poniedziałek, 21 stycznia 2013

Rozdział 6.

- Kochasz go? - zapytała się mnie spokojnym głosem.
- Nie - odpowiedziałam.
- Przestań się oszukiwać - powiedziała sucho.
- Nie oszukuje się.. Zawsze byłam szczera - powiedziałam nie wiedząc do końca co właściwie mówię.
- Jasne, to dlaczego teraz jest inaczej? - zapytała - Próbujesz sobie wmówić, że tak ni...
Przerwała bo, któraś z dziewczyn weszła do pokoju, to była chyba Paula.
- Idę z Patrickiem na bal - krzyknęła szczęśliwa
- Cudownie, mogłabyś wyjść na chwilę - zapytała nawet na nią nie patrząc.
- Co? - powiedziała
- Na chwilę? - spytała
- Nie, jestem zmęczona - powiedziała i rzuciła się na łóżko.
Carmen westchnęła ze złością. Już miała coś powiedzieć, ale jej przeszkodziłam.
-Chodź do pokoju wspólnego - powiedziałam podnosząc się
-Ale przec.. - nie dokończyła
- Do wspólnego - powiedziałam idąc w kierunku drzwi
- Niech Ci będzie. - rzuciła
Weszłyśmy do pokoju wspólnego. Gdy się rozejrzałam, przyuważyłam, że go nigdzie nie ma. Tym lepiej, nie miałam ochoty na niego patrzeć. Usiadłyśmy w fotelach przy kominku, ja rzuciłam się na niego leniwie, a ona usiadła wyprostowana, nie opierając się o oparcie. Wlepiała we mnie swe czarne oczyska, jakby coś chciała, wyglądała tak jak wtedy Tom, gdy oczekiwał ode mnie odpowiedzi.
- Coś może chcesz? - zapytałam patrząc na nią z przerażeniem
- Tak - odpowiedziała, nim zapytałam czego wyprzedziła mnie mówiąc - Prawdy.
- Powiedziałam Ci przecież, że nic do niego nie czuje - odpowiedziałam podciągając się w fotelu.
- Tak i tym samym mnie oszukałaś- powiedziała- tak wiem, że jesteśmy Ślizgonami, ale do cholery Brooke trochę prawdy Ci nie zaszkodzi!
Nie wiedziałam, co odpowiedzieć. Jakbym powiedziała, że tak jestem zazdrosna, to by się tryumfalnie uśmiechnęła, a jak jej mówię, że to nie prawda, to ona na mnie wrzeszczy. I jak tu być Ślizgonem. Westchnęłam już miałam jej powiedzieć prawdę, gdy nagle wszedł do pokoju.
- No cóż - powiedziałam wstając- Dobranoc kochani.
- Gdzie idziesz? - powiedziała również wstając.
- Jak się mogłaś domyślić do dormitorium - powiedziałam dokładnie analizując każde słowo.
- Nic mi jeszcze nie powiedziałaś - wycedziła
- Tak wiem- odpowiedziałam sztucznym głosem - I chyba będziesz musiała wytrzymać do jutra.
- Nie wydaje mi się by ta sprawa musiała trwać tak długo - odpowiedziała głośniej.
- No cóż - odpowiedziałam również głośno - Przykro mi, że nie podzielasz mojego zdania.
- Twojego zdania? - zapytała ze złością
- No wiesz, wydaje mi się, że jeszcze mam prawo do posiadania własnego zdania- ścisnęłam różdżkę, bo zobaczyłam, że ona też ma ją już w pogotowiu.
- Oczywiście, że masz- powiedziała - Jednak, w tym wypadku radziłabym Ci się skłonić do wybrania mojego zdania.
- Nie wydaje mi się, by to było słuszne - odpowiedziałam wrogo.
- Czyli źle Ci się wydaje- uśmiechnęła się sztucznie
- Wiesz, jak już mówiłam oficjalny termin naszej następnej rozmowy, może być ewentualnie jutro. I proszę przestań mnie tak naciskać! Jak będę chciała to sama Ci powiem!- krzyknęłam po czym spokojnie dodałam - Dziękuję za uwagę.
Dopiero teraz rozejrzałam się po całym pomieszczeniu. Pierwszo i drugo klasiści patrzyli na nas z przerażeniem wbijając palce w krzesła, trzecio i czwartoklasiści mięli ten błysk przerażenia w oczach i widać  było, że chętnie by posiedzieli teraz gdzieś indziej. Sama Carmen stała w osłupieniu, chyba nawet ona nie mogła uwierzyć, że potrafię aż tak wybuchnąć. Patrzyła na mnie jakby chciała się  Zobaczyłam też Riddle'a. Patrzył zdziwiony na nas obydwie i jakby dziwił się całej sytuacji. Westchnęłam cicho i odwróciłam się w stronę dormitorium. Bez żadnych cyregieli udałam się prosto do łóżka. Zobaczyłam, że Paula musiała gdzieś wyjść w czasie naszej rozmowy. Jeszcze długo po moim wyjściu, nie było nikogo w pokoju. Siedziałam sama w ciemnościach, nie chciałam zapalać światła, nie miało by to najmniejszego sensu. W pewnej chwili drzwi się otworzyły. Zamknęłam szybko oczy i udawałam, że śpię.
- Śpi już - szepnęła Carol
- No to wejdź, ale cicho - uprzedziła Paula
- Dobra, dobra - powiedziała i otworzyła drzwi. Byłam pewna, że są wszystkie. Usłyszałam kroki w jednym kierunku. Słychać było ciężki odgłos Heleny. Logicznie stwierdziłam, że stoją przy moim łóżku.
- Jesteś pewna, że śpi? - zapytała cicho Julie
- Tak, przecież widać - odpowiedziała Carol
Popatrzyły na mnie jeszcze z może kilka sekund i usiadły każda ( jak mi się wydaje) na swoich łóżkach.
Przez długi czas było słychać ich rozmowy, lecz jeden fragment utknął mi w pamięci:
"- A co myślicie o Tomie - powiedziała Paula - No oczywiście Riddle
- Całkiem fajny - powiedziała Helena
- I ogromnie przystojny - dopowiedziała ze śmiechem Carol.
- No tak, tak - przytaknęła Carmen
- Dziewczyny i tak nie macie co próbować. Słyszałam od jednej Puchonki, że jemu podoba się Brooke- powiedziała cicho Julie
- Wiesz, że ona moż... - zaczęła Carmen
- To Puchonka, oni nie kłamią. Chyba, że w dobrej wierze- dodała Carol
- Wiecie nawet mi się tak wydawało, ale nie chciałam nic mówić. - powiedziała Helena
- W sumie widać jak on na nią patrzy - powiedziała Carmen
- I jak ona patrzy na niego - dodała Julie
- Myślicie, że coś z tego będzie? - zapytała  Paula
- No coś ty. - powiedziała Carmen- Ona nigdy się nie przyzna, że się w nim podkochuje.
- Więc wszystko zależy od niego - powiedziała Carol
- No dobra nie plotkujemy. Spać! Nox - krzyknęła i zgasiła swą różdżkę."
Po tym jakoś mniej więcej poszły spać. Myślałam cały cas nad tym co powiedziała Julie. Zrobiło mi się jakoś miło w tamtym momencie. Nie wiem czemu, ale wtedy zachciało mi się posiedzieć nad tym.. samej w pokoju wspólnym. Tutaj się nie dało - Carol strasznie chrapie.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz