Drżąc, nie wiem czy ze szczęścia czy ze strachu, podniosłam ku niemu oczy. Patrzył na mnie jakby się uśmiechając. Ja również uśmiechnęłam się, ale bardziej zawstydzenie, niż promiennie. Czułam ulgę, jakby z całego ciała opadł mi wielki ciężar. Czyli to jednak, ja jestem tą dziewczyną. Miałam ochotę zacząć się cieszyć, jakoś powiedzieć mu, że za nim szaleję, że bez niego jest mi ciężko. Jednak zdałam sobie sprawę, że to chyba nie jest potrzebne. Przecież nie dawno co powiedziałam mu wszystko co leżało gdzieś tam we mnie czekając, żeby się wybić. Może to właśnie dodało mu odwagi? Nie myślałam wtedy trzeźwo, byłam po prostu szczęśliwa. Romantyczną chwilę przerwała Carmen podchodząc do mnie z rękami skrzyżowanymi.
- Mogłabym Cię tak jakby na chwilę poprosić na bok? - zapytała
Popatrzyłam w stronę Tom'a. Wyglądał jakby chciał powiedzieć, żebym poszła. Uśmiechnęłam się jeszcze raz w jego kierunku i poszłam za Carmen. Stanęła przy ścianie najbardziej oddalonej od ludzi. Nie wiedząc co robię usiadłam naprzeciwko niej. Nie wyglądała jakby miała się gniewać czy coś, tylko tak jak przed tym wydarzeniem. Wiedziałam jednak, że będzie coś ode mnie chciała. Jakieś zadanie do wykonania czy może coś innego. W każdym razie było to na pewno coś związanego z Cedrikiem, bądź z Elizabeth. Patrzyłam na nią z zaciekawieniem, lecz ona milczała. Po dłuższej chwili poprawiła swoje włosy.
- Nie będzie dzisiaj Eliksirów - powiedziała gładząc swe kruczoczarne włosy - Profesor Slughorn miał jakąś niezwykle ważną sprawę, do wykonania, więc nie liczyłabym na to, że zjawi się na kolacji. A tym bardziej na obiedzie.
- Aha - odpowiedziałam błądząc wzrokiem po ścianach - I będziemy tu siedzieć czy ktoś po nas przyjdzie?
- Raczej siedzieć. - rzuciła gładko - Reszta nauczycieli ma teraz swoje lekcje.
- Mhm - mruknęłam i wstałam - Tylko to chciałaś tak?
- Praktycznie tak - powiedziała
- Aha to fajnie - odrzekłam i odwróciłam się w kierunku innych uczniów, zamierzając iść do nich. A konkretniej do Toma. Jednakże dziewczyna znowu mi przeszkodziła.
- A tak na prawdę - zaczęła cofając mnie na miejsce w którym siedziałam - To chodziło mi o to czy to ty tak załatwiłaś Elizabeth?
- No proste, że ja - uśmiechnęłam się szyderczo - Trochę sobie już u mnie przegięła. Ale no spójrz... Wygląda tak jak wcześniej.
Odwróciłyśmy wzrok w jej kierunku. Zauważyła to, więc zrobiła jakąś takąś minę i odwróciła się w stronę innych Puchonek.
- Głos już jej ktoś przywrócił - powiedziała Carmen.
- Szkoda - rzuciłam - Było tak cicho, gdy się nie odzywała.
- Wiesz, ale teraz też się nie odzywa. - odrzekła Carmen - Trochę się Ciebie wystraszyła. Może już nie będzie flirtować z Tomem. I z Cedrikiem...
- Czemu do niego nie podejdziesz? - zapytałam - Przestało Ci już zależeć?
Carmen milczała. Nie patrzyła na mnie tak jak wcześniej w naszej rozmowie, tylko spuściła wzrok w dół.
- Nie mogę... Tak sobie teraz do niego podejść i przytulić prawda? - rzuciła zawstydzona
- Właśnie że możesz - odpowiedziałam - On by tego chciał.
- Ta jasne - odrzekła i odeszła w inną stronę.
Mój wzrok podążył za nią. Nie poszła w stronę Ślizgonek. Poszła w jego stronę. Jednak, stanęła kilka metrów przed nim i cała odwaga spełzła z niej. Cofnęła się trochę, widząc jednak Elizabeth stojącą nie daleko, podbiegła do niego i przytuliła go. Nie można było powiedzieć, że się zdziwił. Mimo to też ją przytulił, zupełnie jakby się nic nie stało. Eh, zakochani. W sumie to bardzo dobrze, że się tak skończyło. Mogli przecież nie odzywać się do siebie przez miesiące, a nawet lata. Wstałam i podeszłam do Toma. On również na nich patrzył.
- Dobra robota - powiedział patrząc na mnie. - Nie sądziłbym, że da się przekonać taką osobę jak Carmen.
- Tak, wiem. Ja też- odpowiedziałam - W ogóle nie wiem nawet jak to się stało.
- W każdym razie, pogodzeni - uśmiechnął się.
- Nawet nie widać, jakby się kłócili - rzuciłam - Właściwie to nie byli pokłóceni, tylko Carmen uwierzyła nie tej osobie co potrzeba.
- Wiesz... - zaczął Tom - Wtedy, jak ona powiedziała, że ją zaprosiłem na bal, to szczerze powiedziawszy myślałem, że jej w to wszystko uwierzysz.
- Gdyby tak było.. to teraz ty miałbyś powiększone zęby i nie stałabym tu rozmawiając z Tobą - uśmiechnęłam się promiennie.
- Ale szybko byś mi tego nie wybaczyła prawda? - powiedział
- No wiesz... Na pewno - odpowiedziałam - W końcu, nikt chyba nie lubi, gdy osoba, którą się... no wiesz tak jakby no kocha, tańczy i w ogóle z osobą, którą się nie lubi.
- Kocha? - powiedział, jakby w ogóle nie usłyszał reszty zdania.
- Tak właśnie tak - odrzekłam. - Tomie Riddle, nie mogłabym się przejęzyczyć.
- Wiem, że to by było jakieś takie dziwne - powiedział- Ale cały czas mam wrażenie, że zaraz powiesz, że żartujesz i pójdziesz do jakiegoś innego Ślizgona, lub co gorsza Gryfona. Gdyby Twoją miłością byłby jakiś Ślizgon, to okej, jakoś bym to zniósł, ale żeby Gryfon? To już chyba, by nie było za dobrze, zwłaszcza dla niego.
- No proszę - powiedziałam krzyżując ręce - I to ja tu jestem najbardziej zazdrosna co?
- Tylko, że - powiedział uśmiechnięty - Ty swoją zazdrość pokazywałaś wszędzie, a ja ją tłumiłem w sobie. Zresztą w dalszym ciągu ją tłumie.
- O kogo niby miałbyś być zazdrosny? - odpowiedziałam.
- Widzisz tego Puchona? - wskazał lekkim ruchem głowy na wysokiego i nie powiem przystojnego chłopaka - Podobno się w Tobie zakochał.
- To zabawne - rzuciłam - Nie miałbyś nawet jednego powodu, żeby się nim przejmować. Właściwie to nawet z nim nie rozmawiałam. I nie będzie okazji.
- Taak jasne - powiedział trochę się przysuwając do mnie - Właśnie do Ciebie idzie.
Odwróciłam się za siebie. Tom miał rację, chłopak szedł w moją stronę. Myślałam, żeby się trochę przesunąć czy coś, ale nie mogłam. Stałam w miejscu obserwując go.
- Cześć - powiedział
- Cześć - odrzekłam, widząc kątem oka Toma, który oddala się w stronę Carmen, i Cedrika.
- Wiem, że właściwie nigdy nie mięliśmy okazji rozmawiać i pewnie nawet nie wiesz jak się nazywam, bo rzadko mamy lekcje wspólnie, ale - wziął oddech. - Nie chciałabyś przypadkiem iść ze mną na bal?
Popatrzyłam na niego szczerze. Gdyby nie fakt, że Tom kilkanaście minut temu powiedział, że mu się podobam i kilka minut temu, że jest o mnie zazdrosny, to pewnie bym się zgodziła. Jednak, spojrzałam na chwilę w ich stronę i postanowiłam, że muszę skłamać.
- Wiesz... - zaczęłam - Naprawdę, wydajesz się być miły i pewnie bym się zgodziła, gdyby nie to, że już mnie ktoś zaprosił.
- Ach - jęknął - No trudno. Spróbuje następnym razem szybciej się przełamać i Cię zaprosić wcześniej niż ten chłopak.
- Szkoda, naprawdę. - powiedziałam.
- A kto Cię zaprosił? - zapytał zaciekawiony
- Tom... no wiesz Riddle - powiedziałam szybko.
- Faktycznie - rzucił - Jemu trudno odmówić co nie?
- No trochę - powiedziałam z uśmiechem.
- No cóż. Może następnym razem to ja zamiast niego z Tobą pójdę. - powiedział poprawiając włosy.
- Nie wykluczone - odpowiedziałam.
- No to... do zobaczenia - powiedział i odszedł w stronę kolegów.
Tom "pogrążony" w rozmowie, odwrócił się w moją stronę. Zobaczywszy, że stoję już sama podszedł do mnie.
- Chciał Cię zaprosić na bal prawda? - zapytał stojąc przodem w ich stronę.
- Tak - szepnęłam
- I się zgodziłaś? - powiedział lekko zdenerwowany.
- Nie - rzuciłam patrząc w podłogę.
- Jak Ci się to udało? - powiedział zdziwiony - Cedrik powiedział, że jest strasznie nachalny.
- Wcale taki nie jest - odpowiedziałam patrząc na niego - Gdy ze mną rozmawiał to zachowywał się bardzo kulturalnie.
- Ach tak - powiedział patrząc w jego stronę. - No dobra, to może mi powiesz jak Ci się to udało?
- Wiesz, właściwie.. to kłamstwo mnie uratowało - powiedziałam czując, że na policzki spływają mi rumieńce.
- Skłamałaś? - zapytał
- Tak - odpowiedziałam - Bo wiesz... powiedziałam mu, że już ktoś mnie zaprosił na bal...
- Yhym - odchrząknął - I na pewno nie pytał kt...
- Powiedziałam, że ty - odrzekłam przerywając mu. Ponownie spuściłam, wzrok na kafelki podłogowe. Oblałam się już dość wyraźnym rumieńcem. Myślałam, że Tom wyśmieje mnie i odejdzie pozostawiając samej sobie, ale tak się nie stało. Uśmiechnął się i popatrzył na mnie.
- Muszę przyznać, że trochę mnie zdziwiłaś - powiedział starając się spojrzeć mi w oczy- Wiesz w końcu jest tyle przystojnych innych chłopaków, że mogłaś dać tyle przykładów. Bo uwierz, że gdyby zapytał, któregoś z nich to by potwierdzili.
- A ty byś zaprzeczył - powiedziałam cicho, lecz już patrząc na niego.
- Nie, potwierdziłbym to z radością - uśmiechnął się.
- To dobrze, bo pewnie, zaraz Cię spyta - powiedziałam
- Uwierz, że nie. - odrzekł patrząc na niego.
- Tym lepiej. Głupio było mi tak kłamać -
- Serio... Czasem się zastanawiam. Jak ty jesteś Ślizgonką. Jesteś po prostu za miła.
- Jak to? - zapytałam patrząc mu w oczy.
- Mogłaś mu po prostu odmówić, tak jak to by zrobiła jakaś wredna Ślizgonka, ale ty obkręciłaś go tak, żeby go nie urazić i tym samym by ci w to uwierzył. Imponujące. Zarazem wydajesz się być sprytna, a innym czasem po prostu za mało.
- Wiesz, czasem moje uśpione zmysły dają dobre znaki. Ale popatrz, gdyby nie to, to już bym była zajęta. Znaczy na bal. A tak to... KTOŚ- zaakcentowałam specjalnie - Może mnie jeszcze zaprosić.
- Tak, tak zrozumiałem aluzję - powiedział roześmiany po czym spoważniał - Nie będę owijał czy coś bo i tak już się pewnie domyślasz o co mi chodzi. Chcę tylko zapytać czy chcesz pójść ze mną na...
- Tak - odpowiedziałam uśmiechnięta. - Widzisz czy było tak trudno?
- Tak - rzucił - Zawsze mogłaś inaczej odpowiedzieć.
- Czy ty zawsze jesteś negatywnie nastawiony do świata Tom?
- Wcale nie jestem. Po prostu, nie wiem co o mnie myślisz.
- Proszę, tylko bez takich. Już wiele razy powiedziałam Ci co tak naprawdę do Ciebie czuje.
- Wiem. Może chcesz powiedzieć raz jeszcze? - zapytał roześmiany
- Nie, wystarczy już tego umilania życia - odpowiedziałam ze śmiechem.
Nagle poczułam przyjemność. Tom przytulił mnie do siebie. Nie tak zwyczajnie, jak się przytula przyjaciół tylko, ważniejsze osoby. Było mi tak miło. Wiedziałam, że po części chce, żeby Puchon był zazdrosny. Jednak mimo to, w większej części zrobił to bo naprawdę tego chciał. Zresztą ja też tego chciałam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz