I need your love, I need your time..
W tym rozdziale pewna postać znowu namiesza i troszeczkę zaszkodzi w "związku" Toma i Brooke. A na dodatek w przyjaźni Brooke i Carmen pokarzą się czarne chmury. Hogsmeade, chyba już nigdy, dla Brooke lub dla Toma kojarzyć się będzie z tym co dobre, lub szczęśliwe. Postanowiłam podzielić ten rozdział na dwie lub trzy części, jednak to tylko dlatego żeby zrobić taki nastrój i trochę napięcia tu wkręcić :)
Miłego słuchania + czytania :3
Laura.
Szliśmy wolnym krokiem w końcu nigdzie aż tak bardzo nam się nie śpieszyło. Rozmawialiśmy, śmiejąc się co jakiś czas. Kto by pomyślał że ten rozchichotany chłopak idący z Carmen pod rękę to ten sam Tom Riddle którego każdy znał. Nie był już taki cichy ani osamotniony, w sumie to on nigdy nie był osamotniony. W sensie, każdy chciał go poznać ale on miał ich gdzieś, a teraz przynajmniej każdy może się jarać że ten Tom Riddle zna ich imię, a czasem to nawet imię i nazwisko. Ostatnio często starałam się oglądać nas z różnej strony, ze strony przypadkowego przechodnia. Ten obrazek bardzo cieszył moje myśli. Tom razem z Carmen szli pod rękę i co chwilę chichotali ze wszystkiego co widzieli, a nawet jeszcze nie zdążyliśmy dojść, a Cedric ciągle coś do mnie mówił i miał pretensję że go nie słucham. To wyglądało jak grupka przyjaciół, takich najlepszych. Ale czy nimi byliśmy ? Czy ja wiem.
- O czym tak rozmyślasz Brucz ? - spytała Carmen wyrywając się od Toma i podbiegając do mnie.
- Ja ? O niczym - uśmiechnęłam się
- Doskonale wiesz, że nie da się nie myśleć, bo nawet jeśli próbujesz nie myśleć to myślisz o tym żeby nie myśleć - powiedziała Carmen z miną filozofa.
- Długo nad tym myślałaś ? - spytałam z miną.. moją.
- Pewnie że tak - odrzekła i powróciła do Toma.
Czasami zastanawiałam się czemu Cedric i Carmen ze sobą już nie są przecież do siebie pasują tak idealnie a na dodatek Ced się w niej kocha. Dopiero teraz zobaczyłam że ona jest mu całkowicie obojętna. Jest dla niego jak przyjaciółka, ale nic więcej. Trochę szkoda że nic nie wyszło z ich związku, ale nie można poradzić nic na to, że ludzie stają się coraz bardziej sobie obcy.
- Te Campbell!- krzyknął ktoś idący najwidoczniej z tyłu, obojętnym tonem, a jednak intrygującym.
Odwróciłam się, starając jak to robią na mugolskich filmach wszystkie dziewczyny - wykonując zamaszysty ruch włosami, ale skończyło się to tak, że miałam dobre kilka włosów w buzi, więc poprawiłam je i spojrzałam, na osobę która mnie zawołała. Nie był to nikt inny jak Elizabeth - boże czy ta istota może się odwalić ? - pomyślałam jednak zmusiłam się na coś w rodzaju sztucznego uśmiechu. Dobrze że byłam dobrą aktorką.
- Co ? - syknęłam jadowicie, co najwyraźniej nie szło w parze ze słodziutkim, lecz sztucznym uśmiechem.
- Campbell, zamknij się i daj mi mówić - odpowiedziała z pogardą w głosie, czym spowodowała że i Tom, Cedric i Carmen się odwrócili.
- Mów, bo jakoś nie jestem za staniem tu z TOBĄ i rozmową również z TOBĄ. - odpowiedziałam.
- Dobra, dobra. Nie chcę się z Tobą kłócić - powiedziała nagle zmieniając się z wrednej krowy w przymilną owieczkę z trochę krzywą twarzą. Mówiąc trochę mam na myśli bardzo i to bardzo. - Szczerze mogłybyśmy się nawet zaprzyjaźnić, bo wiesz obydwie jesteśmy bardzo ładne i świetne praktycznie we wszystkim.
Chyba nie tylko ja stałam wpatrzona w nią z dużym szokiem, bo co jak co, ale po niej się tego nie spodziewałam. W ogóle się tego nie spodziewałam. Nawet nie wiedziałam co odpowiedzieć, wiedziałam że tylko Tom nie jest zszokowany i pewnie sobie stoi jak gdyby nic. Przez chwilę nawet miałam ochotę powiedzieć masz rację jednak odzyskałam zdrowy rozsądek.
- Ja...Co?! Myślisz, że jak mi coś powymyślasz to ja od razu zechce się z Tobą przyjaźnić ? Zabawna jesteś. Zresztą mam już Carmen na 1 miejscu razem z Cedrikiem więc przykro mi spróbuj u kogoś "równie ładnego jak ty" bo czuję że ja aż tak brzydka nie jestem - powiedziałam zgodnie z myślami nawet nie czując że będę ją mieć na sumieniu. Pierw mi chce zabrać Toma a teraz jakieś farmazony o przyjaźni. Dobre sobie. W sumie to nie wiem czemu ja w ogóle tak długo zwlekałam z odpowiedzią.
- Hmpf. Zobaczymy, kto się będzie śmiał ostatni - prychnęła
- Grozisz mi ? - powiedziałam ruszając w jej kierunku, a jednak zostając zatrzymana przez Toma, który w ostatniej chwili chwycił mnie za nadgarstek.
- Nie warto - powiedział pół szeptem.
- Masz rację - odpowiedziałam i zaczęłam iść, ignorując Elizabeth purpurową jak zawsze gdy coś ją zdenerwowało a w tym przypadku to chyba Tom. No i może po troszeczku ja, ale to już nie tak ważne.
W ciszy dotarliśmy do Miodowego Królestwa, bo naszła mnie ochota na słodycze. Znajdowało się tam jak zawsze dużo smarkaczy, kręcących się pod nogami. Jedyne co mogło zostać nazwane ciekawym wydarzeniem z tamtąd to chyba to że Cedric śmiał się że jestem wzrostu jednego trzecioklasisty. Ale przywykłam. Myślałam że Carmen też. Ale ona też się śmiała. Ja tylko uśmiechnęłam się bo starałam się reprezentować wysoki poziom swoją osobą, a zwłaszcza kulturalny. Normalnie to w ogóle nie rozmawialiśmy, słychać było tylko gawędzące inne osoby, przechodzące obok, i oczywiście ciche nucenie .Carmen. W Miodowym Królestwie kupiłam tylko z cztery paczki fasolek wszystkich smaków i toffi o barwie miodu. Uwielbiałam te dwa rodzaje słodyczy najbardziej i musiałam ich trochę mieć u siebie w dormiotorium na zapas. Jak już wcześniej ustaliliśmy poszliśmy do Trzech Mioteł.
Zajęliśmy czteroosobowy stolik w kącie tak by nikt nam nie przeszkadzał w rozmowie. Stolik był osadzony w cieniu, co czyniło atmosferę lekko dramatyczną jak i romantyczną gdyż tak często było na mugolskich filmach. Tyle że tam było jeszcze dużo świec i innych różnych badziewi.
- Co podać ? - spytał znudzonym głosem jakiś chłopak.
- Cztery razy piwo kremowe - odpowiedziałam, jednak Tom mi przerwał.
- Ekhm, ja po proszę ognistą whisky - odrzekł
- W sumie ja też - powiedział Cedric co Tom spiorunował wzrokiem.
- Czyli dwa piwa kremowe dla panienek i dwie whisky dla.. was - rzucił ostatnie słowo z pogardą.
- Tak, dokładnie. - powiedział Tom.
Chłopak spojrzał się na mnie uśmiechnął się i poszedł by spełnić zamówienie. Tom jak to Tom tylko na niego spojrzał wzrokiem zmieszanym z pogardą i nienawiścią, i dalej się już nie odzywał. A sytuacja ta pogorszyła się wtedy kiedy chłopak przyniósł zamówienie, wziął krzesło z drugiego stolika i usiadł obok mnie. Zaczął nawijać o tym że jestem ładna i chciałby się ze mną spotkać.Tom na to chrząknął znacząco i złapał mnie za rękę. Chłopca to speszyło i odstawił krzesło na miejsce i wstał.
- Widzę, że chłoptaś zrobił się zazdrosny. Najwyższa pora. - syknął i odszedł.
Po odejściu chłopaka, zrobiło się gorzej niż było. Nikt się nie odzywał słychać było tylko siorbanie Carmen z kufla, poza tym nic. Nagle drzwi wejściowe się otworzyły, może nie z hukiem, ale z głośnym świstnięciem. Był to wysoki i przystojny chłopak. Ach tak to Jamie. Zauważył mnie i wesoło pomachał. Odmachałam mu i szybkim ruchem ręki zachęciłam do tego by usiadł z nami. Jak widać chłopak i tak miał zamiar tu przyjść. Jednak nie był sam. Razem z nim była Luiza.
CDN
środa, 26 czerwca 2013
niedziela, 26 maja 2013
Rozdział 20.
Sometimes we need someone who will be with us forever.
Ten rozdział może okazać się całkiem cienki, ale wiedzcie że się staram żeby jakoś dotrwać do 30 rozdziału nie zdradzając co się tam wydarzy. Jako że ustaliłam zgodnie ze sobą, wyszło mi że będzie 32 rozdziały jeśli nieb będzie żadnych niespodzianek. Jak pewnie widzicie zmieniłam wygląd, ale to dlatego że nie umiem wstawić szablonu bo moje techniczne sprawności jak się okazuje nie są takie sprawne. Mam nadzieję, że nie zniechęcicie się po kilku zdaniach. Enjoy!
P.S Nie wiem kiedy następny, pewnie jakoś za tydzień bo ten jest z poślizgiem
P.S.S Jak dodam szablon to zobaczycie bohaterów bo stworzy się osobny dokument z nimi.
Nie wiem jak to jest możliwe ale nic nie pamiętam z tamtego wieczoru, oprócz tego że wróciliśmy dość wcześnie bo profesor Dumbledore nas nakrył a Tom u niego i tak już miał sporo nagrabione, bo bądźmy szczerze tylko ten profesor go nie lubi. Gdy wróciłam moje wścibskie Carmen i Carol od razu się zainteresowały tym jak to było itd. Odpowiedziałam że nie wiem i poszłam spać. No tak mniej więcej wyglądała wersja którą opowiedziała mi Carmen.
- O Brooke wstałaś już ? - spytała przygłupkowatym głosem Carmen czesząc włosy w kitkę.
- Jak widzisz - odrzekłam pocierając oczy by lepiej widzieć.
- Już od rana próbujesz zajść mi za skórę co ? A dziś mamy przecież taki piękny dzień! - krzyknęła uradowana rzucając szczotkę o łóżko Helen która jeszcze spała, przez co ta drgnęła nerwowo więc Carmen musiała po nią iść najciszej jak się dało.
- A co dziś jest takiego specjalnego ? - spytałam zmęczona jej radością.
- Idziemy do Hogsmeade głuptasku - uśmiechnęła się - Ja, ty, Tom i Cedric. Chociaż czy ja wiem czy będzie chciał z Tobą iść po Twoim wczorajszym chamstwie.
- Ale ja tego nie zrobiłam celowo! Mówię Ci to przecież, że sama nie wiem jak to mogło wyjść z moich ust! - krzyknęłam oburzona. Co jak co ale Carmen powinna mi wierzyć, a nie stać po nie mojej stronie
- No dobra nie spinaj się tak, bo Ci jeszcze żyłka wyjdzie - zaśmiała się wskazując mi na czoło.
- Jaka żyłka do cholery ? - zapytałam.
- Już nie ważne - cmoknęła w powietrzu.
Ubrałam się szybko, i razem z Carmen zeszłyśmy na śniadanie. Gdy weszłyśmy do Wielkiej Sali, moje oczy nie uchwyciły przy stole ani Cedrika ani Toma. Gdy rozejrzałam się po stole dla Puchonów zobaczyłam że Cedric siedzi obok jakiś swoich puchońskich kolegów. Widział że się na niego patrzę a nie pomachał tylko odwrócił głowę jakby nic się nie stało i wcale mnie nie zobaczył. Zrobiło mi się wtedy trochę smutno, więc szybko poszłam na miejsce. Toma cały czas nie było. Zobaczyłam że Cedric wstaje, więc szybko wstałam od stołu i trochę podbiegłam do niego i chwyciłam za rąbek szaty.
- Ced, możemy pogadać ? - spytałam z nutką prośby w głosie.
- Nie mamy o czym - odpowiedział stanowczo.
- Ile masz zamiar jeszcze się na mnie gniewać ?
- Zależy, to się jeszcze zobaczy. - odrzekł sucho, bez emocji. Poczułam że mu nie zależy na tym byśmy ponownie się przyjaźnili.
- Cedric, proszę. Dlaczego taki jesteś ? Ja się staram, a ty jesteś obojętny. Dlaczego mi tego nie wybaczysz? To nie jest fajne uczucie, wiem zachowałam się okropnie, ale ja tego nie zrobiłam celowo.
- Brooke, ty nie rozumiesz bo ty nie wiesz co się z Tobą dzieję. Nie widzisz że się zmieniasz. To nie jesteś ta sama ty z którą się zawsze przyjaźniłem. Nie chcę a właściwie nie mogę ci tego wybaczyć bo wybaczyłbym coś obcej osobie.
- Ale ja zawsze taka byłam, Cedric prosze. - powiedziałam prosząco.
- Brooke...
- Ced! Nigdy w życiu nie powiedziałabym Ci czegoś co mogłoby Cię zranić, jak mogłeś tak pomyśleć? Wiem, że mogę się zmieniać nie masz pojęcia co teraz przechodzę.
- Masz tak że podobają Ci się dwie osoby a nie potrafisz wybrać? I co chwila masz jakieś rozterki, albo gdy jesteś blisko rozwiązania to znowu się cofasz o kilka kroków dalej ? - spytał
- Dokładnie.
- To witam w klubie - odrzekł i spojrzał za siebie - Tom idzie, to ja idę bo będzie że jeszcze zarywam.
Już miał odejść. Jednak ja go złapałam za rękę.
- Nie. Cedric masz stać. - rozkazałam
- Co no! - krzyknął po czym się uspokoił. Tom miał przejść wobec tego obojętnie jednak jego szatę też złapałam.
- Podać sobie ręce na zgodę - powiedziałam spokojnie.
- Że co niby ? - zapytali w tym samym czasie.
- Podajcie sobie ręce. Tak ciężko zapamiętać ? - spytałam z wyrzutem w głosie.
- Nic mu nie podam - odrzekł Tom
- Ja tym bardziej - fuknął Cedric.
- Możecie przestać myśleć tylko o sobie i swoich problemach? Możecie postawić się w mojej sytuacji? Obydwoje jesteście dla mnie ważni, a nie mam zamiaru wybierać pomiędzy wami. - powiedziałam z nutką nadziei w głosie.
- No dobra. Robię to tylko dla Ciebie - rzucił Tom.
- NIE. Jeśli macie robić to dla mnie, to dziękuję bardzo, wolę już pomiędzy wami wybrać. A tego nie chce. Robicie to tylko dla siebie.
Stali i na siebie patrzyli. Cedric zawsze był wyższy od Toma więc musiał troszkę opuszczać wzrok. Pamiętam jak byliśmy młodsi, Cedric zawsze zabierał Tomowi rzeczy i kładł je gdzieś wysoko. Na moje nieszczęście mi też tak czasem robił. Ale mnie za to nosił jeszcze na baranach. Ha! A co warto czasem powspominać dobre czasy w 1-2 klasie.
- Więc jak będzie ? - spytałam z nadzieją
- Zgoda - powiedział Cedric
- Masz rację - odrzekł Tom po czym podali sobie rękę.
Byłam szczęśliwa więc rzuciłam się obydwojgu w uścisk. Carmen nam nie pożałowała i szybko rzuciła się Cedricowi w objęcia po czym przypomniawszy sobie że już nie są razem odkleiła się od niego i rzuciła do tyłu jak poparzona.
- To idziemy do tego Hogsmeade ? - spytałam przerywając niezręczną ciszę.
- Pewnie że tak - odrzekł Cedric.
- Więc ruszajmy - uśmiechnęła się Carmen najwyraźniej cały czas przytłoczona tym co się stąło kilka chwil temu.
Ten rozdział może okazać się całkiem cienki, ale wiedzcie że się staram żeby jakoś dotrwać do 30 rozdziału nie zdradzając co się tam wydarzy. Jako że ustaliłam zgodnie ze sobą, wyszło mi że będzie 32 rozdziały jeśli nieb będzie żadnych niespodzianek. Jak pewnie widzicie zmieniłam wygląd, ale to dlatego że nie umiem wstawić szablonu bo moje techniczne sprawności jak się okazuje nie są takie sprawne. Mam nadzieję, że nie zniechęcicie się po kilku zdaniach. Enjoy!
P.S Nie wiem kiedy następny, pewnie jakoś za tydzień bo ten jest z poślizgiem
P.S.S Jak dodam szablon to zobaczycie bohaterów bo stworzy się osobny dokument z nimi.
Nie wiem jak to jest możliwe ale nic nie pamiętam z tamtego wieczoru, oprócz tego że wróciliśmy dość wcześnie bo profesor Dumbledore nas nakrył a Tom u niego i tak już miał sporo nagrabione, bo bądźmy szczerze tylko ten profesor go nie lubi. Gdy wróciłam moje wścibskie Carmen i Carol od razu się zainteresowały tym jak to było itd. Odpowiedziałam że nie wiem i poszłam spać. No tak mniej więcej wyglądała wersja którą opowiedziała mi Carmen.
- O Brooke wstałaś już ? - spytała przygłupkowatym głosem Carmen czesząc włosy w kitkę.
- Jak widzisz - odrzekłam pocierając oczy by lepiej widzieć.
- Już od rana próbujesz zajść mi za skórę co ? A dziś mamy przecież taki piękny dzień! - krzyknęła uradowana rzucając szczotkę o łóżko Helen która jeszcze spała, przez co ta drgnęła nerwowo więc Carmen musiała po nią iść najciszej jak się dało.
- A co dziś jest takiego specjalnego ? - spytałam zmęczona jej radością.
- Idziemy do Hogsmeade głuptasku - uśmiechnęła się - Ja, ty, Tom i Cedric. Chociaż czy ja wiem czy będzie chciał z Tobą iść po Twoim wczorajszym chamstwie.
- Ale ja tego nie zrobiłam celowo! Mówię Ci to przecież, że sama nie wiem jak to mogło wyjść z moich ust! - krzyknęłam oburzona. Co jak co ale Carmen powinna mi wierzyć, a nie stać po nie mojej stronie
- No dobra nie spinaj się tak, bo Ci jeszcze żyłka wyjdzie - zaśmiała się wskazując mi na czoło.
- Jaka żyłka do cholery ? - zapytałam.
- Już nie ważne - cmoknęła w powietrzu.
Ubrałam się szybko, i razem z Carmen zeszłyśmy na śniadanie. Gdy weszłyśmy do Wielkiej Sali, moje oczy nie uchwyciły przy stole ani Cedrika ani Toma. Gdy rozejrzałam się po stole dla Puchonów zobaczyłam że Cedric siedzi obok jakiś swoich puchońskich kolegów. Widział że się na niego patrzę a nie pomachał tylko odwrócił głowę jakby nic się nie stało i wcale mnie nie zobaczył. Zrobiło mi się wtedy trochę smutno, więc szybko poszłam na miejsce. Toma cały czas nie było. Zobaczyłam że Cedric wstaje, więc szybko wstałam od stołu i trochę podbiegłam do niego i chwyciłam za rąbek szaty.
- Ced, możemy pogadać ? - spytałam z nutką prośby w głosie.
- Nie mamy o czym - odpowiedział stanowczo.
- Ile masz zamiar jeszcze się na mnie gniewać ?
- Zależy, to się jeszcze zobaczy. - odrzekł sucho, bez emocji. Poczułam że mu nie zależy na tym byśmy ponownie się przyjaźnili.
- Cedric, proszę. Dlaczego taki jesteś ? Ja się staram, a ty jesteś obojętny. Dlaczego mi tego nie wybaczysz? To nie jest fajne uczucie, wiem zachowałam się okropnie, ale ja tego nie zrobiłam celowo.
- Brooke, ty nie rozumiesz bo ty nie wiesz co się z Tobą dzieję. Nie widzisz że się zmieniasz. To nie jesteś ta sama ty z którą się zawsze przyjaźniłem. Nie chcę a właściwie nie mogę ci tego wybaczyć bo wybaczyłbym coś obcej osobie.
- Ale ja zawsze taka byłam, Cedric prosze. - powiedziałam prosząco.
- Brooke...
- Ced! Nigdy w życiu nie powiedziałabym Ci czegoś co mogłoby Cię zranić, jak mogłeś tak pomyśleć? Wiem, że mogę się zmieniać nie masz pojęcia co teraz przechodzę.
- Masz tak że podobają Ci się dwie osoby a nie potrafisz wybrać? I co chwila masz jakieś rozterki, albo gdy jesteś blisko rozwiązania to znowu się cofasz o kilka kroków dalej ? - spytał
- Dokładnie.
- To witam w klubie - odrzekł i spojrzał za siebie - Tom idzie, to ja idę bo będzie że jeszcze zarywam.
Już miał odejść. Jednak ja go złapałam za rękę.
- Nie. Cedric masz stać. - rozkazałam
- Co no! - krzyknął po czym się uspokoił. Tom miał przejść wobec tego obojętnie jednak jego szatę też złapałam.
- Podać sobie ręce na zgodę - powiedziałam spokojnie.
- Że co niby ? - zapytali w tym samym czasie.
- Podajcie sobie ręce. Tak ciężko zapamiętać ? - spytałam z wyrzutem w głosie.
- Nic mu nie podam - odrzekł Tom
- Ja tym bardziej - fuknął Cedric.
- Możecie przestać myśleć tylko o sobie i swoich problemach? Możecie postawić się w mojej sytuacji? Obydwoje jesteście dla mnie ważni, a nie mam zamiaru wybierać pomiędzy wami. - powiedziałam z nutką nadziei w głosie.
- No dobra. Robię to tylko dla Ciebie - rzucił Tom.
- NIE. Jeśli macie robić to dla mnie, to dziękuję bardzo, wolę już pomiędzy wami wybrać. A tego nie chce. Robicie to tylko dla siebie.
Stali i na siebie patrzyli. Cedric zawsze był wyższy od Toma więc musiał troszkę opuszczać wzrok. Pamiętam jak byliśmy młodsi, Cedric zawsze zabierał Tomowi rzeczy i kładł je gdzieś wysoko. Na moje nieszczęście mi też tak czasem robił. Ale mnie za to nosił jeszcze na baranach. Ha! A co warto czasem powspominać dobre czasy w 1-2 klasie.
- Więc jak będzie ? - spytałam z nadzieją
- Zgoda - powiedział Cedric
- Masz rację - odrzekł Tom po czym podali sobie rękę.
Byłam szczęśliwa więc rzuciłam się obydwojgu w uścisk. Carmen nam nie pożałowała i szybko rzuciła się Cedricowi w objęcia po czym przypomniawszy sobie że już nie są razem odkleiła się od niego i rzuciła do tyłu jak poparzona.
- To idziemy do tego Hogsmeade ? - spytałam przerywając niezręczną ciszę.
- Pewnie że tak - odrzekł Cedric.
- Więc ruszajmy - uśmiechnęła się Carmen najwyraźniej cały czas przytłoczona tym co się stąło kilka chwil temu.
piątek, 3 maja 2013
Rozdział 19 cz.3
Podkładzik taki że szczena opada :D
Tak, więc to będzie moja pierwsza dedykacja ( i więcej chyba nie będzie - mało osób komentuje ;<) dla Izoldy Griffin :) Której komentarze zawsze sprawiają że się szczerze jak głupia do monitora. I każdego kto to czyta ale się wstydzi skomentować ( albo mu się nieee chce ) proszę aby weszli na TEN blog. Bo 1 jest świetny. 2. jest świetny i 3. jest świetny. Ale przechodząc do tego rozdziału to może być trochę nudny, ale potem się wszystko rozkręci. Cierpliwość popłaca !
Laura
P.S Kolejny jakoś w przyszłym tygodniu.
Tom zatrzymał się i spojrzał na mnie swoimi pięknymi szarymi oczami. Czułam jak z nóg robią mi się waciaczki i już miałam zawrócić i powiedzieć że nic się nie stało i może sobie iść. No ale jednak tak się nie stało bo odzyskałam mowę.
- Tom. Ja wiem, że ty nie poszedłeś tam z zakładu - wykrztusiłam.
Chłopak patrzył na mnie ze zdziwieniem po czym się uśmiechnął nie ukrywając zdziwienia.
- Czemu mi nie ufasz Brooke ? - zapytał
- Ja..bo..ja nic o Tobie nie wiem Tom. Jak mogę ufać komuś o kim wiem tyle że ma na imię Tom a na nazwisko Riddle ? Czy ty byś komuś ufał gdybyś wiedział tylko tyle ? - spytałam.
- Nie lubię opowiadać o sobie - odrzekł bez emocji.
- To może zrobisz wyjątek ? - zapytałam z lekkim uśmiechem.
Tom popatrzył na mnie. Ostatnio robił to często. Bardzo często. Troszkę mnie to przerażało. Ale szczerze uwielbiałam patrzeć w jego szare oczy, które przyciągały mnie do niego bardziej niż biegun A do biegunu B.
- No dobrze. Chodź się przejść. - zaproponował.
- No ja n..
- Zaufaj mi Brooke. - powiedział ciepło Riddle i dotknął mojej dłoni.
- Nnno dobrrze - powiedziałam i zmusiłam się na uśmiech.
Szłam obok niego, rozkoszując się tym że ta głupia krowa Elizabeth nas widzi. Stała i patrzyła na nas a jej twarz powolutku stawała się coraz bardziej fioletowa, aż w końcu wybuchła i rzuciła się w stronę swoich koleżanek cały czas pozostając fioletowa na twarzy. Odpowiadało mi to że ta wyjątkowo wredna Puchonka w końcu dostała za swoje.
Gdy patrzyłam na niego przerywał swoje skupienie i uśmiechał się patrząc mi w oczy aż dotąd dokąd się nie odwróciłam w drugą stronę. Potem znowu o czymś intensywnie rozmyślał.
Ciężko było mi stwierdzić dokąd prowadzi mnie czarnowłosy, ale postanowiłam mu zaufać mimo tego co widziałam jakieś dziesięć minut temu. Wyszliśmy z zamku. Tom prowadził mnie na błonia. Co z tego że był Listopad skoro słońce świeciło tak jakby było lato. Rozejrzałam się po okolicy i stwierdziłam że sami tu nie będziemy, bo chyba każdy chce się jeszcze rozkoszować słońcem które może nie długo już na trochę się nie pojawić. Myślałam na samym początku że będziemy siadać, jednak kiedy miałam taki zamiar Tom złapał mnie za rękę i pociągnął za sobą. Szliśmy przez chwilkę w milczeniu.
- Brooke opowiedz mi o swojej rodzinie. - powiedział Tom.
- Moja rodzina nie jest ciekawa. - odrzekłam bez zastanowienia.
- Na pewno bardziej niż moja - odpowiedział uśmiechając się promiennie.
- Niech będzie. Mam trzy siostry Kate, Michelle i Lucy, którą miałeś przyjemność poznać na balu. To ta która chciała z Tobą tańczyć. Wiem, dziwna, ale jak się z nią pomieszka dłużej to jest jeszcze bardziej dziwna. No moi rodzice to Mark i Olivia. Często się kłócili gdy byłam dzieckiem, w sumie w dalszym ciągu się kłócą. Wyglądają z pozoru na zakochanych w sobie, jednak w życiu jest inaczej. Nie jest to wysłana różami bajeczka o szczęśliwym zakończeniu, bo żeby było szczęśliwe zakończenie to musi być chociaż szczęśliwy początek. Nie no chwila początek był szczęśliwy. Był wtedy kiedy się poznali. Kiedy jeszcze nie mieli siebie dość, tylko chcieli więcej i więcej. No cóż najwyraźniej chcieli siebie aż za dużo bo teraz żałują swoich czynów z młodości. Można to przecież wytłumaczyć jako że w młodości popełnia się głupstwa prawda Tom? No ale można zwalić to na tamte czasy, choć te wcale nie są lepsze prawda? Czy ty kiedykolwiek byś tak postąpił? Czy chciałbyś więcej i więcej swojej ukochanej zamiast cieszyć się tym co masz? - powiedziałam patrząc w jego szare oczy.
- Wiesz Brooke. Cały czas mi jest ciebie mało. Zwłaszcza że mało o Tobie wiem. Cieszę się z tego co mam, ale mam tego tak mało że nie dziwne jest to że chcę więcej. Ale przecież ja nie chcę zbyt wiele prawda? Bo ja chcę tylko Ciebie. To nie tak wiele. Owszem dla mnie znaczysz bardzo dużo. - powiedział i uśmiechnął się z czułością.
- Wiesz Tom, ja nie chcę.. ja po prostu się boję powiedzieć Ci co czuję w związku do Ciebie. Boję się tego że pewnego dnia po prostu znikniesz na zawsze. Albo co gorsza staniesz się kimś kim nigdy w życiu być nie powinieneś, że zboczysz na złą drogę. - odrzekłam na co w moich oczach zebrały się łzy.
- Nie płacz proszę - powiedział ignorując moją poprzednią wypowiedź.
- Tom obiecaj mi to, że nigdy nie zejdziesz na złą drogę. Nigdy nie wybierzesz tej która nie jest dla Ciebie wskazana. Że nigdy ale to nigdy nie zrobisz czegoś co mogło by zaszkodzić tobie i twojemu bezpieczeństwu. Obiecaj mi to Tom. Obiecaj - powiedziałam twardo nie zwracając uwagi na łzy.
Chłopak nagle jak poparzony puścił moją dłoń i spojrzał na mnie przerażonym wzrokiem. Nie ukrywał swojego zdziwienia. Patrzył na mnie jakby obawiał się że jego największy sekret nagle został wydany, bałam się że coś mi zrobii. Jednak on uśmiechnął się i znowu wydawał się odprężony.
- Nie mogę Ci tego obiecać. - odrzekł
- Ale dlaczego ? - zapytałam połykając ślinę. Czułam że stąpam po kruchym lodzie.
- Nikt nie jest całkowicie odpowiedzialny za to co robi. Czasami robimy coś, a nie jesteśmy co do tego pewni. Brooke to jest jedyna rzecz której nie mogę ci obiecać. - uśmiechnął się.
- No dobrze - powiedziałam z zakłopotaniem analizując jego słowa.
- Jeśli masz mi to za złe, to mogę Ci to obiecać. Tylko nie wiem czy dotrzymam słowo - powiedział patrząc mi prosto w oczy.
- Wolę żebyś nie obiecywał mi jeśli masz nie dotrzymać. - uśmiechnęłam się lekko.
- Więc właśnie - powiedział i zaczął iść - Co robią teraz Twoje siostry ?
- Jedna Michelle pracuje w Ministerstwie, a Kate ... ona chyba też. No i Lucy to Lucy - powiedziałam z rozbawieniem, na co Tom się uśmiechnął. - Opowiedz mi coś o sobie Tom.
- No to tak : Mam na imię Tom. - powiedział a ja się roześmiałam po czym dodał - Moja matka pochodziła z rodziny blisko ze Sal.. ekhm to znaczy czystokrwistej, ale zrobiła błąd bo poślubiła szl..mugola. Niesamowicie przystojnego jak ludzie powiadali ( przewrócił oczami ). Ale moja matka była brzy.. nie urodziwa więc ta szl.. mój ojciec nie chciał z nią być. Ona uwarzyła eliksir miłości i mu go podała. Potem myślała że on ją kocha. Jednak ta łajz.. on zostawił ją samą ze mną. Ale ta zdr.. kobieta zmarła po chwili gdy mnie urodziła. Wychowywałem się w Sierocińcu. Nikt tego o mnie nie wie. I proszę nie mów tego nikomu.. Nie chce żeby się wydało jaki popełniła błąd i jakim sukin.. okropnym człowiekiem okazał się ten de..człowiek.
Przełknęłam ślinę. Nigdy w życiu nie spodziewałam się tego że Tom może się tak przede mną otworzyć, że może tak przed kimś ogólnie.
- No to teraz już coś wiesz. Przez coś rozumiem bardzo dużo. Ufasz mi ? - zapytał z uśmieszkiem
- Nawet bez tego Ci ufałam - uśmiechnęłam się podstępnie.
- Jakież sprytne zagranie rozegrałaś Campbell - roześmiał się.
- No wiesz, ale jak chcesz możesz mi jeszcze coś opowiedzieć - zaśmiałam się i spojrzałam mu w oczy.
- Nie wiem czy to wiesz Brooke, ale masz takie same oczy jak ja. - powiedział i przypatrzył się głębiej, i głębiej a potem to już chyba zdarzyło się to, że nasze usta dziwnym trafem się spotkały i nie chciały pożegnać. To było takie urocze, takie jak na filmach. Szkoda, że wtedy tam stało więcej osób i zaczęło się pogwizdywanie (chłopcy) i fuknięcia ( dziewczynki ). Ale w tłumie znalazł się też Cedric, który trochę bardzo się wkurzył, ale nic nie powiedział. Było mi go szkoda, ale za bardzo kochałam Toma by teraz myśleć o kimś innym. Mimo wszystko w końcu musieliśmy się odlepić i iść dalej rozmawiając o wszystkim i o niczym. No takie miałam plany, ale Cedric zdenerwował się albo poczuł zazdrosny trochę za bardzo i gdy miałam iść to podszedł do nas i chwycił mnie za rękę.
- Brooke, możemy porozmawiać? - zapytał
- Nie wydaje mi się żeby chodziło Ci tylko o rozmowę - fuknął Tom
- Tom błagam Cię to tylko rozmowa - powiedziałam uśmiechnięta próbując rozwiać atmosferę która spoczywała w powietrzu.
- Już to widzę - mruknął jednak oddalił się kilka stóp dalej.
- Tak ? - spytałam patrząc na przyjaciela.
- Co to mają być za sceny ? - syknął Cedric.
- O co ci chodzi znowu ?! - żąchnęłam się
- No te wasze ciągłe całowania, przytulania i różne takie.
- Że jak !? Przepraszam Cię, ale raz się pocałowaliśmy a ty robisz z tego wielkie halo.
- Przynajmniej przeprosiłaś
- C.. Nie mam Cię za co przepraszać!
- Masz.
- Jeśli masz tak ze mną rozmawiać to weź już sobie idź, bo nie powstrzymam się od zrobienia Ci krzywdy - syknęłam chwytając różdżkę jednak nie pokazywałam jej.
- Jestem wyższy.
- A ja sprytniejsza Puchonku-Sruchonku. Nie masz w sobie nic ze sprytu. Jesteś nikim. - pysknęłam po czym ugryzłam się w język. Nigdy nie byłam taka a już na pewno nie w stosunku do Cedrica.
- Ced ja przeprasza-mm, nie chodziło mi o to. Ja na prawdę Poczekaj chwilę! Cedric no. - krzyknęłam do oddalającej się postaci.
- Chodziło mi właśnie o to - powiedział chłopak i odszedł.
Stałam sama i nie wiedziałam co ze sobą zrobić. Właśnie tak utraciłam najlepszego przyjaciela. Dlaczego ja to powiedziałam?
- Brooke, coś się stało ? - zapytał Tom przejęty.
- Przytul mnie - powiedziałam
- Co?
- Przytul.
Tom zrozumiał i przytulił mnie szczerze. Czułam że idziemy, nie chciałam stawiać oporu więc po prostu wtuliłam się w niego i szłam. Tom kilka metrów dalej, przy jeziorze, z widokiem na zachód słońca. Machnął kilka razy różdżką i pojawił się koc a na nim jedzenie. Było to tak romantyczne, że musiałam uważać by się nie rozpłakać.
- Usiądź. - wskazał na koc. Zrobiłam to o co poprosił.
- Do kolacji wystarczy - oznajmiłam usadzając się na kocyku
- Kto powiedział że idziemy na kolację ? - spytał z rozkosznym uśmiechem.
- Jak to ?
- Bo wiesz, dzisiejszego wieczoru, dziewczyno jesteśmy tylko ja i ty. - szepnął po czym mnie pocałował. Wiedziałam, że tego wieczoru nie zapomnę.
Tak, więc to będzie moja pierwsza dedykacja ( i więcej chyba nie będzie - mało osób komentuje ;<) dla Izoldy Griffin :) Której komentarze zawsze sprawiają że się szczerze jak głupia do monitora. I każdego kto to czyta ale się wstydzi skomentować ( albo mu się nieee chce ) proszę aby weszli na TEN blog. Bo 1 jest świetny. 2. jest świetny i 3. jest świetny. Ale przechodząc do tego rozdziału to może być trochę nudny, ale potem się wszystko rozkręci. Cierpliwość popłaca !
Laura
P.S Kolejny jakoś w przyszłym tygodniu.
Tom zatrzymał się i spojrzał na mnie swoimi pięknymi szarymi oczami. Czułam jak z nóg robią mi się waciaczki i już miałam zawrócić i powiedzieć że nic się nie stało i może sobie iść. No ale jednak tak się nie stało bo odzyskałam mowę.
- Tom. Ja wiem, że ty nie poszedłeś tam z zakładu - wykrztusiłam.
Chłopak patrzył na mnie ze zdziwieniem po czym się uśmiechnął nie ukrywając zdziwienia.
- Czemu mi nie ufasz Brooke ? - zapytał
- Ja..bo..ja nic o Tobie nie wiem Tom. Jak mogę ufać komuś o kim wiem tyle że ma na imię Tom a na nazwisko Riddle ? Czy ty byś komuś ufał gdybyś wiedział tylko tyle ? - spytałam.
- Nie lubię opowiadać o sobie - odrzekł bez emocji.
- To może zrobisz wyjątek ? - zapytałam z lekkim uśmiechem.
Tom popatrzył na mnie. Ostatnio robił to często. Bardzo często. Troszkę mnie to przerażało. Ale szczerze uwielbiałam patrzeć w jego szare oczy, które przyciągały mnie do niego bardziej niż biegun A do biegunu B.
- No dobrze. Chodź się przejść. - zaproponował.
- No ja n..
- Zaufaj mi Brooke. - powiedział ciepło Riddle i dotknął mojej dłoni.
- Nnno dobrrze - powiedziałam i zmusiłam się na uśmiech.
Szłam obok niego, rozkoszując się tym że ta głupia krowa Elizabeth nas widzi. Stała i patrzyła na nas a jej twarz powolutku stawała się coraz bardziej fioletowa, aż w końcu wybuchła i rzuciła się w stronę swoich koleżanek cały czas pozostając fioletowa na twarzy. Odpowiadało mi to że ta wyjątkowo wredna Puchonka w końcu dostała za swoje.
Gdy patrzyłam na niego przerywał swoje skupienie i uśmiechał się patrząc mi w oczy aż dotąd dokąd się nie odwróciłam w drugą stronę. Potem znowu o czymś intensywnie rozmyślał.
Ciężko było mi stwierdzić dokąd prowadzi mnie czarnowłosy, ale postanowiłam mu zaufać mimo tego co widziałam jakieś dziesięć minut temu. Wyszliśmy z zamku. Tom prowadził mnie na błonia. Co z tego że był Listopad skoro słońce świeciło tak jakby było lato. Rozejrzałam się po okolicy i stwierdziłam że sami tu nie będziemy, bo chyba każdy chce się jeszcze rozkoszować słońcem które może nie długo już na trochę się nie pojawić. Myślałam na samym początku że będziemy siadać, jednak kiedy miałam taki zamiar Tom złapał mnie za rękę i pociągnął za sobą. Szliśmy przez chwilkę w milczeniu.
- Brooke opowiedz mi o swojej rodzinie. - powiedział Tom.
- Moja rodzina nie jest ciekawa. - odrzekłam bez zastanowienia.
- Na pewno bardziej niż moja - odpowiedział uśmiechając się promiennie.
- Niech będzie. Mam trzy siostry Kate, Michelle i Lucy, którą miałeś przyjemność poznać na balu. To ta która chciała z Tobą tańczyć. Wiem, dziwna, ale jak się z nią pomieszka dłużej to jest jeszcze bardziej dziwna. No moi rodzice to Mark i Olivia. Często się kłócili gdy byłam dzieckiem, w sumie w dalszym ciągu się kłócą. Wyglądają z pozoru na zakochanych w sobie, jednak w życiu jest inaczej. Nie jest to wysłana różami bajeczka o szczęśliwym zakończeniu, bo żeby było szczęśliwe zakończenie to musi być chociaż szczęśliwy początek. Nie no chwila początek był szczęśliwy. Był wtedy kiedy się poznali. Kiedy jeszcze nie mieli siebie dość, tylko chcieli więcej i więcej. No cóż najwyraźniej chcieli siebie aż za dużo bo teraz żałują swoich czynów z młodości. Można to przecież wytłumaczyć jako że w młodości popełnia się głupstwa prawda Tom? No ale można zwalić to na tamte czasy, choć te wcale nie są lepsze prawda? Czy ty kiedykolwiek byś tak postąpił? Czy chciałbyś więcej i więcej swojej ukochanej zamiast cieszyć się tym co masz? - powiedziałam patrząc w jego szare oczy.
- Wiesz Brooke. Cały czas mi jest ciebie mało. Zwłaszcza że mało o Tobie wiem. Cieszę się z tego co mam, ale mam tego tak mało że nie dziwne jest to że chcę więcej. Ale przecież ja nie chcę zbyt wiele prawda? Bo ja chcę tylko Ciebie. To nie tak wiele. Owszem dla mnie znaczysz bardzo dużo. - powiedział i uśmiechnął się z czułością.
- Wiesz Tom, ja nie chcę.. ja po prostu się boję powiedzieć Ci co czuję w związku do Ciebie. Boję się tego że pewnego dnia po prostu znikniesz na zawsze. Albo co gorsza staniesz się kimś kim nigdy w życiu być nie powinieneś, że zboczysz na złą drogę. - odrzekłam na co w moich oczach zebrały się łzy.
- Nie płacz proszę - powiedział ignorując moją poprzednią wypowiedź.
- Tom obiecaj mi to, że nigdy nie zejdziesz na złą drogę. Nigdy nie wybierzesz tej która nie jest dla Ciebie wskazana. Że nigdy ale to nigdy nie zrobisz czegoś co mogło by zaszkodzić tobie i twojemu bezpieczeństwu. Obiecaj mi to Tom. Obiecaj - powiedziałam twardo nie zwracając uwagi na łzy.
Chłopak nagle jak poparzony puścił moją dłoń i spojrzał na mnie przerażonym wzrokiem. Nie ukrywał swojego zdziwienia. Patrzył na mnie jakby obawiał się że jego największy sekret nagle został wydany, bałam się że coś mi zrobii. Jednak on uśmiechnął się i znowu wydawał się odprężony.
- Nie mogę Ci tego obiecać. - odrzekł
- Ale dlaczego ? - zapytałam połykając ślinę. Czułam że stąpam po kruchym lodzie.
- Nikt nie jest całkowicie odpowiedzialny za to co robi. Czasami robimy coś, a nie jesteśmy co do tego pewni. Brooke to jest jedyna rzecz której nie mogę ci obiecać. - uśmiechnął się.
- No dobrze - powiedziałam z zakłopotaniem analizując jego słowa.
- Jeśli masz mi to za złe, to mogę Ci to obiecać. Tylko nie wiem czy dotrzymam słowo - powiedział patrząc mi prosto w oczy.
- Wolę żebyś nie obiecywał mi jeśli masz nie dotrzymać. - uśmiechnęłam się lekko.
- Więc właśnie - powiedział i zaczął iść - Co robią teraz Twoje siostry ?
- Jedna Michelle pracuje w Ministerstwie, a Kate ... ona chyba też. No i Lucy to Lucy - powiedziałam z rozbawieniem, na co Tom się uśmiechnął. - Opowiedz mi coś o sobie Tom.
- No to tak : Mam na imię Tom. - powiedział a ja się roześmiałam po czym dodał - Moja matka pochodziła z rodziny blisko ze Sal.. ekhm to znaczy czystokrwistej, ale zrobiła błąd bo poślubiła szl..mugola. Niesamowicie przystojnego jak ludzie powiadali ( przewrócił oczami ). Ale moja matka była brzy.. nie urodziwa więc ta szl.. mój ojciec nie chciał z nią być. Ona uwarzyła eliksir miłości i mu go podała. Potem myślała że on ją kocha. Jednak ta łajz.. on zostawił ją samą ze mną. Ale ta zdr.. kobieta zmarła po chwili gdy mnie urodziła. Wychowywałem się w Sierocińcu. Nikt tego o mnie nie wie. I proszę nie mów tego nikomu.. Nie chce żeby się wydało jaki popełniła błąd i jakim sukin.. okropnym człowiekiem okazał się ten de..człowiek.
Przełknęłam ślinę. Nigdy w życiu nie spodziewałam się tego że Tom może się tak przede mną otworzyć, że może tak przed kimś ogólnie.
- No to teraz już coś wiesz. Przez coś rozumiem bardzo dużo. Ufasz mi ? - zapytał z uśmieszkiem
- Nawet bez tego Ci ufałam - uśmiechnęłam się podstępnie.
- Jakież sprytne zagranie rozegrałaś Campbell - roześmiał się.
- No wiesz, ale jak chcesz możesz mi jeszcze coś opowiedzieć - zaśmiałam się i spojrzałam mu w oczy.
- Nie wiem czy to wiesz Brooke, ale masz takie same oczy jak ja. - powiedział i przypatrzył się głębiej, i głębiej a potem to już chyba zdarzyło się to, że nasze usta dziwnym trafem się spotkały i nie chciały pożegnać. To było takie urocze, takie jak na filmach. Szkoda, że wtedy tam stało więcej osób i zaczęło się pogwizdywanie (chłopcy) i fuknięcia ( dziewczynki ). Ale w tłumie znalazł się też Cedric, który trochę bardzo się wkurzył, ale nic nie powiedział. Było mi go szkoda, ale za bardzo kochałam Toma by teraz myśleć o kimś innym. Mimo wszystko w końcu musieliśmy się odlepić i iść dalej rozmawiając o wszystkim i o niczym. No takie miałam plany, ale Cedric zdenerwował się albo poczuł zazdrosny trochę za bardzo i gdy miałam iść to podszedł do nas i chwycił mnie za rękę.
- Brooke, możemy porozmawiać? - zapytał
- Nie wydaje mi się żeby chodziło Ci tylko o rozmowę - fuknął Tom
- Tom błagam Cię to tylko rozmowa - powiedziałam uśmiechnięta próbując rozwiać atmosferę która spoczywała w powietrzu.
- Już to widzę - mruknął jednak oddalił się kilka stóp dalej.
- Tak ? - spytałam patrząc na przyjaciela.
- Co to mają być za sceny ? - syknął Cedric.
- O co ci chodzi znowu ?! - żąchnęłam się
- No te wasze ciągłe całowania, przytulania i różne takie.
- Że jak !? Przepraszam Cię, ale raz się pocałowaliśmy a ty robisz z tego wielkie halo.
- Przynajmniej przeprosiłaś
- C.. Nie mam Cię za co przepraszać!
- Masz.
- Jeśli masz tak ze mną rozmawiać to weź już sobie idź, bo nie powstrzymam się od zrobienia Ci krzywdy - syknęłam chwytając różdżkę jednak nie pokazywałam jej.
- Jestem wyższy.
- A ja sprytniejsza Puchonku-Sruchonku. Nie masz w sobie nic ze sprytu. Jesteś nikim. - pysknęłam po czym ugryzłam się w język. Nigdy nie byłam taka a już na pewno nie w stosunku do Cedrica.
- Ced ja przeprasza-mm, nie chodziło mi o to. Ja na prawdę Poczekaj chwilę! Cedric no. - krzyknęłam do oddalającej się postaci.
- Chodziło mi właśnie o to - powiedział chłopak i odszedł.
Stałam sama i nie wiedziałam co ze sobą zrobić. Właśnie tak utraciłam najlepszego przyjaciela. Dlaczego ja to powiedziałam?
- Brooke, coś się stało ? - zapytał Tom przejęty.
- Przytul mnie - powiedziałam
- Co?
- Przytul.
Tom zrozumiał i przytulił mnie szczerze. Czułam że idziemy, nie chciałam stawiać oporu więc po prostu wtuliłam się w niego i szłam. Tom kilka metrów dalej, przy jeziorze, z widokiem na zachód słońca. Machnął kilka razy różdżką i pojawił się koc a na nim jedzenie. Było to tak romantyczne, że musiałam uważać by się nie rozpłakać.
- Usiądź. - wskazał na koc. Zrobiłam to o co poprosił.
- Do kolacji wystarczy - oznajmiłam usadzając się na kocyku
- Kto powiedział że idziemy na kolację ? - spytał z rozkosznym uśmiechem.
- Jak to ?
- Bo wiesz, dzisiejszego wieczoru, dziewczyno jesteśmy tylko ja i ty. - szepnął po czym mnie pocałował. Wiedziałam, że tego wieczoru nie zapomnę.
sobota, 27 kwietnia 2013
Rozdział 19 cz.2
Może nie adekwatny do sytuacji, choć trochę jednak jest w sumie ;3
No więc, wiem że rozdział słaby, ale tylko tyle udało mi się wykrztusić. Kolejny będzie może jakoś w Sobotę albo wcześniej. A no i będzie jeszcze 1 część tego rozdziału potem będzie już dwudziesty. Będę to ciągnęła jakoś do rozdziału 40 albo dłużej. No o ile będę miała wenę i starczy czasu. Do wakacji muszę napisać conajmniej rozdział 30 któryś, bo będzie mi ciężko na wakacjach gdyż wyjeżdżam z przyjaciółką nad morze do jej babci i nie wiem czy jest tam internet.. a nawet jesli jest to małe prawdopodobieństwo korzystania. Tak czy siak potem powstanie inne opowiadanie. O ludzikach z Hogwartu - kompletnie nie kanoniczne postacie ( główne w każdym razie ). A i jakoś niedługo podrzucę wam moje dwa nowe blogi. Jeden o szansie jaka trafia się bardzo rzadko i problemach dziewczyny, a drugi o dojrzewaniu. Tak tak kreatywna ja ;) Enjoy ! :)
EDIT : Oto adres mojego ( tak naprawdę pań Severine C., Cecile H oraz Audrey G.) tzw "poradnika".http://niechzyjadziewczynyy.blogspot.com/ Enjoy x2 :D
Starałam się nie zbaczać z jego szlaku choć było to trudne. Iść za nim i jeszcze pozostać w tłumie. Początkowo Carmen nie chciała odpuścić i złapała mnie przed dormitorium. Jednak moje stanowcze nie ją cofnęło. No może nie do końca ale jednak do Pokoju Wspólnego gdzie usiadła z Agnes jakąś tam jej daleką krewną. Nie lubiłam jej a ona mnie i czasem (tzn. bardzo często) nabijałam się z jej przygłupkowatego afro. Może i to nie było kulturalne, ale ona nabijała się z mojego wzrostu, bo ona ma 181 cm wzrostu co czyniło ją wyższą ode mnie więc nasze kłótnie dość zabawnie wyglądały. I mówiła do mnie "bachor" więc nie widzę powodu dla którego miałabym się teraz tego wstydzić.
Ale zaraz. Riddle, to na nim muszę się teraz skupić a nie na jakiś debilkach z siódmej klasy. Oby nie zdała OWUTEMów!. Ach ja i te moje złe myśli. No w każdym razie Tom szedł i szedł i szedł gdy nagle skręcił do łazienki..damskiej. Ostrożnie weszłam za nim nie starając się narobić żadnego hałasu. No i się udało. Weszłam za nim skrywając się za ścianami, wiedząc że nie długo mi już nie wystarczą by się uchronić. Patrzyłam jak Tom podchodzi do umywalek i nagle.. chcąc zobaczyć więcej (Przeklęty wzrost!) podeszłam o kilka stóp do przodu i nie zauważyłam odłamka leżącego na podłodze. No i jak można się domyślić potknęłam się i runęłam w długą.
Tom zauważył to, zaśmiał się jednak widząc mój wzrok spoważniał i podszedł, pomagając mi wstać.
- No to wpadłaś podglądaczko - zaśmiał się.
- Nie podglądałam Cię. - rzuciłam oschle.
- No pewnie. - odrzekł.
Po kilku sekundach milczenia spytałam go powoli dobierając słowa.
- Tom co ty chciałeś zrobić z tymi umywalkami? - spytałam. I dopiero teraz zauważyłam jak głupio zabrzmiało to pytanie.
- Nic. Umyć ręce - powiedział.
- Ale dlaczego akurat w DAMSKIEJ łazience?
- Bo wiedziałem że do męskiej za mną nie wejdziesz - odrzekł z uśmiechem.
- Ta, przezabawne..Chwila ty mnie widziałeś?
- Tak. Jakoś tak wiedziałem że za mną idziesz kiedy Philip Cię zawołał - zaśmiał się.
Postarałam się moją pamięcią przybliżyć tego zdarzenia. Ach tak!:
Szłam za Tomem w niesamowitym skupieniu, pozostając nie zauważoną.
- Cześć Brooke! Gdzie tak idziesz? - krzyknął Philip
- ĆSIII! Muszę być nie zauważona !
- No pewnie. Ach ty i te Twoje zabawy.
- Ta jasne. No dobra bo mi To.. Mathilde ucieknie
- Mathilde? To dziwadło?
- OCH Musze od niej pożyczyć notatki z Transmutacji!
- Możesz odemnie.
- NIE NIE MOGĘ!
- No dobra już idź.
- O dzięki łaskawco.
-Tak muszę przyznać że zawaliłam. Zaraz to nie ja zawaliłam tylko Philip! - krzyknęłam oburzona patrząc na Toma
- Powiedzmy. No ale czemu za mną szłaś?
- Spytałam pierwsza.
- Okej. Więc założyłem się z Patrickiem że wejdę do damskiej łazienki. Teraz ty - odrzekł.
- Eeee. No bo ja po prostu z ciekawości za Tobą poszłam
- Yhm. - odrzucił i już miał wychodzić kiedy się na niego rzuciłam.
- Tom ! Nie idź no! Nie widzisz że nie mogę iść? Musisz mnie zanieść do Skrzydła Szpitalnego!
- Jasne. - powiedział i wziął mnie na barana.
Szliśmy.. to znaczy on szedł gdy nagle się odezwałam
- Wiesz że zrobiłam to specjalnie prawda?
- Tak wiem - odpowiedział.
- Czyli wiesz, że już nie musisz mnie nieść tak ?
- Tak wiem.
- Więc mnie puść.
- Okej - powiedział i zrzucił mnie na podłogę jak worek kartofli po czym pomógł mi wstać.
- Może delikatniej co ? - mruknęłam pod nosem wstając.
- Nie tam. - odrzekł i poszedł w stronę dormitorium Ślizgonów.
Brooke, ale z Ciebie debilka ! Dobra muszę się szybko ogarnąć i mu powiedzieć co czuje, bez pomocy Carmen tym razem. A co jeśli mnie nie wysłucha po tej scenie z Cedem ? Ojej co ja mam zrobić, ale co jeśli Tom był zazdrosny a tak serio mnie kocha ? Nie tam o czym ja w ogóle myśle. To jest Tom Riddle dziewczyno ogarnij się, on nie kocha nikogo. Nikogo. Muszę być nikim skoro tak.. Nie no muszę się ogarnąć i nie postępować nie ostrożnie bo to może mi tylko zaszkodzić. Ale z drugiej strony jest tu mało ludzi... Nie no ale przecież nie mogę tak sobie podbiec i go pocałować. Pewnie by mnie odepchnął, och no i co teraz. Mogę albo muszę, albo się wstrzymam.
- TOM ! Czekaj chwilę ! - krzyknęłam i zaczęłam biec w jego stronę.
No cóż każdy popełnia błędy.
No więc, wiem że rozdział słaby, ale tylko tyle udało mi się wykrztusić. Kolejny będzie może jakoś w Sobotę albo wcześniej. A no i będzie jeszcze 1 część tego rozdziału potem będzie już dwudziesty. Będę to ciągnęła jakoś do rozdziału 40 albo dłużej. No o ile będę miała wenę i starczy czasu. Do wakacji muszę napisać conajmniej rozdział 30 któryś, bo będzie mi ciężko na wakacjach gdyż wyjeżdżam z przyjaciółką nad morze do jej babci i nie wiem czy jest tam internet.. a nawet jesli jest to małe prawdopodobieństwo korzystania. Tak czy siak potem powstanie inne opowiadanie. O ludzikach z Hogwartu - kompletnie nie kanoniczne postacie ( główne w każdym razie ). A i jakoś niedługo podrzucę wam moje dwa nowe blogi. Jeden o szansie jaka trafia się bardzo rzadko i problemach dziewczyny, a drugi o dojrzewaniu. Tak tak kreatywna ja ;) Enjoy ! :)
EDIT : Oto adres mojego ( tak naprawdę pań Severine C., Cecile H oraz Audrey G.) tzw "poradnika".http://niechzyjadziewczynyy.blogspot.com/ Enjoy x2 :D
Starałam się nie zbaczać z jego szlaku choć było to trudne. Iść za nim i jeszcze pozostać w tłumie. Początkowo Carmen nie chciała odpuścić i złapała mnie przed dormitorium. Jednak moje stanowcze nie ją cofnęło. No może nie do końca ale jednak do Pokoju Wspólnego gdzie usiadła z Agnes jakąś tam jej daleką krewną. Nie lubiłam jej a ona mnie i czasem (tzn. bardzo często) nabijałam się z jej przygłupkowatego afro. Może i to nie było kulturalne, ale ona nabijała się z mojego wzrostu, bo ona ma 181 cm wzrostu co czyniło ją wyższą ode mnie więc nasze kłótnie dość zabawnie wyglądały. I mówiła do mnie "bachor" więc nie widzę powodu dla którego miałabym się teraz tego wstydzić.
Ale zaraz. Riddle, to na nim muszę się teraz skupić a nie na jakiś debilkach z siódmej klasy. Oby nie zdała OWUTEMów!. Ach ja i te moje złe myśli. No w każdym razie Tom szedł i szedł i szedł gdy nagle skręcił do łazienki..damskiej. Ostrożnie weszłam za nim nie starając się narobić żadnego hałasu. No i się udało. Weszłam za nim skrywając się za ścianami, wiedząc że nie długo mi już nie wystarczą by się uchronić. Patrzyłam jak Tom podchodzi do umywalek i nagle.. chcąc zobaczyć więcej (Przeklęty wzrost!) podeszłam o kilka stóp do przodu i nie zauważyłam odłamka leżącego na podłodze. No i jak można się domyślić potknęłam się i runęłam w długą.
Tom zauważył to, zaśmiał się jednak widząc mój wzrok spoważniał i podszedł, pomagając mi wstać.
- No to wpadłaś podglądaczko - zaśmiał się.
- Nie podglądałam Cię. - rzuciłam oschle.
- No pewnie. - odrzekł.
Po kilku sekundach milczenia spytałam go powoli dobierając słowa.
- Tom co ty chciałeś zrobić z tymi umywalkami? - spytałam. I dopiero teraz zauważyłam jak głupio zabrzmiało to pytanie.
- Nic. Umyć ręce - powiedział.
- Ale dlaczego akurat w DAMSKIEJ łazience?
- Bo wiedziałem że do męskiej za mną nie wejdziesz - odrzekł z uśmiechem.
- Ta, przezabawne..Chwila ty mnie widziałeś?
- Tak. Jakoś tak wiedziałem że za mną idziesz kiedy Philip Cię zawołał - zaśmiał się.
Postarałam się moją pamięcią przybliżyć tego zdarzenia. Ach tak!:
Szłam za Tomem w niesamowitym skupieniu, pozostając nie zauważoną.
- Cześć Brooke! Gdzie tak idziesz? - krzyknął Philip
- ĆSIII! Muszę być nie zauważona !
- No pewnie. Ach ty i te Twoje zabawy.
- Ta jasne. No dobra bo mi To.. Mathilde ucieknie
- Mathilde? To dziwadło?
- OCH Musze od niej pożyczyć notatki z Transmutacji!
- Możesz odemnie.
- NIE NIE MOGĘ!
- No dobra już idź.
- O dzięki łaskawco.
-Tak muszę przyznać że zawaliłam. Zaraz to nie ja zawaliłam tylko Philip! - krzyknęłam oburzona patrząc na Toma
- Powiedzmy. No ale czemu za mną szłaś?
- Spytałam pierwsza.
- Okej. Więc założyłem się z Patrickiem że wejdę do damskiej łazienki. Teraz ty - odrzekł.
- Eeee. No bo ja po prostu z ciekawości za Tobą poszłam
- Yhm. - odrzucił i już miał wychodzić kiedy się na niego rzuciłam.
- Tom ! Nie idź no! Nie widzisz że nie mogę iść? Musisz mnie zanieść do Skrzydła Szpitalnego!
- Jasne. - powiedział i wziął mnie na barana.
Szliśmy.. to znaczy on szedł gdy nagle się odezwałam
- Wiesz że zrobiłam to specjalnie prawda?
- Tak wiem - odpowiedział.
- Czyli wiesz, że już nie musisz mnie nieść tak ?
- Tak wiem.
- Więc mnie puść.
- Okej - powiedział i zrzucił mnie na podłogę jak worek kartofli po czym pomógł mi wstać.
- Może delikatniej co ? - mruknęłam pod nosem wstając.
- Nie tam. - odrzekł i poszedł w stronę dormitorium Ślizgonów.
Brooke, ale z Ciebie debilka ! Dobra muszę się szybko ogarnąć i mu powiedzieć co czuje, bez pomocy Carmen tym razem. A co jeśli mnie nie wysłucha po tej scenie z Cedem ? Ojej co ja mam zrobić, ale co jeśli Tom był zazdrosny a tak serio mnie kocha ? Nie tam o czym ja w ogóle myśle. To jest Tom Riddle dziewczyno ogarnij się, on nie kocha nikogo. Nikogo. Muszę być nikim skoro tak.. Nie no muszę się ogarnąć i nie postępować nie ostrożnie bo to może mi tylko zaszkodzić. Ale z drugiej strony jest tu mało ludzi... Nie no ale przecież nie mogę tak sobie podbiec i go pocałować. Pewnie by mnie odepchnął, och no i co teraz. Mogę albo muszę, albo się wstrzymam.
- TOM ! Czekaj chwilę ! - krzyknęłam i zaczęłam biec w jego stronę.
No cóż każdy popełnia błędy.
piątek, 19 kwietnia 2013
Rozdział 19 cz.1
Super świetny podkład muzyczny :3
Usiadłam na łóżku i patrzyłam przed siebie. Czemu ja właściwie tak wybuchłam? To zrozumiałe że Tom ma prawo do tego żeby się z kimś spotykać i przecież nie musiałam tak na niego z tego powodu naskakiwać. Jestem naprawdę bardzo dziwną osobą. Nie dość że jestem o niego zazdrosna to jeszcze robię mu z tego powodu problemy jakby to ode mnie zależało z kim on ma być. Cóż ta zazdrość robi z człowiekiem. A na dodatek on dobrze o mnie powiedział. Porzuciłam przyjaciół dla swoich własnych problemów. A o Carmen to nie wspomnę. Jeśli Tom zrobił tak jak myślę że zrobił, to Carmen już wie o tym co się zdarzyło w tej klasie. Och dlaczego ja mam teraz tyle problemów. Dlaczego ja a nie np. moja siostra? Tak byłoby lepiej.
- Brooke.. co się stało? - powiedziała nieśmiało Helen patrząc na mnie
- NI.. to znaczy nic mi się nie stało. Siadaj - uśmiechnęłam się słabo.
Helen popatrzyła na mnie z lekkim zakłopotaniem, ale ruszyła w stronę mojego łóżka i usiadła ciężko oddychając jakby bojąc się że mogę zrobić jej krzywdę.
- Co tam u Ciebie ? - zapytałam sztucznym głosem.
- E. Nic.. Ja już właściwie miałam iść... Paa Brooke - wykrztusiła i prawie biegiem wypadła z dormitorium.
Świetnie.
Nagle do dormitorium wpadła Carmen i bez żadnego powstrzymania rzuciła się na swoje łóżko, chyba nawet nie widząc że jestem w pomieszczeniu. Jako że nie wiedziałam czy ona chce mnie teraz widzieć postanowiłam tak sobie po cichutku wyjść z dormitorium. Byłam już tak blisko celu.
- Siadaj - powiedziała Carmen nie podnosząc głowy z łóżka i niedbałym ruchem ręki wskazując łóżko.
Miałam zamiar mruknąć coś w ramach 'nie dzięki śpieszy mi się' , ale mimo wszystko skierowałam się i zasiadłam czekając na to co powie.
- Co zrobiłaś Helen że aż tak szybko wybiegła z dormitorium ? - zapytała z rozbawieniem powoli się podnosząc.
- To ona serio biegła? - zaśmiałam się
- Ta jasne ona biegła. Prędzej to ja wsiądę na miotłę - powiedziała na co się roześmiałam.
- Mimo wszystko wiem, że nie zawołałaś mnie po to żeby plotkować sobie o Helen, prawda? - rzuciłam spuszczając wzrok na buty.
- Dobrze się domyślasz. Słyszałam że ( no nie ! ) całowałaś się z Cedrikiem - mówiła wlepiając we mnie swoje ciemne oczy- To prawda?
Spojrzałam na nią z przerażeniem. Musiałam jakoś zręcznie dobrać słowa żeby nie wyszło nie zręcznie, i gdy już miało wszystko pójść po mojemu to..
- No tak a co? Ty pewnie się całowałaś z Tomem - syknęłam.
- BROOKE ZWARIOWAŁAŚ? - krzyknęła zrywając się gwałtownie z łóżka. - NIGDY W ŻYCIU.
- Nigdy nie mów nigdy - powiedziałam do siebie.
- Słyszę to - odrzekła obojętnie patrząc na ścianę.
- Ta wiem - rzuciłam.
- Dlaczego mi to zrobiłaś ? - zapytała po krótkiej przerwie
- Sama nie wiem, działałam pod wpływem impulsu, ale Carmen ja z nim nie będę. Bo to nie on mi się podoba - odrzekłam bawiąc się kocem.
- Ach tak ? - powiedziała wyraźnie ożywiona - A może powiesz kto Ci się podoba?
- Tom.. - mruknęłam
- Kto, kto? Nie usłyszałam?
- Tom - powiedziałam ciut głośniej.
- Nie słyszę Cię Brooke! Możesz powiedzieć głośniej ? - powiedziała Carmen zachowując powagę jednak widziałam że chce jej się śmiać.
- TOM RIDDLE ! - krzyknęła
- Całym zdaniem proszę ! - odpowiedziała śmiejąc się
- PODOBA MI SIĘ TOM RIDDLE! - krzyknęłam w tym momencie gdy akurat otworzyły się drzwi od naszego dormitorium. A stał w nich.. no jak można się domyślić stał tam Tom. Spojrzał na mnie ze zdziwieniem po czym spojrzał na Carmen która już właściwie dusiła się ze śmiechu. Cóż za niezręczna sytuacja.
- Tom .. chciałeś coś ? - spytała Carmen dusząc się ze śmiechu.
- Nie po prostu myślałem że ktoś tu jest - mówił Tom patrząc cały czas ze zdziwieniem w moim kierunku.
- No to możesz już iść - fuknęłam cała czerwona. Zupełnie jak burak.
- Już idę. - odpowiedział i wyszedł.
Carmen która dusiła się ze śmiechu nagle spojrzała w moim kierunku.
- O czym myślisz? - zagaiła ocierając łzy ze śmiechu.
- O tym że idę go... się przejść - powiedziałam
- Mogę z Tobą jeśl..
- Nie. - odpowiedziałam i wyszłam.
Wychodząc z dormitorium szybko złapałam różdżkę i poszłam za Tomem, może i to nie było zbytnio rozsądne, ale kto w tym świecie postępuje teraz rozsądnie.
- Siadaj - powiedziała Carmen nie podnosząc głowy z łóżka i niedbałym ruchem ręki wskazując łóżko.
Miałam zamiar mruknąć coś w ramach 'nie dzięki śpieszy mi się' , ale mimo wszystko skierowałam się i zasiadłam czekając na to co powie.
- Co zrobiłaś Helen że aż tak szybko wybiegła z dormitorium ? - zapytała z rozbawieniem powoli się podnosząc.
- To ona serio biegła? - zaśmiałam się
- Ta jasne ona biegła. Prędzej to ja wsiądę na miotłę - powiedziała na co się roześmiałam.
- Mimo wszystko wiem, że nie zawołałaś mnie po to żeby plotkować sobie o Helen, prawda? - rzuciłam spuszczając wzrok na buty.
- Dobrze się domyślasz. Słyszałam że ( no nie ! ) całowałaś się z Cedrikiem - mówiła wlepiając we mnie swoje ciemne oczy- To prawda?
Spojrzałam na nią z przerażeniem. Musiałam jakoś zręcznie dobrać słowa żeby nie wyszło nie zręcznie, i gdy już miało wszystko pójść po mojemu to..
- No tak a co? Ty pewnie się całowałaś z Tomem - syknęłam.
- BROOKE ZWARIOWAŁAŚ? - krzyknęła zrywając się gwałtownie z łóżka. - NIGDY W ŻYCIU.
- Nigdy nie mów nigdy - powiedziałam do siebie.
- Słyszę to - odrzekła obojętnie patrząc na ścianę.
- Ta wiem - rzuciłam.
- Dlaczego mi to zrobiłaś ? - zapytała po krótkiej przerwie
- Sama nie wiem, działałam pod wpływem impulsu, ale Carmen ja z nim nie będę. Bo to nie on mi się podoba - odrzekłam bawiąc się kocem.
- Ach tak ? - powiedziała wyraźnie ożywiona - A może powiesz kto Ci się podoba?
- Tom.. - mruknęłam
- Kto, kto? Nie usłyszałam?
- Tom - powiedziałam ciut głośniej.
- Nie słyszę Cię Brooke! Możesz powiedzieć głośniej ? - powiedziała Carmen zachowując powagę jednak widziałam że chce jej się śmiać.
- TOM RIDDLE ! - krzyknęła
- Całym zdaniem proszę ! - odpowiedziała śmiejąc się
- PODOBA MI SIĘ TOM RIDDLE! - krzyknęłam w tym momencie gdy akurat otworzyły się drzwi od naszego dormitorium. A stał w nich.. no jak można się domyślić stał tam Tom. Spojrzał na mnie ze zdziwieniem po czym spojrzał na Carmen która już właściwie dusiła się ze śmiechu. Cóż za niezręczna sytuacja.
- Tom .. chciałeś coś ? - spytała Carmen dusząc się ze śmiechu.
- Nie po prostu myślałem że ktoś tu jest - mówił Tom patrząc cały czas ze zdziwieniem w moim kierunku.
- No to możesz już iść - fuknęłam cała czerwona. Zupełnie jak burak.
- Już idę. - odpowiedział i wyszedł.
Carmen która dusiła się ze śmiechu nagle spojrzała w moim kierunku.
- O czym myślisz? - zagaiła ocierając łzy ze śmiechu.
- O tym że idę go... się przejść - powiedziałam
- Mogę z Tobą jeśl..
- Nie. - odpowiedziałam i wyszłam.
Wychodząc z dormitorium szybko złapałam różdżkę i poszłam za Tomem, może i to nie było zbytnio rozsądne, ale kto w tym świecie postępuje teraz rozsądnie.
piątek, 5 kwietnia 2013
Rozdział 18.
Podkład muzyczny
Otworzyłam wreszcie oczy, cały czas były mokre od łez. Spojrzałam na Cedrika, i ujrzałam jego twarz tak bardzo przejmującą się mną. To nie było to samo uczucie co wczoraj, przedwczoraj albo kiedyś. Czułam że jest kimś więcej niż tylko przyjacielem, chociaż skąd mogłam mieć do tego pewność. Od nie dawna mam straszne wahania nastrojów, więc moje uczucia co do niego mogą być tylko chwilowe. A co jeśli Carmen cały czas kocha się w Cedriku tylko on z nią zerwał? Dla mnie. To by było najgorsze co mógł zrobić, nie wybaczyłabym mu tego, dlaczego? Sama już nie wiedziałam. Patrząc na niego w milczeniu przypomniałam sobie o Tomie. O balu i o całej reszcie. Czy ja próbowałam oszukać przeznaczenie? Sama nie wiem. Czy on w ogóle należy do tego całego przeznaczenia? Cedrik odkąd tylko pamiętam troszczył się o mnie, razem ze mną smucił, pocieszał gdy nie mógł się śmiać, a Tom.. on nigdy nie okazywał swych uczuć, a jeśli już to tylko te negatywne. Pamiętam dokładnie jak w skrzydle szpitalnym emocje pokazały jego gorszą stronę, wtedy płakałam, ale wszystko skończyło się szczęśliwie. I potem znowu to samo. Czy to jest jakieś błędne koło? Ile razy mogłam jeszcze tak płakać? I to TYLKO przez jednego Toma Riddle'a.
- Eee - uśmiechnął się Cedrik - Lepiej?
- O wiele - odpowiedziałam jednak bez uśmiechu, po prostu podeszłam do niego i się przytuliłam.- Tak dobrze że jesteś.
- O cudownie - powiedział głos, stojący w przejściu. Nie musiałam się odwrócić żeby wiedzieć kto jest tym głosem - Ile już jesteście razem?
- Skąd wiedziałeś? - spytałam cicho.
- Och Ceduś och jak dobrze że Cię mam. Ten Riddle znowu mnie obraził, och a może o nim zapomnijmy? I o Carmen. Philipie.Carol i reszcie. Co oni nas obchodzą tak? - zadrwił Tom
- SKĄD WIEDZIAŁEŚ? - wykrzyknęłam
- O tym że tu jesteście? Nie sposób się domyślić. Kalkulując wszelkie możliwe opcje, mógłbym iść do obu pokojów wspólnych, jednak spotkałem dwie przemiłe Puchonki które powiedziały gdzie poszliście - powiedział dumny z siebie - A i jedna dodała jeszcze " A Brooke wyglądała jakby naprawdę go kochała, to słodkie ci zakochani".
- Nie powinieneś się w to wtrącać.
- A bo co?
- BO TO TY JESTEŚ TEGO POWODEM! - krzyknęłam i go strzeliłam z plaskacza w ramię. Tom spojrzał na mnie z rozbawieniem.
- Ach biedna Brooke, nie mogę w to uwierzyć, ależ ja jestem okrutny, przepraszam że powiedziałem to co czuję, zupełnie jak ty.
- Ja.. ja .. nie.. NO I BARDZO DOBRZE.
- Świetnie. A nie masz przepraszam macie gołąbeczki nic przeciwko temu że zaproszę kogoś jeszcze do naszego wypadu do Hogsmeade ?
- Stary przesadzasz - rzucił Cedrik patrząc na niego jakby miał go zabić.
- Nie mam zamiaru przesadzać, weźmiemy jeszcze Luizę dobrze?
Przesadził. I to nie pierwszy raz.
- Weź sobie kogo tylko chcesz! Myślisz że to mnie jakoś wzrusza? Możesz sobie z nią robić co tam tylko chcesz, całuj się obściskuj GÓWNO MNIE TO OBCHODZI, zrozumiałe? Całe to co chcesz mi przekazać jest mi obojętne! Jesteś zwykłym palantem który myśli że może sobie robić co chce prawda? PRAWDA RIDDLE? - wykrzyczałam to praktycznie na jednym tchu po czym trochę spokojniej dodałam - Po prostu wszystko skończone. Gdybym miała nawet oszukać przeznaczenie jest to lepsze niż bycie z Tobą. Psujesz wszystko, wszystko co mogło być świetne, wiesz co nie pójdę do Hogsmeade.
- Brooke przestań - powiedział Cedrik
- Zamknij się, jeszcze nie skończyłam. A wiesz co pójdę do tego całego Hogsmeade, tylko po to żeby nie okazać się tchórzem takim jak ty Riddle, po prostu wiesz co.. ja Cię po prostu NIENAWIDZĘ. Odejdź stąd nie chcę Cię więcej widzieć! A co dopiero rozmawiać! NIENAWIDZĘ. A Ciebie Cedrik, bardzo lubię i szanuję, ale nie mogłabym być z kimś kto jest i będzie westchnieniem mojej przyjaciółki. Przepraszam Cię Ced, ale idę. - powiedziałam i wyszłam prosto do dormitorium. Czy naprawdę ja chciałam żeby Tom odchodził? Sama nie wiedziałam działałam pod wpływem emocji. Nie chcę żeby odchodził, wszystko będzie mi go przypominać. Nie chcę tego.
niedziela, 31 marca 2013
Rozdział 17.
Podkład muzyczny
- Eeee. Jasne nie ma problemu.- jąknęłam i zaczęłam kończyć jeść sałatkę.
- Czyli jesteśmy umówieni, a teraz pozwólcie, że podążę za Jamie'm do naszego pokoju wspólnego aby wyjaśnić tę dość nie fajną sytuacje - powiedział Cedrik i uśmiechnął się. Lubiłam gdy się uśmiechał dodawał mi wtedy otuchy, był jak starszy brat, choć nie był starszy, zawsze troszczył się o mnie, przez zawsze rozumiem przed tym jak chodził z Carmen. Potem jakoś przestał ale widać że mu na mnie zależy, zresztą mi na nim też. Nie wiem co bym bez niego zrobiła.
- No to jak Tom. Podoba Ci się Brooke?- przerwała ciszę beztrosko Carmen.
Tom spojrzał na nią wzrokiem, jakby co najmniej spadła z księżyca.
- Eee - jąknął kompletnie nie wiedząc co powiedzieć a nie zdarzało mu się to często.
- Dobra i tak wiem, że tak. - machnęła ręką i spojrzała na mnie - A tobie?
Patrzyłam to na niego to na Carmen, i co miałam teraz zrobić? Powiedzieć Ach tak Tom od początku piątej klasy mi się podobasz? Będziesz ze mną chodzić. Bardzo chciałam tego uniknąć. Nie wiedziałam co mam robić, powiedzieć prawdę czy skłamać oszukując tym samym siebie? Spojrzałam mu w oczy, chciałam zasugerować się tym co w nich jest, tym co czuje gdy na niego patrzę. Ale to nie było to samo uczucie, co jeszcze wczoraj. Wczoraj kiedy patrzyłam w te oczy czułam ciepło, troskę, zrozumienie. A teraz .. obojętność.
- Nie - powiedziałam i spuściłam wzrok.
- Jak to nie? - Carmen wyraźnie to zszokowało.
- Ona też mi się nie podoba - powiedział Tom, ale to nie było udawane, to było szczere stwierdzenie.
- Aha.. no niezręcznie się teraz zrobiło - powiedziała i zrobiła dziwny wyraz twarzy.
- Nie skądże - odpowiedział Tom - Nic się nie zmieniło.
Wstałam, a właściwie zerwałam się od stołu szybciej niż szybko i poszłam nie zważając na jej komentarze i pozostawiłam ich samych. Od razu gdy wyszłam łzy pokapały mi po policzku, na moje szczęście nie było nikogo ani w przy wejściu, ani nigdzie. Siadłam na schodach, nie chciałam żeby ktokolwiek mnie zobaczył. Gdy już myślałam, że gorzej być nie może, akurat przechodził Cedrik uśmiechnięty i wyraźnie zadowolony z siebie, gdy mnie zobaczył ucieszył się.
- Brooke! - krzyknął i ruszył w moją stronę - Jak dobrze Cię widzieć, Jamie powied.. Brooke co się dzieje...Proszę nie płacz Brooke.
Usiadł obok mnie i przytulił. Położyłam mu głowę na ramieniu i płakałam. Na nic były jego próby uciszenia mnie, i uspokojenia, nie mogłam przestać. Pierwszy raz czułam się tak głupio, i zarazem tak bezpiecznie. Wiedziałam że gdyby teraz ktoś nas zobaczył było by to jednoznaczne, ale to już było mi obojętne. Nagle usłyszałam tupot stóp. Przed nami stały teraz dwie trzecioklasistki.
- OMFG! PATRZ NO! ZAKOCHANI - krzyknęła jedna z nich, Puchonka
- NO I TO JESZCZE CED! A TO JEST BROOKE TA ŚLIZGONKA! - krzyknęła jedna do drugiej, zachichotały i w dalszym ciągu chichotajac patrzyły na nas czekając na dalszy ruch.
- Choć Brooke. Proszę wstań - powiedział i pociągnął mnie za rękę.
Weszliśmy do jakiejś pustej klasy, więc prawdopodobieństwo tego że przyszłyby tu jakieś małe wścibskie dzieci była mało prawdopodobna.
- Co się właściwie stało? - zapytał zmęczonym głosem.
- Proszę.. Cedrik, chociaż ty - chlipnęłam.
- Tom coś zrobił? - spytał patrząc na mnie ze współczuciem.
Przytaknęłam głową i znów zaczęłam płakać. Przyuważyłam, że często wyrażam swoje uczucia w formie płaczu. Poczułam jak Cedrik podszedł do mnie i mnie przytulił, a jako że był sporo wyższy schylił się i szepnął.
- A powiedzieć ci sekret?
- Jaki - wykrztusiłam przez płacz.
- Ja i Carmen nie jesteśmy już razem. Udajemy - powiedział patrząc na mnie.
- Jak to dlaczego? - powiedziałam i spojrzałam mu w oczy.
- Może to nie będzie dla Ciebie zaskoczeniem, ale Brooke.. podobasz mi się. I wiem, że ja Ci też nie jestem obojętny. - szepnął po czym pocałował mnie. Poczułam przyjemność. Jakby to była nagroda za te moje łzy, nie chciałam przestawać.
- Eeee. Jasne nie ma problemu.- jąknęłam i zaczęłam kończyć jeść sałatkę.
- Czyli jesteśmy umówieni, a teraz pozwólcie, że podążę za Jamie'm do naszego pokoju wspólnego aby wyjaśnić tę dość nie fajną sytuacje - powiedział Cedrik i uśmiechnął się. Lubiłam gdy się uśmiechał dodawał mi wtedy otuchy, był jak starszy brat, choć nie był starszy, zawsze troszczył się o mnie, przez zawsze rozumiem przed tym jak chodził z Carmen. Potem jakoś przestał ale widać że mu na mnie zależy, zresztą mi na nim też. Nie wiem co bym bez niego zrobiła.
- No to jak Tom. Podoba Ci się Brooke?- przerwała ciszę beztrosko Carmen.
Tom spojrzał na nią wzrokiem, jakby co najmniej spadła z księżyca.
- Eee - jąknął kompletnie nie wiedząc co powiedzieć a nie zdarzało mu się to często.
- Dobra i tak wiem, że tak. - machnęła ręką i spojrzała na mnie - A tobie?
Patrzyłam to na niego to na Carmen, i co miałam teraz zrobić? Powiedzieć Ach tak Tom od początku piątej klasy mi się podobasz? Będziesz ze mną chodzić. Bardzo chciałam tego uniknąć. Nie wiedziałam co mam robić, powiedzieć prawdę czy skłamać oszukując tym samym siebie? Spojrzałam mu w oczy, chciałam zasugerować się tym co w nich jest, tym co czuje gdy na niego patrzę. Ale to nie było to samo uczucie, co jeszcze wczoraj. Wczoraj kiedy patrzyłam w te oczy czułam ciepło, troskę, zrozumienie. A teraz .. obojętność.
- Nie - powiedziałam i spuściłam wzrok.
- Jak to nie? - Carmen wyraźnie to zszokowało.
- Ona też mi się nie podoba - powiedział Tom, ale to nie było udawane, to było szczere stwierdzenie.
- Aha.. no niezręcznie się teraz zrobiło - powiedziała i zrobiła dziwny wyraz twarzy.
- Nie skądże - odpowiedział Tom - Nic się nie zmieniło.
Wstałam, a właściwie zerwałam się od stołu szybciej niż szybko i poszłam nie zważając na jej komentarze i pozostawiłam ich samych. Od razu gdy wyszłam łzy pokapały mi po policzku, na moje szczęście nie było nikogo ani w przy wejściu, ani nigdzie. Siadłam na schodach, nie chciałam żeby ktokolwiek mnie zobaczył. Gdy już myślałam, że gorzej być nie może, akurat przechodził Cedrik uśmiechnięty i wyraźnie zadowolony z siebie, gdy mnie zobaczył ucieszył się.
- Brooke! - krzyknął i ruszył w moją stronę - Jak dobrze Cię widzieć, Jamie powied.. Brooke co się dzieje...Proszę nie płacz Brooke.
Usiadł obok mnie i przytulił. Położyłam mu głowę na ramieniu i płakałam. Na nic były jego próby uciszenia mnie, i uspokojenia, nie mogłam przestać. Pierwszy raz czułam się tak głupio, i zarazem tak bezpiecznie. Wiedziałam że gdyby teraz ktoś nas zobaczył było by to jednoznaczne, ale to już było mi obojętne. Nagle usłyszałam tupot stóp. Przed nami stały teraz dwie trzecioklasistki.
- OMFG! PATRZ NO! ZAKOCHANI - krzyknęła jedna z nich, Puchonka
- NO I TO JESZCZE CED! A TO JEST BROOKE TA ŚLIZGONKA! - krzyknęła jedna do drugiej, zachichotały i w dalszym ciągu chichotajac patrzyły na nas czekając na dalszy ruch.
- Choć Brooke. Proszę wstań - powiedział i pociągnął mnie za rękę.
Weszliśmy do jakiejś pustej klasy, więc prawdopodobieństwo tego że przyszłyby tu jakieś małe wścibskie dzieci była mało prawdopodobna.
- Co się właściwie stało? - zapytał zmęczonym głosem.
- Proszę.. Cedrik, chociaż ty - chlipnęłam.
- Tom coś zrobił? - spytał patrząc na mnie ze współczuciem.
Przytaknęłam głową i znów zaczęłam płakać. Przyuważyłam, że często wyrażam swoje uczucia w formie płaczu. Poczułam jak Cedrik podszedł do mnie i mnie przytulił, a jako że był sporo wyższy schylił się i szepnął.
- A powiedzieć ci sekret?
- Jaki - wykrztusiłam przez płacz.
- Ja i Carmen nie jesteśmy już razem. Udajemy - powiedział patrząc na mnie.
- Jak to dlaczego? - powiedziałam i spojrzałam mu w oczy.
- Może to nie będzie dla Ciebie zaskoczeniem, ale Brooke.. podobasz mi się. I wiem, że ja Ci też nie jestem obojętny. - szepnął po czym pocałował mnie. Poczułam przyjemność. Jakby to była nagroda za te moje łzy, nie chciałam przestawać.
czwartek, 21 marca 2013
Rozdział 16.
Rano wstałam strasznie zaspana. Normalnie pewnie bym się nie obudziła, ale dziewczyny się postarały. Przez dziewczyny rozumiem Carmen bo reszta gdy tylko zaczęłam je bić ( nieświadomie oczywiście) przestała próbować. Byłam strasznie zadowolona, przypominając sobie o przeżyciach z poprzedniego wieczoru, który był cudowny. Tylko chwila, chwila jedno pytanie nie dawało mi spokoju. Czy my jesteśmy no.. razem? Liczyłam na to że nie. Trochę dziwnie byłoby być dziewczyną Toma Riddle'a który z pozoru jest niedostępny. Gdy się podniosłam zobaczyłam Carmen uśmiechającą się z radością, podekscytowaniem czy coś.
- Coś Ci się stało? - zapytałam z drobnym przerażeniem
- Nie skądże. A... - powiedziała cały czas psychicznie się uśmiechając.
- A? - jęknęłam. Mogłam się już domyślić o co zapyta.
- Och Brooke. Jesteście razem czy nie? - spytała z niecierpliwością.
- Eh.. Sama nie wiem - westchnęłam
- Ach to cudownie! Zaraz.. co? jak to nie wiesz?
- Tak to. Skąd mam wiedzieć
- No na przykład stąd, że się do siebie przykleiliście wczoraj na balu.
- Nie przesadzaj.
- Nie przesadzam.
- Oj chodź już na śniadanie - powiedziałam i ruszyłam w stronę drzwi.
- Eee Brooke - mruknęła
- CO? - powiedziałam zdenerwowana
- Idziesz w piżamie tak? - spytała z drwiącym uśmieszkiem.
- Ha ha ha zabawne - zaśmiałam się przedrzeźniając ją i poszłam się przebrać. Około dziesięć minut potem wychodziłyśmy z pokoju wspólnego. Czyli, że pięć minut później byłyśmy w Wielkiej Sali. Zajęłyśmy standardowe miejsca. Na przeciwko Cedrika i Toma.
- Słyszałyście że w tym tygodniu ma być wypad do Hogsmeade( tak wiem źle napisałam.) - powiedział uśmiechnięty Cedrik.
- Suuper - odpowiedziała Carmen.
- Idziemy co nie ? - zapytał Cedrik
- Ja mogę iść.. - powiedziała Carmen patrząc to na mnie to na Toma.
- Ja też mogę - uśmiechnął się Tom.
Nagle trzy pary oczu skierowane były w moją stronę. Czułam się trochę niekomfortowo, bo nie lubiłam gdy wszyscy na mnie patrzyli.
- Eeee.. no to znaczy mamy sumy .. i .. wiecie..no - zaczęłam jęczeć.
- Oj Brooke. Mamy narazie Listopad. Do Sumów daleko- uśmiechnęła się Carmen zachęcająco.
Popatrzyłam na Toma, on też czekał w napięciu na to co powiem.
- Ehh. No mogę iść - powiedziałam, co wyraźnie im się spodobało.
- To super. - klasnął w dłonie Cedrik i nagle obydwoje chłopcy spojrzeli za mnie i zamarli. Poczułyśmy się trochę dziwnie z Carmen, i zaczęłyśmy im pstrykać palcami, przed twarzą. Spojrzałam na Toma, i po głębszym przyjrzeniu się zobaczyłam wściekłość w jego oczach. Odwróciłam się i zobaczyłam Jamie'go z lilią w ręku. Poczułam się jeszcze trochę bardziej niekomfortowo, jednak wstałam i podeszłam do chłopaka.
- E. To dla kogo? - wyrwało mi się po czym ugryzłam się w język.
- Dla Ciebie - powiedział słodkim głosem - Właściwie to dzięki Tobie.
- Ale co dzięki mnie? - zapytałam zdziwiona.
- Jestem teraz z Pervency. - uśmiechnął się jeszcze słodziej.
- Och gratuluje - powiedziałam i się przytuliłam, ale po chwili dotarło do mnie jak dziwnie musiało to wyglądać. Szybko odskoczyłam od niego jakby mnie poparzyło i udawałam że to się nigdy nie stało.
- Dzięki Ci wielkie. Wcześniej nawet jej nie zauważałem. Okazało się że wygląd to nie wszystko. Liczy się też charakter. Ty akurat masz te obie rzeczy ale nie będę się narzucał. - powiedział i pocałował mnie w policzek i wręczył kwiatka - Jeszcze raz wielkie dzięki Brooke. Jesteś świetna.
- E Dzięki. - Rzuciłam obracając w rękach kwiatka. Chwilę później spojrzałam w stronę chłopaków i Carmen. Cedrik wyglądał na zszokowanego, Carmen pogubiła się w własnych myślach,a Tom.. Tom starał się nie okazywać uczuć, jednak widać było w jego oczach wściekłość. Widząc to podeszłam szybko, usiadłam i bez żadnych wyjaśnień położyłam kwiatka na stole, między talerzem moim, a jakiejś dziewczyny.
- Brooke ? - wykrztusił po dłuższej przerwie Cedrik
- Tak? - spytałam
- Wy jesteście razem? - zapytał i popatrzył na mnie szczerym wzrokiem.
- Nie no co ty. - machnęłam ręką - Przyszedł mi podziękować.
- Podziękować za..? - spytała Carmen
- Za to że jest teraz z Pervency. - uśmiechnęłam się.
- Pervency? - zapytał Cedrik cichym głosem - Przecież chyba każdy wie, że ona jest z Nicolasem z Ravenclaw.
- ŻE JAK? - wykrzyknęłam po czym widząc miny dziewczyn siedzących obok nas dodałam ciszej - Jak to?
- Normalnie, no. Są razem od początku czwartej klasy. - powiedział Cedrik.
- Ale ona mi powiedziała, na balu że on jej się podoba i..i..- nie mogłam uwierzyć w to co słyszałam, spojrzałam na Toma, liczyłam jakieś słowo z jego strony, a on wyglądał jakby miał wybuchnąć śmiechem.
- Co Cię tak śmieszy? - syknęłam ostro.
- Oh Brooke. - wziął oddech i zaczął mówić - Chyba jasne jest że ten chłopaczek, chciał mieć pretekst żeby Cię przytulić i.. pocałować. A każdy taki krok daje mu coraz większe szanse, do bycia z Tobą.( Spojrzałam na niego jakbym miała wybuchnąć)Oj nie przerywaj. Co on Ci powiedział pod koniec rozmowy?
- Że wygląd to nie wszystko, że liczy się jeszcze charakter a ja.. - zawahałam się - Mam te dwie rzeczy, ale nie chce mi się narzucać.
- Och i wszystko jasne. Podlizywał się. Jeszcze tego nie zauważyłaś? On do Ciebie wzdycha i prze...- nie dokończył Tom bo Carmen wkroczyła do akcji.
- I co najbardziej zły jesteś za to że będziesz miał konkurencje w staraniu się o Brooke? - parsknęła śmiechem, co Tom spiorunował spojrzeniem- Oj już nie udawaj. Chłopie, jeśli chcesz z nią być to pytaj, ona się zgodzi prawda Brooke? - szturchnęła mnie
Milczałam.
- A może on nie chce z nią być? - zapiszczał cieniutki głosik Elizabeth dosiadającej się do stołu.
- A może jednak powinnaś być przy stole Puchonów co? - syknęła Carmen. - I nie ładnie podsłuchiwać.
- Ogarnij się. - rzuciła krótko po czym spojrzała na mnie a potem powiedziała - Tom powiedz szczerze czy chciałbyś być z czymś takim, mogąc być ze mną?
Tom milczał i wpatrywał się w kwiatek po czym rzucił krótko.
- Idź stąd.
- Co? - zdziwiła się.
- Idź - powiedział.
- Pff - prychnęła - Nie masz gustu chłopcze, będziesz tego żałował.
- Nie wydaje mi się - rzucił Tom krztusząc się ze śmiechu, jednak zachowując poważną twarz.
- Pff- prychnęła jeszcze raz i odeszła od stołu.
Wszyscy patrzyli na Toma ze śmiechem po czym nasza czwórka zaczęła się śmiać.
- To idziemy do tego Hogsmeade? - spytał Cedrik
- A kiedy to jest? - zapytałam
- Jutro - odpowiedział z uśmiechem.
- Coś Ci się stało? - zapytałam z drobnym przerażeniem
- Nie skądże. A... - powiedziała cały czas psychicznie się uśmiechając.
- A? - jęknęłam. Mogłam się już domyślić o co zapyta.
- Och Brooke. Jesteście razem czy nie? - spytała z niecierpliwością.
- Eh.. Sama nie wiem - westchnęłam
- Ach to cudownie! Zaraz.. co? jak to nie wiesz?
- Tak to. Skąd mam wiedzieć
- No na przykład stąd, że się do siebie przykleiliście wczoraj na balu.
- Nie przesadzaj.
- Nie przesadzam.
- Oj chodź już na śniadanie - powiedziałam i ruszyłam w stronę drzwi.
- Eee Brooke - mruknęła
- CO? - powiedziałam zdenerwowana
- Idziesz w piżamie tak? - spytała z drwiącym uśmieszkiem.
- Ha ha ha zabawne - zaśmiałam się przedrzeźniając ją i poszłam się przebrać. Około dziesięć minut potem wychodziłyśmy z pokoju wspólnego. Czyli, że pięć minut później byłyśmy w Wielkiej Sali. Zajęłyśmy standardowe miejsca. Na przeciwko Cedrika i Toma.
- Słyszałyście że w tym tygodniu ma być wypad do Hogsmeade( tak wiem źle napisałam.) - powiedział uśmiechnięty Cedrik.
- Suuper - odpowiedziała Carmen.
- Idziemy co nie ? - zapytał Cedrik
- Ja mogę iść.. - powiedziała Carmen patrząc to na mnie to na Toma.
- Ja też mogę - uśmiechnął się Tom.
Nagle trzy pary oczu skierowane były w moją stronę. Czułam się trochę niekomfortowo, bo nie lubiłam gdy wszyscy na mnie patrzyli.
- Eeee.. no to znaczy mamy sumy .. i .. wiecie..no - zaczęłam jęczeć.
- Oj Brooke. Mamy narazie Listopad. Do Sumów daleko- uśmiechnęła się Carmen zachęcająco.
Popatrzyłam na Toma, on też czekał w napięciu na to co powiem.
- Ehh. No mogę iść - powiedziałam, co wyraźnie im się spodobało.
- To super. - klasnął w dłonie Cedrik i nagle obydwoje chłopcy spojrzeli za mnie i zamarli. Poczułyśmy się trochę dziwnie z Carmen, i zaczęłyśmy im pstrykać palcami, przed twarzą. Spojrzałam na Toma, i po głębszym przyjrzeniu się zobaczyłam wściekłość w jego oczach. Odwróciłam się i zobaczyłam Jamie'go z lilią w ręku. Poczułam się jeszcze trochę bardziej niekomfortowo, jednak wstałam i podeszłam do chłopaka.
- E. To dla kogo? - wyrwało mi się po czym ugryzłam się w język.
- Dla Ciebie - powiedział słodkim głosem - Właściwie to dzięki Tobie.
- Ale co dzięki mnie? - zapytałam zdziwiona.
- Jestem teraz z Pervency. - uśmiechnął się jeszcze słodziej.
- Och gratuluje - powiedziałam i się przytuliłam, ale po chwili dotarło do mnie jak dziwnie musiało to wyglądać. Szybko odskoczyłam od niego jakby mnie poparzyło i udawałam że to się nigdy nie stało.
- Dzięki Ci wielkie. Wcześniej nawet jej nie zauważałem. Okazało się że wygląd to nie wszystko. Liczy się też charakter. Ty akurat masz te obie rzeczy ale nie będę się narzucał. - powiedział i pocałował mnie w policzek i wręczył kwiatka - Jeszcze raz wielkie dzięki Brooke. Jesteś świetna.
- E Dzięki. - Rzuciłam obracając w rękach kwiatka. Chwilę później spojrzałam w stronę chłopaków i Carmen. Cedrik wyglądał na zszokowanego, Carmen pogubiła się w własnych myślach,a Tom.. Tom starał się nie okazywać uczuć, jednak widać było w jego oczach wściekłość. Widząc to podeszłam szybko, usiadłam i bez żadnych wyjaśnień położyłam kwiatka na stole, między talerzem moim, a jakiejś dziewczyny.
- Brooke ? - wykrztusił po dłuższej przerwie Cedrik
- Tak? - spytałam
- Wy jesteście razem? - zapytał i popatrzył na mnie szczerym wzrokiem.
- Nie no co ty. - machnęłam ręką - Przyszedł mi podziękować.
- Podziękować za..? - spytała Carmen
- Za to że jest teraz z Pervency. - uśmiechnęłam się.
- Pervency? - zapytał Cedrik cichym głosem - Przecież chyba każdy wie, że ona jest z Nicolasem z Ravenclaw.
- ŻE JAK? - wykrzyknęłam po czym widząc miny dziewczyn siedzących obok nas dodałam ciszej - Jak to?
- Normalnie, no. Są razem od początku czwartej klasy. - powiedział Cedrik.
- Ale ona mi powiedziała, na balu że on jej się podoba i..i..- nie mogłam uwierzyć w to co słyszałam, spojrzałam na Toma, liczyłam jakieś słowo z jego strony, a on wyglądał jakby miał wybuchnąć śmiechem.
- Co Cię tak śmieszy? - syknęłam ostro.
- Oh Brooke. - wziął oddech i zaczął mówić - Chyba jasne jest że ten chłopaczek, chciał mieć pretekst żeby Cię przytulić i.. pocałować. A każdy taki krok daje mu coraz większe szanse, do bycia z Tobą.( Spojrzałam na niego jakbym miała wybuchnąć)Oj nie przerywaj. Co on Ci powiedział pod koniec rozmowy?
- Że wygląd to nie wszystko, że liczy się jeszcze charakter a ja.. - zawahałam się - Mam te dwie rzeczy, ale nie chce mi się narzucać.
- Och i wszystko jasne. Podlizywał się. Jeszcze tego nie zauważyłaś? On do Ciebie wzdycha i prze...- nie dokończył Tom bo Carmen wkroczyła do akcji.
- I co najbardziej zły jesteś za to że będziesz miał konkurencje w staraniu się o Brooke? - parsknęła śmiechem, co Tom spiorunował spojrzeniem- Oj już nie udawaj. Chłopie, jeśli chcesz z nią być to pytaj, ona się zgodzi prawda Brooke? - szturchnęła mnie
Milczałam.
- A może on nie chce z nią być? - zapiszczał cieniutki głosik Elizabeth dosiadającej się do stołu.
- A może jednak powinnaś być przy stole Puchonów co? - syknęła Carmen. - I nie ładnie podsłuchiwać.
- Ogarnij się. - rzuciła krótko po czym spojrzała na mnie a potem powiedziała - Tom powiedz szczerze czy chciałbyś być z czymś takim, mogąc być ze mną?
Tom milczał i wpatrywał się w kwiatek po czym rzucił krótko.
- Idź stąd.
- Co? - zdziwiła się.
- Idź - powiedział.
- Pff - prychnęła - Nie masz gustu chłopcze, będziesz tego żałował.
- Nie wydaje mi się - rzucił Tom krztusząc się ze śmiechu, jednak zachowując poważną twarz.
- Pff- prychnęła jeszcze raz i odeszła od stołu.
Wszyscy patrzyli na Toma ze śmiechem po czym nasza czwórka zaczęła się śmiać.
- To idziemy do tego Hogsmeade? - spytał Cedrik
- A kiedy to jest? - zapytałam
- Jutro - odpowiedział z uśmiechem.
piątek, 1 marca 2013
Rozdział 15 cz.3
Wróciłam do Wielkiej Sali bez żadnych większych oporów. Nie zatrzymywałam się ani nic, tylko szłam przed siebie. Ciekawiło mnie jak Tom będzie jeszcze długo ukrywał to, że za mną tęskni. Ja mogę tak ukrywać bardzo długo. Cóż wszystko zależy od niego.
- Brooke! - ktoś krzyknął moje imię na co szybkim obrotem głowy spojrzałam w tamtą stronę. To była Pervency, rudzielec, prefekt z Hufflepuff.
- Tak? - zapytałam trochę onieśmielona.
- Bo wiesz, prawie nigdy nie miałyśmy okazji porozmawiać i w ogóle, więc myśle że może byśmy porozmawiały? - powiedziała gładząc swoje włosy.
- Ale w jakim sensie ? -
- A jakim może być ? - zaśmiała się
- No że w jakim celu ta rozmowa? - powiedziałam patrząc na nią.
- No, dobra widzę, że trochę jakby masz ciężki charakter -
- Możliwe -
- Słyszałam, że pokłóciłaś się z Tomem -
- Prawdopodobnie, ale naprawdę jesteś taaaka szybka skoro dopiero po czterech lub pięciu dniach to zauważyłaś -
- Ojeju, może i jestem. Kochasz się w Jamiem?- spojrzała na mnie wzrokiem dość nie miłym przyznam.
- Co?-
- Słyszałaś -
- Nie, nie kocham. -
- To dlaczego przyszłaś z nim na bal? -
- A to na bal trzeba przychodzić z osobą którą się kocha?-
- Chodzi mi o to że miałaś iść z Tomem. A teraz jesteś z Jamie'm- \
- Zaraz, to ty się kochasz w Jamie'm!-
- Oj cśi. No jasne, że tak. On jest taki słodki.
- Zagadaj. -
- Pogięło cię?-
- Nie. On porozmawia. Może coś z tego wyjdzie -
- On jest w tobie zakochany. Nie widzisz, jak na Ciebie patrzy? Nie rozumiem, jak ty to robisz że tyle chłopaków się w tobie kocha. Nawet z nimi nigdy nie rozmawiałaś a oni tylko do Ciebie wzdychają - westchnęła i odeszła.
Czułam, że ona jest zazdrosna, i to bardzo. Ale ja chętnie mogłabym jej oddać Jamie'go. Ops. Chyba to już nie będzie potrzebne. Spojrzałam w ich stronę. Pervency rozmawiała z Jamie'm. On jak zwykle czarujący, ona starająca się nadążyć. W sumie to przynajmniej mięli o czym rozmawiać. Obydwoje Puchoni, obydwoje dobrzy z Transmutacji. No to fajnie. Jak zwykle zostanę sama. Nie ważne, może zaraz przysiądzie się tu Carmen. Albo i nie. Tańczy z Cedriciem. Faaajnie. Tak jak pozostałe dziewczyny, będzie pewnie bawić się do rana. No ja tam nie wiem czy będę miała z kim się do tego rana bawić. Wszyscy są zajęci sobą, nikt pewnie o mnie nawet nie pamięta. Ej, ej, ej. Dlaczego ja się nad sobą użalam. Mogą sobie nie pamiętać. Jakoś przeżyje. Może przeszło by, żebym zatańczyła z Cedrikiem. Ehhh. Nie.. Carmen nie odstąpi go na krok. Niby wszyscy zdawali się być w Sali, ale brakowało mi kogoś, kogoś, kogoś... tak oczywistego, że załamujące że nie mogę sobie przypomnieć kogo. Ta osoba, jest dość denerwująca, ale też intrygująca...
- Cześć. Zatańczysz? - usłyszałam cichy, głos. Tak bardzo znajomy mi głos. Podniosłam lekko głowę ku twarzy osoby. To był Tom. To jego brakowało mi w Sali. Co mam mu teraz odpowiedzieć? On myśli że z nim nie rozmawiam.
- Jasne - powiedziałam i podałam mu rękę. Poczułam takie dziwne, uczucie w środku. Uczucie radości, jakby ktoś dmuchał we mnie balon i ten balon się powiększał. Taki taniec z Tomem to dużo lepsze niż taniec z byle pierwszym chłopakiem. Ponownie czułam na sobie wzrok, większości osób. No może to nie był codzienny widok, bo napewno na codzień nie tańczę sobie z Tomem. Zwłaszcza kiedy jesteśmy w stanie pokłóconym.
Nie chciałam być w stosunku do niego nie miła. Nic w te strony. Tylko chciałam wiedzieć.
- Gdzie jest Luiza? - zapytałam cicho.
- Chcesz jeszcze mnie dobić prawda Brooke? - spytał wyraźnie zmęczony.
- Akurat nie. Wiem, że się pokłóciliście. Ale to nie jest powód żeby Cię zostawiać - powiedziałam.
- Czyli jednak. Szłaś wtedy za nami. - powiedział tym razem wyraźnie pobudzony.
- Jak bardzo dostanę ochrzan?
- A kim ja niby jestem żeby na Ciebie krzyczeć. A poza tym nie mam powodu.
Jakoś dziwnie mi się tego słuchało. Tom zachowywał się jakby naprawdę było mu źle. Nie był już tak naturalny, krył swoje uczucia za ścianką. Jakby bojąc się, że ta ściana jest za mało wystarczalna, że nagle może pęknąć. Jakby sądził, że to co jest za tą ścianą jest bardzo kruche, i delikatne. Właściwie to możliwe, że jest. Chciałam poznać jego uczucia, to co czuje, mogło nam teraz łatwo ułatwić wszystko.
- Dlaczego wtedy... Powiedziałeś o mnie tyle rzeczy. Miłych i jakże... - niedokończyłam bo mi przerwał.
- Trafnych? Prawdziwych? Tych co Cię opisują całkowicie? - wciął się.
- Tak wiem jaka jestem. I to się zgadza. Ale ja nie jestem najlepsza. I dlaczego to powiedziałeś, mimo tego że byliśmy w stanie pokłóconym?
- Dlatego, że nie ważne, czy będziesz na mnie obrażona na zawsze czy co innego, ale zawsze będę mówił o tobie prawdziwe rzeczy. A i jesteś. Nie wiem czy zauważyłaś ale jesteś wyjątkowa. Ty jesteś inna niż ta cała reszta. Jesteś zupełnie inna niż Carmen. Ona jest taka strasznie wesoła, żywa, a ty jesteś taka spokojna, rozważna. Ale zarazem to ty jesteś najbardziej szaloną i najbardziej nie odpowiedzialną osobą w całym Hogwarcie. Wiesz ile osób się w Tobie w ogóle kocha?
- Tsa, podobno nie wiarygodnie dużo.
- Tak. Jamie to szczęściarz.
- Ja tam bym tak tego nie ujęła, Jamie jest miły i uroczy, ale.. ty jesteś lepszy. Najlepszy. Ty jesteś inny, ty jesteś tajemniczy i jakiś w ogóle lepszy.
- Nie prawda. Jest szczęściarzem. Widzę jak na niego patrzysz Brooke.
- Dlaczego prowokujesz mnie do obrażania się na Ciebie? Przez cały bal czyli bite trzy lub cztery godziny, patrzyłam TYLKO na Ciebie, szukałam Cię, błądziłam w myślach, które były o tobie. Nie o nich tylko o tobie. Nie rozumiesz jeszcze młotku? To Ciebie kocham Tomie Riddle. - powiedziałam i na koniec teatralnie westchnęłam.
Tom patrzył na mnie, zwykłym pustym wzrokiem. Jakbym mu powiedziała coś kompletnie zwyczajnego. Ale się uśmiechał. I to uśmiechał nie uśmiechem z politowaniem tylko takim szczerym, radosnym.
- O wiele lepiej to zabrzmiało jak nie płakałaś i to z mojego powodu
- Może i lepiej, ale wtedy powiedziałam, to co czułam. Nie chciałam żebyś odchodził. Ale zaraz. Ja Ci nie powiedziałam że Cię kocham.
- No wiem. Ale rozróżniam jeszcze słowa księżniczko. To co mówiłaś było takie, takie.. wyjątkowe, naprawdę nie chciałem odchodzić. Byłem po prostu zazdrosny, Chyba coś o tym wiesz co?
- I to sporo - westchnęłam.
- Wiesz, że nie masz o kogo być zazdrosna prawda?
- A..
- Luiza to koleżanka.
- Ale jakoś dziwnie jak ona jest samotna.
- Żal Ci jej?
- Nie, ale po prostu wiem jak się czuje. Tak jak ja przez bite cztery godziny. Jest zazdrosna o Ciebie. Ona też Cię kocha. I to całkiem mocno.
- Ale ja jej nie. Jest naprawdę miła, to ekstra, ale nigdy mi się nie podobała. I nie będzie, mogę Ci to zagwarantować.
- Ale smutno tak jakoś.
- Co przez to chcesz powiedzieć? Że mam po nią podejść i zaprosić do zrobienia kółeczka i wspólnego tańczenia tak?
- Nie przesadzaj. Po prostu zatańcz z nią i szczerze porozmawiaj.
- Dobrze.
- Ale, ale Riddle.
- Tak?
- SZCZERZE - zaakcentowałam z uśmiechem.
- Brooke! - ktoś krzyknął moje imię na co szybkim obrotem głowy spojrzałam w tamtą stronę. To była Pervency, rudzielec, prefekt z Hufflepuff.
- Tak? - zapytałam trochę onieśmielona.
- Bo wiesz, prawie nigdy nie miałyśmy okazji porozmawiać i w ogóle, więc myśle że może byśmy porozmawiały? - powiedziała gładząc swoje włosy.
- Ale w jakim sensie ? -
- A jakim może być ? - zaśmiała się
- No że w jakim celu ta rozmowa? - powiedziałam patrząc na nią.
- No, dobra widzę, że trochę jakby masz ciężki charakter -
- Możliwe -
- Słyszałam, że pokłóciłaś się z Tomem -
- Prawdopodobnie, ale naprawdę jesteś taaaka szybka skoro dopiero po czterech lub pięciu dniach to zauważyłaś -
- Ojeju, może i jestem. Kochasz się w Jamiem?- spojrzała na mnie wzrokiem dość nie miłym przyznam.
- Co?-
- Słyszałaś -
- Nie, nie kocham. -
- To dlaczego przyszłaś z nim na bal? -
- A to na bal trzeba przychodzić z osobą którą się kocha?-
- Chodzi mi o to że miałaś iść z Tomem. A teraz jesteś z Jamie'm- \
- Zaraz, to ty się kochasz w Jamie'm!-
- Oj cśi. No jasne, że tak. On jest taki słodki.
- Zagadaj. -
- Pogięło cię?-
- Nie. On porozmawia. Może coś z tego wyjdzie -
- On jest w tobie zakochany. Nie widzisz, jak na Ciebie patrzy? Nie rozumiem, jak ty to robisz że tyle chłopaków się w tobie kocha. Nawet z nimi nigdy nie rozmawiałaś a oni tylko do Ciebie wzdychają - westchnęła i odeszła.
Czułam, że ona jest zazdrosna, i to bardzo. Ale ja chętnie mogłabym jej oddać Jamie'go. Ops. Chyba to już nie będzie potrzebne. Spojrzałam w ich stronę. Pervency rozmawiała z Jamie'm. On jak zwykle czarujący, ona starająca się nadążyć. W sumie to przynajmniej mięli o czym rozmawiać. Obydwoje Puchoni, obydwoje dobrzy z Transmutacji. No to fajnie. Jak zwykle zostanę sama. Nie ważne, może zaraz przysiądzie się tu Carmen. Albo i nie. Tańczy z Cedriciem. Faaajnie. Tak jak pozostałe dziewczyny, będzie pewnie bawić się do rana. No ja tam nie wiem czy będę miała z kim się do tego rana bawić. Wszyscy są zajęci sobą, nikt pewnie o mnie nawet nie pamięta. Ej, ej, ej. Dlaczego ja się nad sobą użalam. Mogą sobie nie pamiętać. Jakoś przeżyje. Może przeszło by, żebym zatańczyła z Cedrikiem. Ehhh. Nie.. Carmen nie odstąpi go na krok. Niby wszyscy zdawali się być w Sali, ale brakowało mi kogoś, kogoś, kogoś... tak oczywistego, że załamujące że nie mogę sobie przypomnieć kogo. Ta osoba, jest dość denerwująca, ale też intrygująca...
- Cześć. Zatańczysz? - usłyszałam cichy, głos. Tak bardzo znajomy mi głos. Podniosłam lekko głowę ku twarzy osoby. To był Tom. To jego brakowało mi w Sali. Co mam mu teraz odpowiedzieć? On myśli że z nim nie rozmawiam.
- Jasne - powiedziałam i podałam mu rękę. Poczułam takie dziwne, uczucie w środku. Uczucie radości, jakby ktoś dmuchał we mnie balon i ten balon się powiększał. Taki taniec z Tomem to dużo lepsze niż taniec z byle pierwszym chłopakiem. Ponownie czułam na sobie wzrok, większości osób. No może to nie był codzienny widok, bo napewno na codzień nie tańczę sobie z Tomem. Zwłaszcza kiedy jesteśmy w stanie pokłóconym.
Nie chciałam być w stosunku do niego nie miła. Nic w te strony. Tylko chciałam wiedzieć.
- Gdzie jest Luiza? - zapytałam cicho.
- Chcesz jeszcze mnie dobić prawda Brooke? - spytał wyraźnie zmęczony.
- Akurat nie. Wiem, że się pokłóciliście. Ale to nie jest powód żeby Cię zostawiać - powiedziałam.
- Czyli jednak. Szłaś wtedy za nami. - powiedział tym razem wyraźnie pobudzony.
- Jak bardzo dostanę ochrzan?
- A kim ja niby jestem żeby na Ciebie krzyczeć. A poza tym nie mam powodu.
Jakoś dziwnie mi się tego słuchało. Tom zachowywał się jakby naprawdę było mu źle. Nie był już tak naturalny, krył swoje uczucia za ścianką. Jakby bojąc się, że ta ściana jest za mało wystarczalna, że nagle może pęknąć. Jakby sądził, że to co jest za tą ścianą jest bardzo kruche, i delikatne. Właściwie to możliwe, że jest. Chciałam poznać jego uczucia, to co czuje, mogło nam teraz łatwo ułatwić wszystko.
- Dlaczego wtedy... Powiedziałeś o mnie tyle rzeczy. Miłych i jakże... - niedokończyłam bo mi przerwał.
- Trafnych? Prawdziwych? Tych co Cię opisują całkowicie? - wciął się.
- Tak wiem jaka jestem. I to się zgadza. Ale ja nie jestem najlepsza. I dlaczego to powiedziałeś, mimo tego że byliśmy w stanie pokłóconym?
- Dlatego, że nie ważne, czy będziesz na mnie obrażona na zawsze czy co innego, ale zawsze będę mówił o tobie prawdziwe rzeczy. A i jesteś. Nie wiem czy zauważyłaś ale jesteś wyjątkowa. Ty jesteś inna niż ta cała reszta. Jesteś zupełnie inna niż Carmen. Ona jest taka strasznie wesoła, żywa, a ty jesteś taka spokojna, rozważna. Ale zarazem to ty jesteś najbardziej szaloną i najbardziej nie odpowiedzialną osobą w całym Hogwarcie. Wiesz ile osób się w Tobie w ogóle kocha?
- Tsa, podobno nie wiarygodnie dużo.
- Tak. Jamie to szczęściarz.
- Ja tam bym tak tego nie ujęła, Jamie jest miły i uroczy, ale.. ty jesteś lepszy. Najlepszy. Ty jesteś inny, ty jesteś tajemniczy i jakiś w ogóle lepszy.
- Nie prawda. Jest szczęściarzem. Widzę jak na niego patrzysz Brooke.
- Dlaczego prowokujesz mnie do obrażania się na Ciebie? Przez cały bal czyli bite trzy lub cztery godziny, patrzyłam TYLKO na Ciebie, szukałam Cię, błądziłam w myślach, które były o tobie. Nie o nich tylko o tobie. Nie rozumiesz jeszcze młotku? To Ciebie kocham Tomie Riddle. - powiedziałam i na koniec teatralnie westchnęłam.
Tom patrzył na mnie, zwykłym pustym wzrokiem. Jakbym mu powiedziała coś kompletnie zwyczajnego. Ale się uśmiechał. I to uśmiechał nie uśmiechem z politowaniem tylko takim szczerym, radosnym.
- O wiele lepiej to zabrzmiało jak nie płakałaś i to z mojego powodu
- Może i lepiej, ale wtedy powiedziałam, to co czułam. Nie chciałam żebyś odchodził. Ale zaraz. Ja Ci nie powiedziałam że Cię kocham.
- No wiem. Ale rozróżniam jeszcze słowa księżniczko. To co mówiłaś było takie, takie.. wyjątkowe, naprawdę nie chciałem odchodzić. Byłem po prostu zazdrosny, Chyba coś o tym wiesz co?
- I to sporo - westchnęłam.
- Wiesz, że nie masz o kogo być zazdrosna prawda?
- A..
- Luiza to koleżanka.
- Ale jakoś dziwnie jak ona jest samotna.
- Żal Ci jej?
- Nie, ale po prostu wiem jak się czuje. Tak jak ja przez bite cztery godziny. Jest zazdrosna o Ciebie. Ona też Cię kocha. I to całkiem mocno.
- Ale ja jej nie. Jest naprawdę miła, to ekstra, ale nigdy mi się nie podobała. I nie będzie, mogę Ci to zagwarantować.
- Ale smutno tak jakoś.
- Co przez to chcesz powiedzieć? Że mam po nią podejść i zaprosić do zrobienia kółeczka i wspólnego tańczenia tak?
- Nie przesadzaj. Po prostu zatańcz z nią i szczerze porozmawiaj.
- Dobrze.
- Ale, ale Riddle.
- Tak?
- SZCZERZE - zaakcentowałam z uśmiechem.
****
Ta szczera rozmowa dała rezultaty, przez resztę balu wszystko było świetnie, wiedziałam, że Luiza ukrywa to co czuje na prawdę. Było mi jej szkoda, ale to już nie było aż takie ważne. Bal jeszcze trwał co prawda, ale byłam zmęczona i chciałam się położyć. A zresztą Tom już chciał iść a był jednym z pierwszych Ślizgonów który szedł do dormitorium.
- Padam ze zmęczenia.
- Ale fajnie się bawiłaś co Brooke? - uśmiechnął się Tom.
- Może być - zaśmiałam się po czym dodałam - Ale było fajnie. Myślałam że Carmen mnie zabije za taniec z Cedrikiem. A to ona go zaproponowała. Niesamowite.
- Baaardzo - zaakcentował Tom dając mi do zrozumienia że go to nic, a nic nie obchodzi.
- Zabawne, zabawne. Ale ty też się fajnie bawiłeś prawda?
- Bardzo.
- Cieszy mnie to.- uśmiechnęłam się.
Nagle zatrzymałam się i roześmiałam.
- Już jesteśmy w pokoju wspólnym?
- Widzisz? Magia królewno, magia.
- Ależ ty masz poczucie humoru Tom. Imponujące.
- Dziękuję, staram się.
- Nie wychodzi.
- Ahaha - zaśmiał się udawanie Tom po czym złapał mnie pod bok i obkręcił w powietrzu- Zabawna jesteś coś ostatnio panienko Campbell.
- Wiem, wiem, ale puść. Tom mówie serio! TOM! - krzyknęłam
- Bałaś się.
- Ani trochę - odpowiedziałam ze śmiechem.
- Jaaasne -
- No to dobranoc panie Riddle - powiedziałam roześmiana, i podeszłam do niego, po czym pocałowałam delikatnie w policzek.
- Dobranoc Brooke - uśmiechnął się i lekko zarumienił.
Od razu w dormitorium rzuciłam się na łóżko. Tak, ten bal był świetny.
sobota, 16 lutego 2013
Rozdział 15. cz.2
Po naszym tańcu, zmęczyłam się trochę przyznam szczerze. W końcu, nie byłam całkiem dobrze sprawna fizycznie. Wzrokiem znalazłam miejsce gdzie można usiąść. Powiedziałam Jamie'mu, że idę odpocząć i żeby poszedł z kimś innym zatańczyć. Ruszyłam w kierunku jakby sofy stojącej przy stoliku z piciem. Nie mogłam pojąć, że miałam się tak jeszcze bawić do samego rana. Ja się tutaj tak nasapie. Ale ważna jest dobra zabawa. Tak to chyba można nazwać mottem dzisiejszego wieczoru. Błądziłam po całej sali, obserwując z powolna osoby. Czasami zatrzymywałam się, aby w myślach skomentować ubiór, bądź to jak bardzo nie lubię danej osoby. Carmen z Cedrikiem, wyglądali tak uroczo. Widać było, że Carmen nie za bardzo sprzyja towarzystwo otaczających ją i Cedrika dziewczyn, czekających tylko na to, gdy ona go puści. No tak, Carol też widziałam. Jej niebieska suknia, trochę się wyróżniała. A właściwie to nie suknia, tylko ona sama. Większość dziewczyn miało spięte włosy, a ona rozpuszczone. A i ona w końcu jest całkiem wysoka. Na całe szczęście Philip jest wyższy. Nawet sporo wyższy. Nie mogłam pojąć, tego, że tylko ja jestem taka niska. Jak to możliwe, w ogóle możliwe? Moje siostry mają po 175 cm wzrostu, mama podobnie a tata 187 cm. Jeej a ja jakiś specjalny przypadek z 165 cm. Cudownie. Pocieszające było to, że Julie i Helena, są niższe ode mnie. Jednak za dużo czasu z nimi nie spędzałam, a za to z Carmen wyższą ode mnie, tak. Och no proszę, bardzo. Riddle z Luizą idą. Ale gdzie? Wychodzą z wielkiej sali... Zaraz, zaraz, a co jeśli się pokłócili? Ojoj jak fajnie. Muszę iść za nimi. Może być ciekawie. W pewnym momencie chciałam nawet iść po Carmen żeby poszła ze mną, ale za bardzo podejrzanie by to wyglądało. Ruszyłam za nimi, tym samym wychodząc z miejsca tańców. Skręcili w bok, okej trochę szybciej, żeby ich nie zgubić. Są! Dobra, spokojnie teraz podsłuchujemy. Może i to było bezczelne. Jednak, jakoś trzeba było sobie dawać rade.
- Tom, nie możesz przestać oderwać od niej wzroku! - krzyknęła Luiza
Tom jednak nic na to nie odpowiedział. Nie wiedziałam o kim mówi Luiza, ale musiała jej naprawdę nie lubić.
- Będziesz tak milczał?! No cudownie. Może coś powiedz! Sam mówiłeś, że jest denerwująca!-
- Tak wiem - powiedział spokojnym opanowanym tonem
- Tak wiem? Tyle? To dlaczego jeszcze tu ze mną stoisz idź do niej! No idź! - powiedziała szlochając
- Może i jest denerwująca. I bezczelna. I uważa siebie za najlepszą. I chce być we wszystkim najlepsza. I często się złości. Często jest zazdrosna i.. często mnie obraża. Jednak mimo to jest najlepsza - powiedział ignorując ją
- No to fajnie. PO CO MI TO! NIE OBCHODZI MNIE ONA! JEST WREDNA. - krzyknęła
- Chcesz żebym był szczery. To proszę. Powiedziałem to co o niej myśle. - powiedział.
- TAK CHCĘ. JEDNAK NIE W JEJ KIERUNKU. DLACZEGO PIERW JESZCZE WCZEŚNIEJ JEJ NIE LUBIŁEŚ A TERAZ.. TRYSKASZ DO NIEJ MIŁOŚCIĄ? -
- Mam być szczery ? -
- TAK MASZ -
- Od początku 5 klasy mi się podoba. Nawet nie wiem czy nie wcześniej. -
- ŻE JAK? I TY SPECJALNIE TAK ZROBIŁEŚ CO? ZMÓWILIŚCIE SIĘ? ŻE TY IDZIESZ ZE MNĄ A ONA. ONA Z JAMIE'M? TO TAK NAPRAWDĘ PEWNIE JUŻ JESTEŚCIE RAZEM CO?-
- Nie, nie jesteśmy. Nie rozmawialiśmy od czterech dni. No znaczy dzisiaj, ale to przy tańcu. Zresztą nie sądze, żeby ona chciała ze mną rozmawiać -
- E.. Czyli nie rozmawialiście tak? - powiedziała już trochę bardziej uspokojona.
- Tak. I pewnie jeszcze długo tak będzie -
- A to dobrze -
Dobrze? Nie będę chciała rozmawiać? Że jak? Czekałam od czterech dni na to, aż do mnie podejdzie. Aż ze mną porozmawia. Albo na mnie popatrzy. Nie rozumiem. Przecież on nawet nie patrzył, na mnie. Prawda? Usłyszałam, że już idą i szybko właściwie z wielką prędkością podbiegłam trochę dalej, żeby to nie wyglądało jakbym ich podsłuchiwała. Chociaż wiem że Tom wie, że ja tam stałam. Gdyby nie to nie powiedział by tego, że nie będę z nim chciała rozmawiać. Czasem Tom zachowywał się jak dziecko.
- Tom, nie możesz przestać oderwać od niej wzroku! - krzyknęła Luiza
Tom jednak nic na to nie odpowiedział. Nie wiedziałam o kim mówi Luiza, ale musiała jej naprawdę nie lubić.
- Będziesz tak milczał?! No cudownie. Może coś powiedz! Sam mówiłeś, że jest denerwująca!-
- Tak wiem - powiedział spokojnym opanowanym tonem
- Tak wiem? Tyle? To dlaczego jeszcze tu ze mną stoisz idź do niej! No idź! - powiedziała szlochając
- Może i jest denerwująca. I bezczelna. I uważa siebie za najlepszą. I chce być we wszystkim najlepsza. I często się złości. Często jest zazdrosna i.. często mnie obraża. Jednak mimo to jest najlepsza - powiedział ignorując ją
- No to fajnie. PO CO MI TO! NIE OBCHODZI MNIE ONA! JEST WREDNA. - krzyknęła
- Chcesz żebym był szczery. To proszę. Powiedziałem to co o niej myśle. - powiedział.
- TAK CHCĘ. JEDNAK NIE W JEJ KIERUNKU. DLACZEGO PIERW JESZCZE WCZEŚNIEJ JEJ NIE LUBIŁEŚ A TERAZ.. TRYSKASZ DO NIEJ MIŁOŚCIĄ? -
- Mam być szczery ? -
- TAK MASZ -
- Od początku 5 klasy mi się podoba. Nawet nie wiem czy nie wcześniej. -
- ŻE JAK? I TY SPECJALNIE TAK ZROBIŁEŚ CO? ZMÓWILIŚCIE SIĘ? ŻE TY IDZIESZ ZE MNĄ A ONA. ONA Z JAMIE'M? TO TAK NAPRAWDĘ PEWNIE JUŻ JESTEŚCIE RAZEM CO?-
- Nie, nie jesteśmy. Nie rozmawialiśmy od czterech dni. No znaczy dzisiaj, ale to przy tańcu. Zresztą nie sądze, żeby ona chciała ze mną rozmawiać -
- E.. Czyli nie rozmawialiście tak? - powiedziała już trochę bardziej uspokojona.
- Tak. I pewnie jeszcze długo tak będzie -
- A to dobrze -
Dobrze? Nie będę chciała rozmawiać? Że jak? Czekałam od czterech dni na to, aż do mnie podejdzie. Aż ze mną porozmawia. Albo na mnie popatrzy. Nie rozumiem. Przecież on nawet nie patrzył, na mnie. Prawda? Usłyszałam, że już idą i szybko właściwie z wielką prędkością podbiegłam trochę dalej, żeby to nie wyglądało jakbym ich podsłuchiwała. Chociaż wiem że Tom wie, że ja tam stałam. Gdyby nie to nie powiedział by tego, że nie będę z nim chciała rozmawiać. Czasem Tom zachowywał się jak dziecko.
~~~~~~~
Jakby tak dziele go na 2 części bo nie mam weny. Do soboty!
piątek, 8 lutego 2013
Rozdział 15. cz.1
- Raczej tak. Zresztą jak każdy. Szczerze, to myślałam, że Carmen będzie prefektem - odpowiedziałam patrząc na niego.
- Też tak myślałem- odrzekł.
*****
Czas do balu minął niesamowicie szybko. Nim się spostrzegłam już siedziałam w dormitorium, bezsensownie bawiąc się różdżką, podczas gdy dziewczyny strasznie przejęte szykowały się do balu.
- Brooke! - krzyknęła Julie - Czemu się nie przygotowywujesz ?
- Spokojnie - odparłam podnosząc głowę z poduszki - Mam jeszcze godzinę.
- To bardzo mało, więc radziłabym Ci już zacząć - powiedziała Carol, poprawiając Helenie fryzure.
- Okej - odpowiedziałam, i podeszłam do swojego kufra.
Po kilku sekundach znalazłam to czego szukałam, a mianowicie sukienki. Różowej zresztą. Może i ten kolor nie jest za specjalny, ale ładnie w nim wyglądam. Mama mi tak zawsze mówiła.
Ciekawa byłam jak ubierze się moja siostra - Lucy. W końcu jest w czwartej klasie, więc może iść. Drugie pytanie to z kim. Nie można było zaprzeczyć, że Lucy jest ładna, więc powinna mieć duży wybór w partnerach Wyjęłam moją suknię i położyłam na łóżko.
- Ładna jest. Czemu nie zakładasz? - zapytało nieśmiało Helena.
- Zaraz, muszę się napatrzeć - odrzekłam.
Gdy jeszcze chwilę na nią popatrzyłam, postanowiłam ją włożyć.
Ubrana już podeszłam, do lustra.
- Rzeczywiście ładnie Ci w tym kolorze - szepnęła Julie stojąca za mną.
- Wiem - odrzekłam.
- Jesteś taaaka skromna - zaśmiała się Carol.
- To też wiem - odpowiedziałam roześmiana.
Nagle wszystkie zaczęłyśmy się śmiać. Sama nie wiedziałam z jakiego powodu, po prostu śmiałyśmy się i już. Gdyby ktoś teraz wszedł do naszego pokoju, zobaczyłby sześć przyjaciółek. W sumie to byłyśmy przyjaciółkami. Znaczy wydaje mi się, że jesteśmy przyjaciółkami. A nawet jeśli nie jesteśmy, to przynajmniej wyglądamy jakbyśmy nimi były. Wykorzystałam nie uwagę dziewczyn i spojrzałam ponownie w lustro. Nie mogłam uwierzyć, że to ja stoję w lustrze. To nie była ta sama dziewczynka co w pierwszej klasie. Profesor miał rację, ludzie naprawdę się zmieniają. Jedyne co mogło mi pozostać z tamtego wyglądu, to kolor włosów i oczy. Taak w dalszym ciągu miałam szare oczy. Nawet przez chwilę wydało mi się, że mam takie same jak Tom.
*****
Weszłam do głównego holu sama. Dziewczyny poszły do swoich towarzyszy. Mianowicie : Caroline do Philipa, Julie do Caspra, Helena do Igora, Carmen do Cedrika, Paula do Williama a ja miałam tu czekać na Jamie'go. Nie długo potem zobaczyłam go. Szedł do mnie, albo uśmiechnięty, albo dumny, że idzie ze mną.
- Jej, jaka śliczna Brooke - powiedział
- Dziękuję- odpowiedziałam uśmiechając się.
Staliśmy rozmawiając jeszcze chwilę, gdy nagle wpadł profesor Dumbledore.
- Prefekci proszę do mnie - krzyknął zwołując nas do siebie. - Jak wiecie, albo i nie, wszyscy wybrani prefekci czyli wy, rozpoczynają bal tańcem. Co znaczy, że pierwszy taniec należy tylko i wyłącznie do was. I tylko cztery pary powinny się wtedy znajdywać na parkiecie. Dobieracie się tak jak zostaliście przydzieleni. Czyli Gryfon z Gryfonką itd. Rozumiecie? Pierwsi stojął Gryfoni. Bardzo dobrze, teraz Puchoni. Świetnie, teraz Ślizgoni, tak Brooke ty też. Dobrze i na sam koniec Krukoni. Wspaniale. Zaraz będziecie wchodzić.
Mhm, ekstra. Pierwszy taniec z Tomem.
-Ładnie wyglądasz - powiedział Tom.
- Dziękuję, ty również - odrzekłam
- Pewnie Jamie'mu się podoba, co? - zapytał
- Oczywiście - syknęłam - Luiza nie jest zazdrosna, że ze mną tańczysz teraz?
- Nie, to przecież tylko taniec. Jamie również, nie powinien być.
- Też tak uważam.
Ten taniec, który miał za chwilę się zacząć, był prawdopodobnie najlepszym tańcem wieczoru. Tak Jamie jest uroczy, ale Tom ma w sobie coś co przyciąga do niego.
Nagle drzwi do Wielkiej Sali otworzyły się i cztery pary weszły do środka. Czułam, że z Tomem jesteśmy najbardziej obserwowani przez osoby. Nawet profesor Slughorn się na nas patrzył. W pewnym momencie stanęliśmy. Tom złapał mnie tak jak podczas pierwszej lekcji tańca i zaczęła grać muzyka. Cztery pary wirowały po parkiecie. Nie powiem, ale było nawet miło. Po kilku minutach utwór zakończył się i nastąpił kolejny kawałek, całkiem podobny do poprzedniego. Tym razem ja już tańczyłam z Jamie'm a Tom z Luizą. Muszę przyznać, że miło się tańczy z Jamie'm jednak, o wiele lepiej z Tomem. Mimo to nie miałam zamiaru zwracać na to uwagi. Chciałam się świetnie bawić, możliwe, że do samego rana. Zauważyłam w pewnym momencie Lucy. Przyszła z Cameronem ze Slytherinu. Nie mogłam uwierzyć, przecież on był z mojego rocznika. Nie taki przystojny, ale to już zależy od gustu. Lucy miała na sobie kremową suknie. Pff, moja ładniejsza. Widziałam też Carmen z Cedrikiem. Właściwie to teraz zrozumiałam, że ona nie jest Hiszpanką tylko Chinką. Coś mi się musiało pomieszać. Albo ma Hiszpańskie imię, a wygląd i strój Chinki... albo Japonki.
~~~~~~~~~~~~
Podzieliłam ten rozdział na dwie części. Będę teraz dodawała każdy rozdział w sobotę. Dziś zrobiłam wyjątek, co oznacza, że jutro już nie dodaję. Poszperałam trochę w googlach i znalazłam możliwe, że suknie ważniejszych dziewczyn na balu. Nie zwracajcie uwagi na twarze ( chyba że u Carmen :D)
Suknia Brooke :) ( Tak, tak podkradłam Hermionie :D)
Suknia i zarazem wygląd Carmen:
Suknia Caroline (Carol):
Suknia Julie:
Suknia Heleny:
Suknia Pauli:
Suknia Elizabeth(ta która pocałowała Cedrika):
Suknia Luizy(towarzyszki Toma):
Suknia Pervency( prefekta z Hufflepuffu):
Suknia April ( prefekta z Ravenclaw):
I na sam koniec Suknia Lucy(czyli siostry Brooke, nie oceniajcie surowo, ciężko było znaleźć):
Jeśli chcecie możecie oceniać, która najładniejsza. :) O ile ktoś to w ogóle czyta. c: No i może już na sam koniec Cedrik i Carmen ( ekhm. Podkradłam z filmu:D)
DO SOBOTY :3
czwartek, 7 lutego 2013
Rozdział 14.
A tak naprawdę nic nie czułam, oczywiście poza tym, że stałam jakby na palcach bo Tom jest wyższy. Po chwili odsunęłam się od niego, to co przed chwilą zrobił, przyprawiło mnie o mieszane uczucia. Z jednej strony byłam na niego zła, a z drugiej chciałam by ta chwila trwała wiecznie. No cóż, gdyby nie wydarzenia na stołówce i w szpitalu pewnie wybrałabym tą drugą stronę. Jednakże strasznie łatwo mnie zdenerwować, więc zmuszona byłam wybrać opcję numer jeden. Może i mój tryb myślenia jest dość skomplikowany, ale całe szczęście nie muszę się w tym pogłębiać. Popatrzyłam na niego wzrokiem pełnym pogardy, i odsunęłam się tak jak rozmawialiśmy na początku. Spuściłam wzrok w ziemię. Nie chciałam tu dłużej stać w milczeniu. Postanowiłam wrócić do Wielkiej Sali. Chwilę później byłam już na miejscu. Bez żadnych rozglądań się powróciłam na swoje miejsce. Carmen siedziała tak jak wcześniej, tylko że pogrążona w rozmowie z Cedrikiem i... Jamie'm. Ten widok naprawdę był przerażający zwłaszcza, że Cedrik podobno tak bardzo za nim nie przepadał, a teraz sobie tam z nim wesoło gawędził. Czyli, albo Riddle oszukał mnie, albo Cedrik jego. Możliwe jest też to, że udaje, przy nim miłego. Ale zaraz to jest za bardzo sprytne, a on w końcu jest Puchonem. Nie mam nic do nich, ale nie są tak specjalnie sprytni.
- Co ty taka zamyślona Brooke? - powiedziała widząc moją postać.
- Nie zauważyłaś, że od jakiegoś czasu, jestem.. ciągle.. zamyślona - odpowiedziałam patrząc na nią licząc że zrozumie, że to przez Toma.
- Taak - przytaknęła, podsuwając się w moją stronę szepnęła - Gdzie Tom?
- Sama nie wiem, właściwie to chy.. - przerwałam bo zobaczyłam, że właśnie wchodzi do Wielkiej Sali. Oczywiście nie sam. Tylko z.. właściwie to sam. - Tam.
- Zauważyłam - odpowiedziała - Jak myślisz podejdzie?
- Nie - szepnęłam.
Przez kilka minut nasz wzrok błądził za nim i za tym gdzie podąży. Wydawałoby się, że chce iść do stołu Gryfonów, ale podszedł i usiadł obok Cedrika. Naprzeciwko mnie, na ukos do Carmen.
- Cześć Tom - zagaił - Gdzie byłeś?
- Na korytarzu - powiedział całkiem naturalnym tonem.
- Aha. - odrzekł - Czemu nic nie jesz?
- Nie jestem.. głodny - rzucił świdrując mnie wzrokiem.
- Cedrik nic nie wie prawda? - szepnęłam przysuwając się do niej trochę
- Nie wie, i lepiej jak tak zostanie - odrzuciła dość głośno.
- Panienki nie ładnie tak plotkować - powiedział rozbawiony Cedrik.
- Co ty nie powiesz - odrzuciła Carmen, uśmiechając się serdecznie - To chyba zacznę robić to częściej.
- I tak już robisz to dość często - odrzekł
- Ejejej - spojrzała na niego wzrokiem z politowaniem - Ja wcale nie plotkuje.
- Jasne - rzucił.
- Oj możecie sobie darować? bo trochę jakoś dziwnie się zrobiło - powiedziałam spoglądając na Cedrika.
- Czemu patrzysz na mnie ? To Carmen zaczęła - rzucił ze śmiechem.
- Jas.. - nie dokończyła Carmen bo jej przerwałam.
- O tym własnie mówię. - powiedziałam
- Już dobra, nie będziemy - zaśmiała się dziewczyna.
Chwilę nie przysłuchiwałam się ich rozmowie. Prowadziłam "pojedynek" na spojrzenia z Tomem. Nie odzywaliśmy się ani razu. Podejrzewam, że nawet o nas zapomnieli, że w ogóle tu jesteśmy.
- No, Tom - powiedział Cedrik, sprawiając, że Riddle odwrócił ode mnie wzrok - Jak tam bal?
- Cudownie. Luiza to naprawdę bardzo miła dziewczyna - odrzekł niby zwyczajnym tonem.
- Jak to Luiza? - zdziwił się .
- A to ty nic nie wiesz? - zapytałam głośno, wyprzedzając Toma.- Jaka szkoda, że ON Ci nic nie powiedział
- Nie idziecie razem na bal? - zapytał
- Nie - odpowiedzieliśmy w tym samym czasie.
- I znaleźliście sobie innych partnerów? Tj. Jamie'go i Luizę?
- Tak - odpowiedziałam - I niech tak zostanie.
- Oby - rzucił Tom ponownie świdrując mnie wzrokiem.
- No dobrze, okej, ale tylko zastanawiam się czemu? - zapytał patrząc to na mnie to na niego.
- Oj, przykro mi Ced - odpowiedziałam wstając - Ale lepiej będzie, jak Rid. znaczy się Tom Ci opowie, o swym jakże uroczym zachowaniu.
- Ach tak - rzucił również wstając - Czyli wszystko co trudne jak zwykle 'TOM' tak?
- Oj przestań Riddle - rzuciłam z uśmiechem - Trudniejsze rzeczy już udawało Ci się zrobić, a PRAWDY nie jesteś w stanie powiedzieć? Nie możliwe.
Tom spojrzał na mnie piorunującym wzrokiem i ponownie usiadł.
- Oh masz rację Campbell - odrzekł poprawiając włosy - A więc Cedrik, w szpitalu, gdy królewna się obudziła, temat zszedł na NIEGO. Zaczęliśmy rozmawiać o tym.. i o różnych sprawach. I potem zwyczajnie zaczęliśmy się kłócić. To znaczy właściwie to był tylko monolog. Brooke cały czas płakała.
- Sprawiłeś. że. dziewczyna. płakała? - zapytała z pełnym pogardy wzrokiem Carmen.
- Sama sprawiła - odpowiedział- Jak już zdołała wspomnieć ja mówiłem tylko prawdę.
Zrobiłam już krok do przodu, gdy usłyszałam ostatnie zdanie. Odwróciłam się ponownie i usiadłam spokojnie, kompletnie ignorując Riddle'a. Co nie udawało mi się specjalnie, gdyż zwracał na siebie uwagę, co chwila wtrącając mi się w słowo. Nie mogłam uwierzyć, że to jest ten Tom, który był taki szarmancki. Zresztą cały czas taki był, przy mnie nikogo nie grał. Był po prostu sobą. Swoją gorszą wersją. Nagle profesor Dippet stanął na swoim podwyższeniu i zaklaskał rękami.
- UWAGA! Uczniowie, jak wiecie prefekci nie zostali wybrani na początku roku, gdyż miałem pewne wątpliwości. Teraz już jestem pewien. Niech do opiekunów swoich domów zgłoszą się : Luiza Bromenew, Patrick Omegle, Cedrik Diggory, Pervency Clearmen, April Pick, Shon LaBrie, Tom Riddle oraz Brooke Campbell. Miłego dnia wam życzę - powiedział i wyszedł z wielkiej sali
Nie mogłam uwierzyć w to co usłyszałam. Jestem prefektem. Ale za to jestem prefektem z Riddle'm, panem Muszę-się-podlizywać-by-coś-osiągnąć. Jak widać Carmen, Tom, Jamie i nawet Cedrik, a zresztą wszyscy przy naszym stole zdziwili się z tego wyboru.
- Brooke.. ty jesteś.. - zaczęła Carmen
- Prefektem - dokończyłam uśmiechnięta.
- A ja jestem z.. nią - wskazał Cedrik na wysoką, szczupłą dziewczynę, o śniadej cerze i rudych włosach.
- Dobry wybór - wysyczała Carmen.
- Oj nie bądź zazdrosna - powiedział zatroskany Cedrik - Ona nie ma u mnie szans.
- Też to kiedyś słyszałam - odrzekłam patrząc na Toma.
- Co ty nie powiesz. - mruknął Tom
- Tom pozwól na sekundę. Ewentualnie na kilka - powiedziałam wskazując na korytarz.
- Oczywiście - odrzekł.
Gdy wyszliśmy już na korytarz, zaciągnęłam go w zaciszne miejsce.
- Jako, że teraz. Będziemy.. częściej spędzać ze sobą czas. Proszę nie zachowuj się w sposób okropny- wykrztusiłam.
- Jak sobie życzysz - powiedział.
- A teraz Tom pójdziemy do profesora Slughorna dobrze? - zapytałam
- Oczywiście-
W kilka minut zeszliśmy do komnaty profesora. Tom zapukał swoimi białymi palcami w drewniane drzwi, które po chwili uchyliły się.
- Och dzień dobry Tom, Brooke w czym mogę pomóc? - zapytał
- Profesor Dippet powiedział byśmy.. - zaczęłam
- Ach tak odznaki prefekta, proszę wejdźcie - uchylił drzwi już na dość dużą szerokość i zniknął w głębi pomieszczenia. Stałam nieruchomo czekając, aż Tom wejdzie jednak on wskazał ręką bym weszła.
- Dżentelmen - syknęłam cicho.
- Właśnie, tak - odpowiedział prawie nie słyszalnie.
Chwilę później wrócił Slughorn z dwoma błyszczącymi odznakami. Jedną wręczył Tomowi a drugą mi.
- Gratuluję wam. Prawdę mówiąc nie spodziewałem się, że panienka, panno Campbell zostanie wybrana do bycia prefektem. - powiedział
- Ja również - uśmiechnęłam się
- Usiądźcie, tak dawno was tu nie było. To znaczy Tom czasem tu wpada, ale ty Brooke już od chyba trzeciej klasy tu nie byłaś. - powiedział wskazując fotele. - Jak wasze przygotowania do balu?
- Świetnie. - odpowiedział Tom - Mamy już partnerów.
- Och - jęknął - Obiło mi się o uszy, że idziecie razem czy to prawda?
- Właściwie to już nie - odpowiedziałam.
- Och - spojrzał na nas- Przykro mi. Naprawdę bardzo ładną parę razem tworzycie. Gdy na pierwszej lekcji razem tańczyliście, to bardzo przykładnie to wyglądało. Ale rozumiem, że musiało się coś stać byście zmienili swoje zdanie. Więc z kim idziesz na bal Tom?
- Z Luizą Bromenew z Gryffindor'u - odpowiedział dumnie Tom
- To miła dziewczyna, uważa na lekcjach, dobry wybór. A ty Brooke?- zapytał
- Z Jamie'm Casew z Hufflepuff'u - powiedziałam trochę opuszczając wzrok, czułam się naprawdę głupio bo wiedziałam, że profesor zdziwi się.
- Hmm.. Bardzo roztargniony z niego chłopak, jednakże całkiem dobrze sobie radzi z Eliksirami. - odpowiedział trochę ale jednak zdziwiony - Mimo, że wasi partnerzy są dość dobrzy, cały czas uważam, że powinniście wybrać się na bal razem. Profesor Sprout, jak i ja zresztą myśleliśmy po pierwszej lekcji tańca, że wybierzecie się razem. Naprawdę wasz wybór jest zaskakujący. Szkoda, naprawdę.
Gdy Slughorn zobaczył, że milczymy spoglądając na siebie, kontynuował.
- W każdym razie. Brooke przez te pięć lat się zastanawiałem. Jaka ty będziesz w przyszłości. Młodsza byłaś strasznie roztrzepana, gadatliwa, i nie powiem niezły był z ciebie rozrabiaka. Nie raz pamiętam jak się na Ciebie skarżono. Jednakże jak widać ludzie się zmieniają. Teraz jesteś odpowiedzialną, mądrą osobą. Choć w dalszym ciągu strasznie gadatliwą. Tak profesor McGonagall mi już zdążyła powiedzieć o Twoich rozmówkach z Tomem, na Transmutacji. Ale widać, że przestajesz się wyzbywać nawyków z przyszłości. Trochę szkoda, że już nigdy nie będę miał okazji zobaczyć, Cię takiej młodej, rozgadanej nie przejmującej się konsekwencjami.
- Ale profesorze ja przecież jeszcze zostaje tu dwa lata - powiedziałam wzruszona tym opisem mojej postaci. Jednak nie dawałam po sobie tego poznać. Przywykłam do ukrywania swoich uczuć. Chyba, że przed Tomem, przed nim mogę ciągle płakać.
- Chodzi mi o to Brooke, że dorastacie. Ciągle dochodzą nowi uczniowie, a Ci starsi odchodzą. Prawdopodobne jest to, że już nigdy się ich nie zobaczy. No ale nie ważne. Często też myślałem jak to jest, że ty jesteś w Slytherinie. Ty jesteś sprawiedliwa, szczera, prawa, ale dochodziło do mnie że sprytem nie grzeszysz. I przebiegłością. I częstymi atakami złości. I nie kontrolowaniem swoich emocji. I tym jak często używasz zaklęć na wrogach. O Elizabeth też słyszałem. Dobrze że użyłaś takiego a nie gorszego zaklęcia.- powiedział
- A muszę przyznać, że chodziło mi po głowie dużo gorsze zaklęcie - uśmiechnęłam się.
- Nie przyznawaj się nawet. - pogroził palcem z uśmiechem - W każdym razie.. myślałem ostatnio czy nie chciałabyś dołączyć do Klubu Ślimaka?
- Oczywiście, mogę dołączyć - powiedziałam z uśmiechem.
- Wspaniale - powiedział - Nie będę was już dłużej tu trzymał. Idźcie już.
- Do widzenia profesorze - rzucił Tom przepuszczając mnie w drzwiach.
- Co ty taka zamyślona Brooke? - powiedziała widząc moją postać.
- Nie zauważyłaś, że od jakiegoś czasu, jestem.. ciągle.. zamyślona - odpowiedziałam patrząc na nią licząc że zrozumie, że to przez Toma.
- Taak - przytaknęła, podsuwając się w moją stronę szepnęła - Gdzie Tom?
- Sama nie wiem, właściwie to chy.. - przerwałam bo zobaczyłam, że właśnie wchodzi do Wielkiej Sali. Oczywiście nie sam. Tylko z.. właściwie to sam. - Tam.
- Zauważyłam - odpowiedziała - Jak myślisz podejdzie?
- Nie - szepnęłam.
Przez kilka minut nasz wzrok błądził za nim i za tym gdzie podąży. Wydawałoby się, że chce iść do stołu Gryfonów, ale podszedł i usiadł obok Cedrika. Naprzeciwko mnie, na ukos do Carmen.
- Cześć Tom - zagaił - Gdzie byłeś?
- Na korytarzu - powiedział całkiem naturalnym tonem.
- Aha. - odrzekł - Czemu nic nie jesz?
- Nie jestem.. głodny - rzucił świdrując mnie wzrokiem.
- Cedrik nic nie wie prawda? - szepnęłam przysuwając się do niej trochę
- Nie wie, i lepiej jak tak zostanie - odrzuciła dość głośno.
- Panienki nie ładnie tak plotkować - powiedział rozbawiony Cedrik.
- Co ty nie powiesz - odrzuciła Carmen, uśmiechając się serdecznie - To chyba zacznę robić to częściej.
- I tak już robisz to dość często - odrzekł
- Ejejej - spojrzała na niego wzrokiem z politowaniem - Ja wcale nie plotkuje.
- Jasne - rzucił.
- Oj możecie sobie darować? bo trochę jakoś dziwnie się zrobiło - powiedziałam spoglądając na Cedrika.
- Czemu patrzysz na mnie ? To Carmen zaczęła - rzucił ze śmiechem.
- Jas.. - nie dokończyła Carmen bo jej przerwałam.
- O tym własnie mówię. - powiedziałam
- Już dobra, nie będziemy - zaśmiała się dziewczyna.
Chwilę nie przysłuchiwałam się ich rozmowie. Prowadziłam "pojedynek" na spojrzenia z Tomem. Nie odzywaliśmy się ani razu. Podejrzewam, że nawet o nas zapomnieli, że w ogóle tu jesteśmy.
- No, Tom - powiedział Cedrik, sprawiając, że Riddle odwrócił ode mnie wzrok - Jak tam bal?
- Cudownie. Luiza to naprawdę bardzo miła dziewczyna - odrzekł niby zwyczajnym tonem.
- Jak to Luiza? - zdziwił się .
- A to ty nic nie wiesz? - zapytałam głośno, wyprzedzając Toma.- Jaka szkoda, że ON Ci nic nie powiedział
- Nie idziecie razem na bal? - zapytał
- Nie - odpowiedzieliśmy w tym samym czasie.
- I znaleźliście sobie innych partnerów? Tj. Jamie'go i Luizę?
- Tak - odpowiedziałam - I niech tak zostanie.
- Oby - rzucił Tom ponownie świdrując mnie wzrokiem.
- No dobrze, okej, ale tylko zastanawiam się czemu? - zapytał patrząc to na mnie to na niego.
- Oj, przykro mi Ced - odpowiedziałam wstając - Ale lepiej będzie, jak Rid. znaczy się Tom Ci opowie, o swym jakże uroczym zachowaniu.
- Ach tak - rzucił również wstając - Czyli wszystko co trudne jak zwykle 'TOM' tak?
- Oj przestań Riddle - rzuciłam z uśmiechem - Trudniejsze rzeczy już udawało Ci się zrobić, a PRAWDY nie jesteś w stanie powiedzieć? Nie możliwe.
Tom spojrzał na mnie piorunującym wzrokiem i ponownie usiadł.
- Oh masz rację Campbell - odrzekł poprawiając włosy - A więc Cedrik, w szpitalu, gdy królewna się obudziła, temat zszedł na NIEGO. Zaczęliśmy rozmawiać o tym.. i o różnych sprawach. I potem zwyczajnie zaczęliśmy się kłócić. To znaczy właściwie to był tylko monolog. Brooke cały czas płakała.
- Sprawiłeś. że. dziewczyna. płakała? - zapytała z pełnym pogardy wzrokiem Carmen.
- Sama sprawiła - odpowiedział- Jak już zdołała wspomnieć ja mówiłem tylko prawdę.
Zrobiłam już krok do przodu, gdy usłyszałam ostatnie zdanie. Odwróciłam się ponownie i usiadłam spokojnie, kompletnie ignorując Riddle'a. Co nie udawało mi się specjalnie, gdyż zwracał na siebie uwagę, co chwila wtrącając mi się w słowo. Nie mogłam uwierzyć, że to jest ten Tom, który był taki szarmancki. Zresztą cały czas taki był, przy mnie nikogo nie grał. Był po prostu sobą. Swoją gorszą wersją. Nagle profesor Dippet stanął na swoim podwyższeniu i zaklaskał rękami.
- UWAGA! Uczniowie, jak wiecie prefekci nie zostali wybrani na początku roku, gdyż miałem pewne wątpliwości. Teraz już jestem pewien. Niech do opiekunów swoich domów zgłoszą się : Luiza Bromenew, Patrick Omegle, Cedrik Diggory, Pervency Clearmen, April Pick, Shon LaBrie, Tom Riddle oraz Brooke Campbell. Miłego dnia wam życzę - powiedział i wyszedł z wielkiej sali
Nie mogłam uwierzyć w to co usłyszałam. Jestem prefektem. Ale za to jestem prefektem z Riddle'm, panem Muszę-się-podlizywać-by-coś-osiągnąć. Jak widać Carmen, Tom, Jamie i nawet Cedrik, a zresztą wszyscy przy naszym stole zdziwili się z tego wyboru.
- Brooke.. ty jesteś.. - zaczęła Carmen
- Prefektem - dokończyłam uśmiechnięta.
- A ja jestem z.. nią - wskazał Cedrik na wysoką, szczupłą dziewczynę, o śniadej cerze i rudych włosach.
- Dobry wybór - wysyczała Carmen.
- Oj nie bądź zazdrosna - powiedział zatroskany Cedrik - Ona nie ma u mnie szans.
- Też to kiedyś słyszałam - odrzekłam patrząc na Toma.
- Co ty nie powiesz. - mruknął Tom
- Tom pozwól na sekundę. Ewentualnie na kilka - powiedziałam wskazując na korytarz.
- Oczywiście - odrzekł.
Gdy wyszliśmy już na korytarz, zaciągnęłam go w zaciszne miejsce.
- Jako, że teraz. Będziemy.. częściej spędzać ze sobą czas. Proszę nie zachowuj się w sposób okropny- wykrztusiłam.
- Jak sobie życzysz - powiedział.
- A teraz Tom pójdziemy do profesora Slughorna dobrze? - zapytałam
- Oczywiście-
W kilka minut zeszliśmy do komnaty profesora. Tom zapukał swoimi białymi palcami w drewniane drzwi, które po chwili uchyliły się.
- Och dzień dobry Tom, Brooke w czym mogę pomóc? - zapytał
- Profesor Dippet powiedział byśmy.. - zaczęłam
- Ach tak odznaki prefekta, proszę wejdźcie - uchylił drzwi już na dość dużą szerokość i zniknął w głębi pomieszczenia. Stałam nieruchomo czekając, aż Tom wejdzie jednak on wskazał ręką bym weszła.
- Dżentelmen - syknęłam cicho.
- Właśnie, tak - odpowiedział prawie nie słyszalnie.
Chwilę później wrócił Slughorn z dwoma błyszczącymi odznakami. Jedną wręczył Tomowi a drugą mi.
- Gratuluję wam. Prawdę mówiąc nie spodziewałem się, że panienka, panno Campbell zostanie wybrana do bycia prefektem. - powiedział
- Ja również - uśmiechnęłam się
- Usiądźcie, tak dawno was tu nie było. To znaczy Tom czasem tu wpada, ale ty Brooke już od chyba trzeciej klasy tu nie byłaś. - powiedział wskazując fotele. - Jak wasze przygotowania do balu?
- Świetnie. - odpowiedział Tom - Mamy już partnerów.
- Och - jęknął - Obiło mi się o uszy, że idziecie razem czy to prawda?
- Właściwie to już nie - odpowiedziałam.
- Och - spojrzał na nas- Przykro mi. Naprawdę bardzo ładną parę razem tworzycie. Gdy na pierwszej lekcji razem tańczyliście, to bardzo przykładnie to wyglądało. Ale rozumiem, że musiało się coś stać byście zmienili swoje zdanie. Więc z kim idziesz na bal Tom?
- Z Luizą Bromenew z Gryffindor'u - odpowiedział dumnie Tom
- To miła dziewczyna, uważa na lekcjach, dobry wybór. A ty Brooke?- zapytał
- Z Jamie'm Casew z Hufflepuff'u - powiedziałam trochę opuszczając wzrok, czułam się naprawdę głupio bo wiedziałam, że profesor zdziwi się.
- Hmm.. Bardzo roztargniony z niego chłopak, jednakże całkiem dobrze sobie radzi z Eliksirami. - odpowiedział trochę ale jednak zdziwiony - Mimo, że wasi partnerzy są dość dobrzy, cały czas uważam, że powinniście wybrać się na bal razem. Profesor Sprout, jak i ja zresztą myśleliśmy po pierwszej lekcji tańca, że wybierzecie się razem. Naprawdę wasz wybór jest zaskakujący. Szkoda, naprawdę.
Gdy Slughorn zobaczył, że milczymy spoglądając na siebie, kontynuował.
- W każdym razie. Brooke przez te pięć lat się zastanawiałem. Jaka ty będziesz w przyszłości. Młodsza byłaś strasznie roztrzepana, gadatliwa, i nie powiem niezły był z ciebie rozrabiaka. Nie raz pamiętam jak się na Ciebie skarżono. Jednakże jak widać ludzie się zmieniają. Teraz jesteś odpowiedzialną, mądrą osobą. Choć w dalszym ciągu strasznie gadatliwą. Tak profesor McGonagall mi już zdążyła powiedzieć o Twoich rozmówkach z Tomem, na Transmutacji. Ale widać, że przestajesz się wyzbywać nawyków z przyszłości. Trochę szkoda, że już nigdy nie będę miał okazji zobaczyć, Cię takiej młodej, rozgadanej nie przejmującej się konsekwencjami.
- Ale profesorze ja przecież jeszcze zostaje tu dwa lata - powiedziałam wzruszona tym opisem mojej postaci. Jednak nie dawałam po sobie tego poznać. Przywykłam do ukrywania swoich uczuć. Chyba, że przed Tomem, przed nim mogę ciągle płakać.
- Chodzi mi o to Brooke, że dorastacie. Ciągle dochodzą nowi uczniowie, a Ci starsi odchodzą. Prawdopodobne jest to, że już nigdy się ich nie zobaczy. No ale nie ważne. Często też myślałem jak to jest, że ty jesteś w Slytherinie. Ty jesteś sprawiedliwa, szczera, prawa, ale dochodziło do mnie że sprytem nie grzeszysz. I przebiegłością. I częstymi atakami złości. I nie kontrolowaniem swoich emocji. I tym jak często używasz zaklęć na wrogach. O Elizabeth też słyszałem. Dobrze że użyłaś takiego a nie gorszego zaklęcia.- powiedział
- A muszę przyznać, że chodziło mi po głowie dużo gorsze zaklęcie - uśmiechnęłam się.
- Nie przyznawaj się nawet. - pogroził palcem z uśmiechem - W każdym razie.. myślałem ostatnio czy nie chciałabyś dołączyć do Klubu Ślimaka?
- Oczywiście, mogę dołączyć - powiedziałam z uśmiechem.
- Wspaniale - powiedział - Nie będę was już dłużej tu trzymał. Idźcie już.
- Do widzenia profesorze - rzucił Tom przepuszczając mnie w drzwiach.
niedziela, 3 lutego 2013
Rozdział 13.
Szłam, jak zwykle dość załadowanym ludźmi korytarzem, tak jak mi kazano - Prosto do Wielkiej Sali. Zdarzało się czasem, że ktoś mnie na chwilę zatrzymywał i pytał co mi się stało, jednakże odpowiadałam jedynie " Sama nie wiem " i odchodziłam. Do Sali weszłam bez ceremonialnie. W końcu widzieli mnie zaledwie... Zaraz widzieli mnie jakoś... trzy godziny temu. Eh no cóż bywa. Bez szukania, Riddle'a, pognałam ( nie dosłownie, bo po prostu jakby szybciej ) na swoje miejsce obok Carmen. Przywitała mnie z zapchanymi ustami.
- Ofej... Bfooke.. jfus wjestes? To f sume zuper, tfylko o co chobilo Pomowi? - zaczęła mówić, a w sumie usiłowała mówić.
- Proszę, przełknij posiłek - powiedziałam patrząc na nią z odrazą - Jakoś tak mi się nie dobrze zrobiło.
- Oj fobra, fobra - przełknęła i kontynuowała - Co się stało z Tomem? Jakiś taki zły jest
Popatrzyłam się na nią. Po jej wzroku zrozumiałam, że muszę się odwrócić w jego stronę. Można by powiedzieć, że przez chwilę się na mnie patrzył, jednak napotykając mój wzrok odwrócił się i niesamowicie pogrążył w rozmowie z jakimś Ślizgonem. Właściwie to Ślizgonką. A tak bardziej właściwie to Gryfonka. A tak już super właściwie to Luiza. Obmierzyłam ich wzrokiem pełnym pogardy, wstrzymując łzy, odwróciłam się w jej stronę.
- Trochę się jakby posprzeczaliśmy - zagaiłam, wbijając widelec w sałatkę, oraz konsumując jej składniki.
- Trochę? - zapytała z niedowierzeniem.
- Wiesz... po prostu... coś wiedziało, że tak już... - zaczęłam się jąkać. - Tak po prostu miało być Carmen. Już nie idę z nim na bal. Nie wcale nie żałuję. Tak zdążę znaleźć sobie innego partnera. I nie... ma potrzeby byś się o mnie martwiła.
Czarnowłosa popatrzyła na mnie jak co najmniej na jakieś nie wiem medium czy coś.
- E...- wyjąkała - Masz już jakieś propozycje co do nowego partnera?
- A wiesz, że mam? - szepnęłam i kiwnęłam głową na idącego w naszą stronę Jamiego - patrz idzie tu.
- Brooke, ale! - przerwała bo już szłam w jego kierunku.
- O cześć Brooke - zagaił wesoło - Już się lepiej czujesz? Szczerze powiedziawszy wystraszyłaś mnie trochę wtedy. Przyszedłbym do Ciebie wtedy w szpitalu, ale profesor Binns powiedział, że jedna osoba wystarczy. I wiesz dodatkowo Riddle.. to znaczy Tom stwierdził, że nie jestem tam specjalnie potrzebny.
- Wiesz co? Szczerze lepiej by było gdybyś to ty przyszedł wtedy zamiast niego- uśmiechnęłam się promiennie.
- Serio? - zapytał przeczesując palcami swoje śliczne blond włosy, opadające mu delikatnie na czoło. Przyuważyłam też delikatne rumieńce pojawiające się na jego twarzy.
- Bardziej serio chyba nigdy nie mówiłam - odrzekłam
- To miło, naprawdę, ale.. - zatrzymał się i dodał obserwując wzrokiem Toma - Obawiam się, że Twój chłopak, zaraz przyjdzie i coś mi zrobi.
- Hah, zabawne - parsknęłam śmiechem po czym dodałam całkowicie poważnie. - Nie ma prawa. Nawet najmniejszego.
- Ale myślałem, że was łączy jakaś więź. Wiesz bal i te sprawy - odchrząknął.
- Jeżeli cokolwiek między nami było. To się oficjalnie zakończyło. I to z balem też - powiedziałam patrząc w ziemię. Poczułam się trochę dziwnie. Zwierzałam się chłopakowi, którego ledwo znałam.
- Nie pytać o szczegóły? .
- Miło by było.
- Czyli, że poszukujesz partnera na bal? - powiedział wyraźnie pobudzony.
- Teoretycznie tak .
- No dobra czyli...- powiiedział - Brooke chcesz iść ze mną na bal?
Na początku chciałam odpowiedzieć 'tak'. Jednak coś mnie zatrzymało. Między innymi Tom. Poczułam jego wzrok na sobie. Zobaczyłam, zresztą, że czeka tylko na mój ruch, że chcę zobaczyć co wykonam. Myślałam na początku, że zwątpie i odpowiem inaczej, niż bym chciała. Jednak ta scena w szpitalu, dała mi do zrozumienia, co on tak naprawdę o mnie czuje.
- Z przyjemnością - odrzekłam i się uśmiechnęłam. W tym samym momencie, Tom pokręcił głową, walnął teatralnie pięścią o stół i wyszedł z Wielkiej Sali.
Zdziwiło mnie jego zachowanie, więc pożegnałam uściskiem Jamie'go i udałam się za nim. Nie dość, że uważał mnie za idiotkę, to jeszcze, robił sceny przy wszystkich. Skoro chciał wszystko skończyć, to proszę bardzo, niech tylko scen nie robi. Co to za zazdrość i to jeszcze z jego strony. Pff, zachowuje się jak jakieś dziecko.
Przyśpieszyłam kroku, obawiając się, że stracę go z widoku.
- TOM! - krzyknęłam na cały głos po czym nic nie podziałało więc dodałam - RIDDLE ZATRZYMAJ SIĘ W TEJ CHWILI!!!
- Co? - zatrzymał się z łaski swojej.
- Mógłbyś nie robić mi scen, przy całej szkole?
- Nie robię żadnych scen jeśli o tym mowa. Po prostu, źle zareagowałem.
- Co ty nie powiesz.
- Nie bądź sarkastyczna. Nie umiesz.
- Pozwól że sama zdecyduje co umiem a co nie.
- Ja tylko Ci to uświadamiam.
- Super. Co tam u Luizy?
- Świetnie. Czuje się bardzo dobrze. Żebyś widziała jej minę gdy dowiedziała się, że nie idziemy razem na bal. Taka szczęśliwa. A jeszcze bardziej się ucieszyła gdy ja ją poprosiłem o dotrzymanie mi towarzystwa w ten wieczór.
- To ekstra. Ja też mam partnera. Fajny, przystojny, wysoki. I przede wszystkim miły.
- Zauważyłem. Oczarowuje w niesamowicie miły sposób.
- Nie mów tak o nim. Sam lepszy nie jesteś panie Mogę-Mieć-Każdą-W- Tej-Szkole.
- Uwierz, że jestem lepszy. O niebo lepszy.
- Nie wydaje mi się.
- Jak sądzisz. Ten cały Jamie zostawi Cię od razu po balu czy trochę poczeka? Sądze, że od razu. Możemy się trochę podyskutować. Wiem że lubisz.
- Jesteś wredny.
- Przerastasz mnie swoim talentem.
- Okropny
- Wiem
- I bez duszny.
- No cóż bywa. Jeszcze coś?
- Mógłbyś się nie zachowywać jak głupi dzieciak!? Bla, bla bywa bla bla Luiza. A tak naprawdę mówisz to tylko dlatego, że bardzo mnie kochasz i chcesz bym poczuła się zazdrosna. A no i ty jesteś o mnie cholernie zazdrosny. Co źle na ciebie działa bo zachowujesz się jak palant. Wiesz co? Wiesz dlaczego płakałam frajerze?
- Nie mów nigdy tak do mnie. Rozumiesz? - złapał mnie za nadgarstki i przyciągnął do siebie.
- Haha, Riddle uspokój się. Nie robisz na mnie wrażenia. A wracając do tematu.. Płakałam dlatego, że cholernie Cię kocham. I nie chciałam Cię stracić. Nie mogłam pojąć tego co do mnie mówisz, tylko dlatego, że starałam się skupić na tym jak Cię zatrzymać, jak najdłużej. Ta chwila, gdy Cię ujrzałam w szpitalu. Tak to Ciebie się najmniej tam spodziewałam. To mnie tak strasznie bolało. Gdy zobaczyłam Twoją twarz. Nie Carmen, nie Cedrika, nie Jamie'go, tylko Twoją, wtedy miałam ochotę podbiec do Ciebie. Przytulić się i Cię nigdy nie puścić. Myślałam, że chcesz podobnie. No cóż oszukałeś moją wyobraźnie. Bo przyszedłeś tylko po to by się na mnie powyrzywać. A ja głupia myślałam, że mnie kochasz.. Hahaha rozumiesz to Riddle? Kochasz. Przecież ty nie umiesz docenić miłości. Dla Ciebie to tylko głupie słowo, które wystarczy wypowiedzieć, by umilić dzień jakiejś naiwnej idiotce jak ja. Tak Riddle, nazwałam się idiotką zadowolony jesteś? Ta królewna, którą mnie mianowałeś umie się obrazić. Nie wyobrażałeś so... - nagle przerwałam. Zmuszona byłam przerwać.
Tom przyciągnął mnie do siebie, i pocałował. Tak jak nigdy, a to chyba był najwspanialszy moment od niedawna. Nie chciałam, żeby przestawał czułam się tak bezpieczna. Zrozumiałam, że go kocham bardziej od wszystkiego.
- Ofej... Bfooke.. jfus wjestes? To f sume zuper, tfylko o co chobilo Pomowi? - zaczęła mówić, a w sumie usiłowała mówić.
- Proszę, przełknij posiłek - powiedziałam patrząc na nią z odrazą - Jakoś tak mi się nie dobrze zrobiło.
- Oj fobra, fobra - przełknęła i kontynuowała - Co się stało z Tomem? Jakiś taki zły jest
Popatrzyłam się na nią. Po jej wzroku zrozumiałam, że muszę się odwrócić w jego stronę. Można by powiedzieć, że przez chwilę się na mnie patrzył, jednak napotykając mój wzrok odwrócił się i niesamowicie pogrążył w rozmowie z jakimś Ślizgonem. Właściwie to Ślizgonką. A tak bardziej właściwie to Gryfonka. A tak już super właściwie to Luiza. Obmierzyłam ich wzrokiem pełnym pogardy, wstrzymując łzy, odwróciłam się w jej stronę.
- Trochę się jakby posprzeczaliśmy - zagaiłam, wbijając widelec w sałatkę, oraz konsumując jej składniki.
- Trochę? - zapytała z niedowierzeniem.
- Wiesz... po prostu... coś wiedziało, że tak już... - zaczęłam się jąkać. - Tak po prostu miało być Carmen. Już nie idę z nim na bal. Nie wcale nie żałuję. Tak zdążę znaleźć sobie innego partnera. I nie... ma potrzeby byś się o mnie martwiła.
Czarnowłosa popatrzyła na mnie jak co najmniej na jakieś nie wiem medium czy coś.
- E...- wyjąkała - Masz już jakieś propozycje co do nowego partnera?
- A wiesz, że mam? - szepnęłam i kiwnęłam głową na idącego w naszą stronę Jamiego - patrz idzie tu.
- Brooke, ale! - przerwała bo już szłam w jego kierunku.
- O cześć Brooke - zagaił wesoło - Już się lepiej czujesz? Szczerze powiedziawszy wystraszyłaś mnie trochę wtedy. Przyszedłbym do Ciebie wtedy w szpitalu, ale profesor Binns powiedział, że jedna osoba wystarczy. I wiesz dodatkowo Riddle.. to znaczy Tom stwierdził, że nie jestem tam specjalnie potrzebny.
- Wiesz co? Szczerze lepiej by było gdybyś to ty przyszedł wtedy zamiast niego- uśmiechnęłam się promiennie.
- Serio? - zapytał przeczesując palcami swoje śliczne blond włosy, opadające mu delikatnie na czoło. Przyuważyłam też delikatne rumieńce pojawiające się na jego twarzy.
- Bardziej serio chyba nigdy nie mówiłam - odrzekłam
- To miło, naprawdę, ale.. - zatrzymał się i dodał obserwując wzrokiem Toma - Obawiam się, że Twój chłopak, zaraz przyjdzie i coś mi zrobi.
- Hah, zabawne - parsknęłam śmiechem po czym dodałam całkowicie poważnie. - Nie ma prawa. Nawet najmniejszego.
- Ale myślałem, że was łączy jakaś więź. Wiesz bal i te sprawy - odchrząknął.
- Jeżeli cokolwiek między nami było. To się oficjalnie zakończyło. I to z balem też - powiedziałam patrząc w ziemię. Poczułam się trochę dziwnie. Zwierzałam się chłopakowi, którego ledwo znałam.
- Nie pytać o szczegóły? .
- Miło by było.
- Czyli, że poszukujesz partnera na bal? - powiedział wyraźnie pobudzony.
- Teoretycznie tak .
- No dobra czyli...- powiiedział - Brooke chcesz iść ze mną na bal?
Na początku chciałam odpowiedzieć 'tak'. Jednak coś mnie zatrzymało. Między innymi Tom. Poczułam jego wzrok na sobie. Zobaczyłam, zresztą, że czeka tylko na mój ruch, że chcę zobaczyć co wykonam. Myślałam na początku, że zwątpie i odpowiem inaczej, niż bym chciała. Jednak ta scena w szpitalu, dała mi do zrozumienia, co on tak naprawdę o mnie czuje.
- Z przyjemnością - odrzekłam i się uśmiechnęłam. W tym samym momencie, Tom pokręcił głową, walnął teatralnie pięścią o stół i wyszedł z Wielkiej Sali.
Zdziwiło mnie jego zachowanie, więc pożegnałam uściskiem Jamie'go i udałam się za nim. Nie dość, że uważał mnie za idiotkę, to jeszcze, robił sceny przy wszystkich. Skoro chciał wszystko skończyć, to proszę bardzo, niech tylko scen nie robi. Co to za zazdrość i to jeszcze z jego strony. Pff, zachowuje się jak jakieś dziecko.
Przyśpieszyłam kroku, obawiając się, że stracę go z widoku.
- TOM! - krzyknęłam na cały głos po czym nic nie podziałało więc dodałam - RIDDLE ZATRZYMAJ SIĘ W TEJ CHWILI!!!
- Co? - zatrzymał się z łaski swojej.
- Mógłbyś nie robić mi scen, przy całej szkole?
- Nie robię żadnych scen jeśli o tym mowa. Po prostu, źle zareagowałem.
- Co ty nie powiesz.
- Nie bądź sarkastyczna. Nie umiesz.
- Pozwól że sama zdecyduje co umiem a co nie.
- Ja tylko Ci to uświadamiam.
- Super. Co tam u Luizy?
- Świetnie. Czuje się bardzo dobrze. Żebyś widziała jej minę gdy dowiedziała się, że nie idziemy razem na bal. Taka szczęśliwa. A jeszcze bardziej się ucieszyła gdy ja ją poprosiłem o dotrzymanie mi towarzystwa w ten wieczór.
- To ekstra. Ja też mam partnera. Fajny, przystojny, wysoki. I przede wszystkim miły.
- Zauważyłem. Oczarowuje w niesamowicie miły sposób.
- Nie mów tak o nim. Sam lepszy nie jesteś panie Mogę-Mieć-Każdą-W- Tej-Szkole.
- Uwierz, że jestem lepszy. O niebo lepszy.
- Nie wydaje mi się.
- Jak sądzisz. Ten cały Jamie zostawi Cię od razu po balu czy trochę poczeka? Sądze, że od razu. Możemy się trochę podyskutować. Wiem że lubisz.
- Jesteś wredny.
- Przerastasz mnie swoim talentem.
- Okropny
- Wiem
- I bez duszny.
- No cóż bywa. Jeszcze coś?
- Mógłbyś się nie zachowywać jak głupi dzieciak!? Bla, bla bywa bla bla Luiza. A tak naprawdę mówisz to tylko dlatego, że bardzo mnie kochasz i chcesz bym poczuła się zazdrosna. A no i ty jesteś o mnie cholernie zazdrosny. Co źle na ciebie działa bo zachowujesz się jak palant. Wiesz co? Wiesz dlaczego płakałam frajerze?
- Nie mów nigdy tak do mnie. Rozumiesz? - złapał mnie za nadgarstki i przyciągnął do siebie.
- Haha, Riddle uspokój się. Nie robisz na mnie wrażenia. A wracając do tematu.. Płakałam dlatego, że cholernie Cię kocham. I nie chciałam Cię stracić. Nie mogłam pojąć tego co do mnie mówisz, tylko dlatego, że starałam się skupić na tym jak Cię zatrzymać, jak najdłużej. Ta chwila, gdy Cię ujrzałam w szpitalu. Tak to Ciebie się najmniej tam spodziewałam. To mnie tak strasznie bolało. Gdy zobaczyłam Twoją twarz. Nie Carmen, nie Cedrika, nie Jamie'go, tylko Twoją, wtedy miałam ochotę podbiec do Ciebie. Przytulić się i Cię nigdy nie puścić. Myślałam, że chcesz podobnie. No cóż oszukałeś moją wyobraźnie. Bo przyszedłeś tylko po to by się na mnie powyrzywać. A ja głupia myślałam, że mnie kochasz.. Hahaha rozumiesz to Riddle? Kochasz. Przecież ty nie umiesz docenić miłości. Dla Ciebie to tylko głupie słowo, które wystarczy wypowiedzieć, by umilić dzień jakiejś naiwnej idiotce jak ja. Tak Riddle, nazwałam się idiotką zadowolony jesteś? Ta królewna, którą mnie mianowałeś umie się obrazić. Nie wyobrażałeś so... - nagle przerwałam. Zmuszona byłam przerwać.
Tom przyciągnął mnie do siebie, i pocałował. Tak jak nigdy, a to chyba był najwspanialszy moment od niedawna. Nie chciałam, żeby przestawał czułam się tak bezpieczna. Zrozumiałam, że go kocham bardziej od wszystkiego.
Rozdział 12.
Z jego objęć wyrwał mnie dzwonek. Pomyślałby kto, że tyle się wydarzyło przez jedną lekcje. Tylko, że taką jakby wolną lekcje. Co my teraz mamy? Chyba Historię Magii z Gryfonami. Cudownie czyli znowu lekcja z jakimiś włochaczami, dzikusami i innymi. Spojrzałam jeszcze raz na Toma ukradkiem i złapałam torbę. Poszłam sama w stronę klasy. Właściwie ciężko było mi pojąć po co mi ta cała historia. Co w tym takiego ciekawego? Czy nauczyciele tak sobie chcą nam utrudnić życie? No cóż, kolejne pytanie, a brak odpowiedzi. Gdy w końcu dotarłam pod salę, zamiast Gryfonów w ich szkarłatno - złotych barwach, Puchonów wesoło gawerzących. Ten widok trochę mnie zdziwił, gdyż dobrze pamiętałam, że ZAWSZE mieliśmy z Gryfonami ten przedmiot. Zresztą może i lepiej. Rozejrzałam się po twarzach. Każda była mi znajoma, jednak imiona mi w jakiś sposób umknęły. Rozpoznałam tam tylko tego przystojnego chłopaka, który jak się okazało ma na imię Jamie. Uroczo. Wiedziałam, że Cedrik zaraz dojdzie z Carmen, ale gdzie jest Elizabeth? Może w końcu udała się do pani Pomfrey. Przydałoby jej się, zwłaszcza, że byłam pewna obecności profesora Binnsa. Stanęłam przy oknie, patrząc na wzgórza Hogwartu i chmury, które leniwie poruszały się po niebie. Ile to jeszcze zostało do balu? Około czterech dni. Pomyśleć, że ten czas tak szybko zleciał. Równie szybko jak moje lata w Hogwarcie. W dalszym ciągu nie mogło do mnie dojść to, że już w tym roku mam zdawać SUM-y. A właśnie! Muszę się w końcu na nich skupić, a czasu nie za dużo mi zostało. W końcu nie chce skończyć, jako sprzedawczyni na Pokątnej. Z rozmyślań wybudził mnie spokojny oddech Jamie'go. Podszedł po cichu, i stanął obok mnie.
- Zastanawiasz się pewnie czemu, mamy z wami lekcje, prawda? - zapytał łagodnym tonem.
- Trochę - rzuciłam krótko po czym dopowiedziałam - Znalazłeś już kandydatkę na bal?
- Eh - westchnął - Nie ma innej, dziewczyny, której by mi się podobała. Oczywiście oprócz Ciebie. Jesteś wyjątkowa. Gdy się na Ciebie patrzy, ciężko jest oderwać wzrok. Dosłownie. I to nie jest tylko moje zdanie. Wielu chłopaków, starszych, młodszych, Gryfonów, Krukonów itd. do Ciebie wzdycha. Szkoda, że nie miałem, i nie mam okazji z tobą wcześniej porozmawiać.
- Też tak uważam - przytaknęłam trochę nieświadoma, tego co mówię - Będzie jeszcze pewnie dużo okazji, by pogadać, mówię Ci to. W końcu jeszcze dwa lata przed nami.
Chłopak wyraźnie się uśmiechnął. Postanowiłam odpowiedzieć mu tym samym. To był naprawdę miły widok, gdy się uśmiechał. Był taki uroczy kiedy ze mną rozmawiał. Nie wiedziałam czemu Cedrik i Tom tak go nazwali. W ogóle był jednym z nielicznych przykładów, posiadania wszystkich cech swego domu. Wiem, że był uczciwy. Czasem widziałam go, jak grał w Quidditcha na pozycji Ścigającego. Całkiem nieźle trzeba przyznać. Ale Cedrik gra od niego lepiej. W końcu trzeba być dobrym jeśli jest się Szukającym i Kapitanem drużyny. Nagle zrobiło mi się duszno jakoś. Ciemne kropki zsunęły mi się na oczy. Czułam jak powoli, odpadam na kolana. W pewnym momencie jakby zgasło światło. Nic już nie czułam.
- Zastanawiasz się pewnie czemu, mamy z wami lekcje, prawda? - zapytał łagodnym tonem.
- Trochę - rzuciłam krótko po czym dopowiedziałam - Znalazłeś już kandydatkę na bal?
- Eh - westchnął - Nie ma innej, dziewczyny, której by mi się podobała. Oczywiście oprócz Ciebie. Jesteś wyjątkowa. Gdy się na Ciebie patrzy, ciężko jest oderwać wzrok. Dosłownie. I to nie jest tylko moje zdanie. Wielu chłopaków, starszych, młodszych, Gryfonów, Krukonów itd. do Ciebie wzdycha. Szkoda, że nie miałem, i nie mam okazji z tobą wcześniej porozmawiać.
- Też tak uważam - przytaknęłam trochę nieświadoma, tego co mówię - Będzie jeszcze pewnie dużo okazji, by pogadać, mówię Ci to. W końcu jeszcze dwa lata przed nami.
Chłopak wyraźnie się uśmiechnął. Postanowiłam odpowiedzieć mu tym samym. To był naprawdę miły widok, gdy się uśmiechał. Był taki uroczy kiedy ze mną rozmawiał. Nie wiedziałam czemu Cedrik i Tom tak go nazwali. W ogóle był jednym z nielicznych przykładów, posiadania wszystkich cech swego domu. Wiem, że był uczciwy. Czasem widziałam go, jak grał w Quidditcha na pozycji Ścigającego. Całkiem nieźle trzeba przyznać. Ale Cedrik gra od niego lepiej. W końcu trzeba być dobrym jeśli jest się Szukającym i Kapitanem drużyny. Nagle zrobiło mi się duszno jakoś. Ciemne kropki zsunęły mi się na oczy. Czułam jak powoli, odpadam na kolana. W pewnym momencie jakby zgasło światło. Nic już nie czułam.
*****
Obudziłam się w szpitalu. Wyjęłam rękę spod kołdry i przetarłam oczy. Rozejrzałam się po pomieszczeniu. Na stołku obok łóżka siedział Tom, w milczeniu mi się przyglądając.
- Gratuluje zdolności - rzucił nie odrywając ode mnie wzroku.
- Co się właściwie stało? - szepnęłam przykrywając się kołdrą, bardziej szczelnie. - Pamiętam tylko, to że stałam przy oknie, a potem zgasło światło.
- To też widziałem - odpowiedział po chwili Tom - Pani Pomfrey powiedziała, że doznałaś jakiegoś osłabnięcia. Niewiadome tylko, z jakiego powodu. Czy podczas rozmowy on, powiedział coś... coś co Cię zdenerwowało?
- Chyba, nie - odrzekłam - Tylko to, że duża liczba chłopaków, do mnie wzdycha. I że żałuje, że wcześniej mnie nie mógł poznać.
- Pochlebiał Ci - syknął Tom - Myślał, że będzie mógł zmienić Twoje zdanie na temat balu. I właściwie to chyba mu się udało.
- Nie mów tak - powiedziałam cicho - Nie zrobiłby tego
- Akurat - rzucił chłodno - Tak się stało, że to zrobił.
- Jest bardzo miły, nie zrobiłby tego - powiedziałam czując okropne uczucie w środku.
- Zauważyłaś to Brooke, że ja też mogę być miły? Też mógłbym Cię tak oczarować, mógłbym sprawić, że jadłabyś mi z ręki. Ale czy ja to wykorzystuje? No wykorzystuje? Mógłbym to zrobić, owszem. Ale nie na Tobie. Nie rozumiem tego pajaca. Jak można oczarowywać osobę która tak cholernie się podoba - powiedział podnosząc głos.
- Tom, proszę... nie mów tak - odpowiedziałam czując, że łzy napływają mi do oczu.
- A ty po prostu, mu we wszystko uwierzyłaś. Jak naiwne stworzonko - krzyknął - Nie myślałem, że jesteś taka.
- Jaka! - krzyknęłam płacząc.
- Naiwna, i słaba - zaakcentował. - Taka, jak on. Zresztą ciągnie swój do swego.
- NIe jestem słaba! - krzyknęłam ocierając łzy.
- Skądże - rzucił ze sarkazmem - Za to naiwna, jesteś.
- Tom nie mów tak -
- Prawda w oczy kole co? - krzyknął
- To nie jest prawda! - odkrzyknęłam równie głośno.
- Oczywiście. Przecież taka królewna, jak ty nie może mieć wad! Ty jesteś idealna. Przecież wszyscy naokoło są źli, ale Brooke- niczym anioł. Taka pomocna! - zaśmiał się.
- Skoro mam tyle wad to po co idziesz ze mną na bal?!Przecież, ktoś taki jak ty nie może iść z taką naiwną owieczką jak ja ! Podwyższ sobie poprzeczkę Riddle! - krzyknęłam próbując opanować, łzy, które bez oporu spadały na kołdrę.
- A może i było by lepiej! Tu idź sobie z tym pięknisiem, a ja znajdę sobie inną partnerkę!- wstał.
Widząc, że nie mogę się powstrzymać, od łez kontynuował.
- Wiesz, Campbell, lepiej będzie jak już sobie pójdę - rzucił wściekły.
- Od kiedy mówisz do mnie po nazwisku Tom!? - spojrzałam na niego zapłakana.
- Jak widać od teraz - powiedział nie poruszony moim płaczem - Przyjdziesz do mnie jeszcze i przyznasz mi rację. Zobaczysz.
- Nie będzie takiej potrzeby - rzuciłam
- No cóż, to do widzenia - odwrócił się i wyszedł tym samym zostawiając mnie samą.
- Tom proszę... nie..., odchodź - szepnęłam
Nie byłam w stanie opanować swych łez. Ilekroć, starałam się myśleć o czymś przyjemnym, przypominałam sobie o Tomie, i tym okrutnym zdarzeniu, które zaszło przed chwilą. Nie chciałam, żeby odszedł. Odchodząc, oszukał moją wyobraźnię. Nie potrafiłam odróżnić, w jego słowach prawdy, i tego co powiedział pod wpływem emocji. Usłyszałam kroki. Szybkim ruchem ręki otarłam łzy. Ujrzałam panią Pomfrey, idącą w mym kierunku.
- Lepiej się panienka czuje? - zagaiła wesoło
- Tak, o wiele- odrzekłam poprawiając włosy. - Czyli mogę już wyjść?
- Właściwie to tak, ale jeśli się panienka znowu tak poczuje, to zostanie tu na dłużej - odpowiedziała sprzątając z mej szafki - Tylko teraz proszę prosto do Wielkiej Sali na obiad.
- Oczywiście - powiedziałam wkładając buty na nogi.
Subskrybuj:
Posty (Atom)