana bawić. Wszyscy są zajęci sobą, nikt pewnie o mnie nawet nie pamięta. Ej, ej, ej. Dlaczego ja się nad sobą użalam. Mogą sobie nie pamiętać. Jakoś przeżyje. Może przeszło by, żebym zatańczyła z Cedrikiem. Ehhh. Nie.. Carmen nie odstąpi go na krok. Niby wszyscy zdawali się być w Sali, ale brakowało mi kogoś, kogoś, kogoś... tak oczywistego, że załamujące że nie mogę sobie przypomnieć kogo. Ta osoba, jest dość denerwująca, ale też intrygująca...
- Cześć. Zatańczysz? - usłyszałam cichy, głos. Tak bardzo znajomy mi głos. Podniosłam lekko głowę ku twarzy osoby. To był Tom. To jego brakowało mi w Sali. Co mam mu teraz odpowiedzieć? On myśli że z nim nie rozmawiam. 
- Jasne - powiedziałam i podałam mu rękę. Poczułam takie dziwne, uczucie w środku. Uczucie radości, jakby ktoś dmuchał we mnie balon i ten balon się powiększał. Taki taniec z Tomem to dużo lepsze niż taniec z byle pierwszym chłopakiem. Ponownie czułam na sobie wzrok, większości osób. No może to nie był codzienny widok, bo napewno na codzień nie tańczę sobie z Tomem. Zwłaszcza kiedy jesteśmy w stanie pokłóconym.
Nie chciałam być w stosunku do niego nie miła. Nic w te strony. Tylko chciałam wiedzieć.
- Gdzie jest Luiza? - zapytałam cicho.
- Chcesz jeszcze mnie dobić prawda Brooke? - spytał wyraźnie zmęczony.
- Akurat nie. Wiem, że się pokłóciliście. Ale to nie jest powód żeby Cię zostawiać - powiedziałam.
- Czyli jednak. Szłaś wtedy za nami. - powiedział tym razem wyraźnie pobudzony.
- Jak bardzo dostanę ochrzan?
- A kim ja niby jestem żeby na Ciebie krzyczeć. A poza tym nie mam powodu.
Jakoś dziwnie mi się tego słuchało. Tom zachowywał się jakby naprawdę było mu źle. Nie był już tak naturalny, krył swoje uczucia za ścianką. Jakby bojąc się, że ta ściana jest za mało wystarczalna, że nagle może pęknąć. Jakby sądził, że to co jest za tą ścianą jest bardzo kruche, i delikatne. Właściwie to możliwe, że jest. Chciałam poznać jego uczucia, to co czuje, mogło nam teraz łatwo ułatwić wszystko.
- Dlaczego wtedy... Powiedziałeś o mnie tyle rzeczy. Miłych i jakże... - niedokończyłam bo mi przerwał.
- Trafnych? Prawdziwych? Tych co Cię opisują całkowicie? - wciął się.
- Tak wiem jaka jestem. I to się zgadza. Ale ja nie jestem najlepsza. I dlaczego to powiedziałeś, mimo tego że byliśmy w stanie pokłóconym?
- Dlatego, że nie ważne, czy będziesz na mnie obrażona na zawsze czy co innego, ale zawsze będę mówił o tobie prawdziwe rzeczy. A i jesteś. Nie wiem czy zauważyłaś ale jesteś wyjątkowa. Ty jesteś inna niż ta cała reszta. Jesteś zupełnie inna niż Carmen. Ona jest taka strasznie wesoła, żywa, a ty jesteś taka spokojna, rozważna. Ale zarazem to ty jesteś najbardziej szaloną i najbardziej nie odpowiedzialną osobą w całym Hogwarcie. Wiesz ile osób się w Tobie w ogóle kocha?
- Tsa, podobno nie wiarygodnie dużo.
- Tak. Jamie to szczęściarz.
- Ja tam bym tak tego nie ujęła, Jamie jest miły i uroczy, ale.. ty jesteś lepszy. Najlepszy. Ty jesteś inny, ty jesteś tajemniczy i jakiś w ogóle lepszy.
- Nie prawda. Jest szczęściarzem. Widzę jak na niego patrzysz Brooke.
- Dlaczego prowokujesz mnie do obrażania się na Ciebie? Przez cały bal czyli bite trzy lub cztery godziny, patrzyłam TYLKO na Ciebie, szukałam Cię, błądziłam w myślach, które były o tobie. Nie o nich tylko o tobie. Nie rozumiesz jeszcze młotku? To Ciebie kocham Tomie Riddle. - powiedziałam i na koniec teatralnie westchnęłam.
Tom patrzył na mnie, zwykłym pustym wzrokiem. Jakbym mu powiedziała coś kompletnie zwyczajnego. Ale się uśmiechał. I to uśmiechał nie uśmiechem z politowaniem tylko takim szczerym, radosnym.
- O wiele lepiej to zabrzmiało jak nie płakałaś i to z mojego powodu
- Może i lepiej, ale wtedy powiedziałam, to co czułam. Nie chciałam żebyś odchodził. Ale zaraz. Ja Ci nie powiedziałam że Cię kocham.
- No wiem. Ale rozróżniam jeszcze słowa księżniczko. To co mówiłaś było takie, takie.. wyjątkowe, naprawdę nie chciałem odchodzić. Byłem po prostu zazdrosny, Chyba coś o tym wiesz co?
- I to sporo - westchnęłam.
- Wiesz, że nie masz o kogo być zazdrosna prawda?
- A..
- Luiza to koleżanka.
- Ale jakoś dziwnie jak ona jest samotna.
- Żal Ci jej?
- Nie, ale po prostu wiem jak się czuje. Tak jak ja przez bite cztery godziny. Jest zazdrosna o Ciebie. Ona też Cię kocha. I to całkiem mocno.
- Ale ja jej nie. Jest naprawdę miła, to ekstra, ale nigdy mi się nie podobała. I nie będzie, mogę Ci to zagwarantować.
- Ale smutno tak jakoś.
- Co przez to chcesz powiedzieć? Że mam po nią podejść i zaprosić do zrobienia kółeczka i wspólnego tańczenia tak?
- Nie przesadzaj. Po prostu zatańcz z nią i szczerze porozmawiaj.
- Dobrze.
- Ale, ale Riddle.
- Tak?
- SZCZERZE - zaakcentowałam z uśmiechem.
****
Ta szczera rozmowa dała rezultaty, przez resztę balu wszystko było świetnie, wiedziałam, że Luiza ukrywa to co czuje na prawdę. Było mi jej szkoda, ale to już nie było aż takie ważne. Bal jeszcze trwał co prawda, ale byłam zmęczona i chciałam się położyć. A zresztą Tom już chciał iść a był jednym z pierwszych Ślizgonów który szedł do dormitorium.
- Padam ze zmęczenia.
- Ale fajnie się bawiłaś co Brooke? - uśmiechnął się Tom.
- Może być - zaśmiałam się po czym dodałam - Ale było fajnie. Myślałam że Carmen mnie zabije za taniec z Cedrikiem. A to ona go zaproponowała. Niesamowite. 
- Baaardzo - zaakcentował Tom dając mi do zrozumienia że go to nic, a nic nie obchodzi.
- Zabawne, zabawne. Ale ty też się fajnie bawiłeś prawda? 
- Bardzo.
- Cieszy mnie to.- uśmiechnęłam się.
Nagle zatrzymałam się i roześmiałam.
- Już jesteśmy w pokoju wspólnym?
- Widzisz? Magia królewno, magia.
- Ależ ty masz poczucie humoru Tom. Imponujące.
- Dziękuję, staram się.
- Nie wychodzi.
- Ahaha - zaśmiał się udawanie Tom po czym złapał mnie pod bok i obkręcił w powietrzu- Zabawna jesteś coś ostatnio panienko Campbell.
- Wiem, wiem, ale puść. Tom mówie serio! TOM! - krzyknęłam
- Bałaś się.
- Ani trochę - odpowiedziałam ze śmiechem.
- Jaaasne -
- No to dobranoc panie Riddle - powiedziałam roześmiana, i podeszłam do niego, po czym pocałowałam delikatnie w policzek.
- Dobranoc Brooke - uśmiechnął się i lekko zarumienił.
Od razu w dormitorium rzuciłam się na łóżko. Tak, ten bal był świetny.

3 komentarze: