sobota, 19 stycznia 2013

Rozdział 2.

Wstałam szybko, ze świadomością, że dziś jest Sobota. Od razu narzuciło mi się to, że są pierwsze lekcje tańca. Nie no cudownie. Ubrałam się szybko, włożyłam szatę codzienną i rozejrzałam po dormitorium. Była w nim jedna dziewczyna. Imię mi jakoś wypadło z głowy. Na całe szczęście nie odzywała się zbytnio.
- Brooke gdzie idziemy na te lekcje tańca?- zapytała
Ja szukająca różdżki stanęłam nagle wyprostowana. Odwróciłam się w kierunku do dziewczyny. Wysoka, czarnowłosa... To  musi być.... Ach tak! To jest Carmen, Hiszpanka.
- Nie wiem. Gdzie są pozostałe dziewczyny?- zapytałam
- Carol poszła na śniadanie, Paula jest w łazience, a Julie i Helena są w pokoju wspólnym- wyrecytowała. Przez chwilę wydawało mi się, że nauczyła się tego na pamięć.
-Aha. A czemu ty nie idziesz na śniadanie?- odpowiedziałam patrząc na Carmen podejrzanym wzrokiem.
-Bo wiesz...- uśmiechnęła się- Czekam na Toma, aż wreszcie wyjdzie z dormitorium męskiego, żeby z nim pogadać b...
- Riddle'a?- przerwałam jej.
-No tak. Przystojny co nie?-
- Tsaa niesamowicie- odpowiedziałam w formie sarkazmu.
- Brooke co ty taka nie miła jesteś?-
- Jesteśmy w Slytherinie jakbyś nie zauważyła- odpowiedziałam milutkim tonem i wyjęłam różdżkę z pod łóżka.
- No tak tylko, że bez ...- znowu nie dałam jej dokończyć.
- O matko! Patrz to R.. znaczy Tom!- krzyknęłam stojąc przy drzwiach.
- Serio!?- krzyknęła głośniej
- Nie. Chodź już na to śniadanie- powiedziałam zadowolona ze swojego czynu.
- No niech Ci będzie.- odrzekła zawiedziona.
Od razu gdy weszłyśmy do pokoju wspólnego, Carmen pisnęła. Nie że tak cicho, tylko dość głośno, co spowodowało spojrzenia niektórych Ślizgonów. Ja też się zdziwiłam co się stało. Spojrzałam jednak na drzwi naszego wspólnego pokoju. Ujrzałam Riddle'a wychodzącego z pokoju. Ach tak... Riddle wszystko jasne. Gdy już chciałam się cofnąć i usiąść, dziewczyna złapała mnie za rękaw i pociągnęła w stronę Riddle'a. Gnała w takim tempie by chodź trochę go dogonić.
- Może trochę wolniej dziewczynki. Jestem pewny, że pan Riddle wam nie ucieknie- uśmiechnął się profesor Slughorn, wracający z Wielkiej Sali.
To zdanie spowodowało, że Riddle się odwrócił i popatrzył na nas. Carmen cała oblała się rumieńcem i machnęła mu ręką na powitanie. Odmachał jej. Wyglądało na to, że chce do nas podejść. Wyrwałam się więc z jej uchwytu i poszłam mijając się z nim. Jeszcze usłyszałam jak Tom mówi do niej czy coś od niego chciała. Szybko zajęłam swoje miejsce w Wielkiej Sali. Kątem oka zauważyłam Carmen i Riddle'a idących w stronę stołu. Carmen zajęła miejsce obok mnie, a Tom na przeciwko Carol czyli gdzieś dalej.
- Jaki on jest szarmancki- mówiła zachwycona Carmen
- Cudownie- odpowiedziałam nie słuchając jej zupełnie.
Mówiła jeszcze coś o nim, ale nie słuchałam już. Byłam zajęta rozmyślaniem... sama nie wiem nad czym. Właściwie to nie myślałam w ogóle, albo myślałam tylko po to by jej nie słuchać.
Dobrą chwilę potem, podszedł do naszego stołu profesor Slughorn i ..:
-Ślizgoni! Wasza pierwsza lekcja odbędzie się z Puchonami w pustej sali na czwartym piętrze.
Od razu przez nasz stół przemknęły okrzyki protestu, bo kto jak kto, ale Ślizgoni musieli już mieć wrodzoną nienawiść do Puchonów. Właściwie to nie wiedziałam dlaczego. Co prawda nikt z mojej rodziny nie był w Hufflepuffie, ale nie miałam nic do tych osób. A nawet był jeden przystojny Puchon. Właściwie to nadal jest. Cedrik Diggory* czy jakoś tak. Z tego co pamiętam jest na moim roku. Szybko zjadłam śniadanie i poszłam razem z Carmen na lekcję tańca
***
Wytłumaczenie :
* Wiem, że Cedrik doszedł dużoooo później, ale musiałam go uwzględnić, jako jednego z przystojniejszych chłopców :).

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz